poniedziałek, 1 stycznia 2018

Logika wiatru.

Czasem wiatr przywieje mi nie wiadomo skąd pytanie, a czasem odpowiedź słabo uzasadnioną. I lubię go za to, bo powiększa chaos i galimatias, a tylko taki stan wydaje się być rozwojowym i wnosić coś nowego do tej stagnacji powtarzalnej aż po życia kres, mielone pulpety, papka i miazga codzienności, w której elementy środy pomieszały się kompletnie z piątkiem, który ciągnie niczym gumkę w majtkach za warkocze poniedziałku, czy też popołudniowe, niedzielne lenistwo wyżyma wraz z piątkowym entuzjazmem w jeden ulepek bezguścia mieszczańskiego.

A dzisiaj wiatr przybiegł do mnie jak głodny pieszczot piesek i ogonem merdał wprost po oczach, o nogawki się ocierał i pod koszulę wejść próbował, żeby mnie dotknąć bezwstydnie. Żadnej skruchy, czy potulności – jak po swoje przyszedł i zaczął mnie obejmować, a mi, żebym nie miał siły się bronić, przyniósł z nieznanego świata dylemat komuś ukradziony.

- musisz tu być? – zapytał i jak jakiś pyton owinął się wokół moich bioder i sprawdzać zaczął czy rozporek mam dokładnie zapięty, a kiedy się okazało że niestety tak, to cztery rundy dookoła kadłubka wykręcił odbierając mi ciepło zgromadzone na później i w ucho mi wionął koncepcją, żeby jednak zmienić lokalizację. Wzruszyłem ramionami, ale niezbyt aktywnie, żeby mi przypadkiem koszuli ze spodni nie wyciągnął, bo przyleciał zdyszany, ale wcale nie ciepły. Musi szlajał się gdzieś po fiordach Norwegii, albo na Spitsbergenie:

– możemy iść? Już/teraz/natychmiast?

Co miałem mu powiedzieć, skoro on tylko gadać potrafi, a o słuchaniu, to zapomnij… Słuchanie nie jest jego mocną stroną – ot, czasem skradnie wątek, który niezbyt silnie był zakorzeniony w rozmówcach, czasem splecie wielosłowie jakiejś majówki masowej i podrzuci taki snop zapleciony, wielojęzyczny, urwany w pół słowa, żebym się pastwił nad nim, jak alianci nad szyfrowanymi depeszami w wojennym czasie. Z tych jego słów układałem czasami światy, które nie mogły zaistnieć zupełnie, bo alogiczne były, zbyt ciężkie, albo grawitacji pozbawione ulatywały w przestrzeń kosmiczną, jak helem wypełniony balonik, kiedy z dziecięcej rączki sznurek się wyśliźnie upocony ponad miarę nieuwagą chwilową, lecz brzemienną w lot Ikara o odwróconym dnie.

Polazłem z nim, tam gdzie mnie uwieść chciał. Znowu zbyt słabym byłem, żeby się postawić i twardo powiedzieć NIE – ba! On i tak nie zrozumiałby słowa, tylko bawiłby się nim jak suchym liściem i tak długo obtłukiwałby je o kocie łby, witryny sklepowe, kanty schodów i parapety, aż całkiem zaczęłoby TAK przypominać z bólu i rozpaczy. Polazłem z nim oczywiście, nie pierwszy i nie ostatni raz, choć ta uwaga trochę na wyrost jest, ponieważ każdy z nim spacer może stać się żałobnym konduktem, w którym ja pełnić będę każdą możliwą do wymyślenia rolę, z główną (niestety) włącznie.

A ten urwipołeć chichocze i wodzi mnie po jakiś zaułkach, zakamarkach, nad rzekę mnie wyciąga i na mosty – on lubi, bo w poręczach i balustradach slalomem gonitwy urządza, albo gra na nich upiorną pieśń wyjca, w tonacjach obleczonych rozpaczą i beznadzieją. Czasem spadnie na rzekę i zapluszcze w niej wiry kłębiąc, innym razem zajrzy w okna uczelni, albo do biur, żeby przeczytać pobieżnie stos dokumentów nieopatrznie zostawionych przy uchylonym oknie na moment zaledwie.

Czasem próbuje się wdzięczyć do mnie i zadziera spódniczki dziewczętom, albo porwie im ulotny aromat perfum zza ucha i przynosi do mnie pytając, czy podoba mi się ów zapach. Widziałem kiedyś, jak odepchnął chłopca, żeby z dziewczątkiem poflirtować, zatańczyć przytulając się do niej, jakby był drugą jej skórą. Wrócił skruszony nieszczerze, bo dziewczę krzyknęło ostro, a on mi podać chciał na policzki ciepło jej ciała, lecz zgubił, nim do mnie doniósł i tylko patrzył z szelmowskim błyskiem w oczach, czy upomnę się, bo przecież pobiegłby drugi raz i jeszcze jedną próbę podjął.

Poszedłem z tym wiatrem bezpańskim, a on najpierw przejrzał moje kieszenie, potem zajrzał do uszu i włosy policzył, pchał mnie w plecy, żebym tak nie mitrężył, żebym przyspieszył, a kiedy dotarłem wreszcie na mosty (oczywiście! Gdzieżby indziej! Przecież rzeką wiać można nieskrępowanie, jakby to tor F1 był i autostrada bez końca). Pozwolił mi spocząć na ławce, lecz najpierw przedmuchał szczeble drewniane z piasku i wilgoci – ot, usłużny taki niespodzianie – musi knuł coś większego, skoro taką mnie celebrą objął. Siedziałem na ławce, twarzą w stronę rzeki, a on zwiedzał most od spodu i od góry, pograł chwilę na szczeblach metalowcy, zmierzwił nurt miliardem zmarszczek i zachichotał szyderczo z rzeki, że taka staruszka pomarszczona.

Siedziałem ciesząc się beztroską i bezmyślnością i czekałem, aż wreszcie powie o co mu chodzi i w jakim celu ściągnął mnie na mosty. A wiatr bawił się w najlepsze i miałem wrażenie, że o mnie już nie pamięta, kiedy wreszcie przyleciał zdyszany i ręce wyciąga i szarpie mnie i znowu krzyczy:

– Chodź!, szybko! Idziemy dalej, nic tu po nas, pusto, nudno i ponuro!

Miałem zaprotestować i usta otwierałem nawet, lecz wdarł się w nie i spił ze mnie wszystkie pytania i wtłoczył do płuc coś zimnego, skręconego jak lody włoskie i już miałem go w nogawkach, rękawach, kapturach i popychał mnie, a wokół fryzury zataczał się aureolą jak pijanica w wesołej fazie i mamrotał, że teraz koniecznie, i dalej, i chodźmy wreszcie, bo czemuż siedzimy na tym moście ,kiedy nikt i nic nie chce tu być, bo tam-siam-owam są ciekawsze okolice, bardziej niepoznane, dzikie, nieokiełznane, i czekają na nas, żebyśmy je powąchali, dotknęli, okradli z intymności i tajemnicy. Ach! Skląć go miałem okrutnie, zelżyć, bo przecież na manowce mnie znowu wiedzie i obietnic nie dotrzymuje i kłamie wręcz bezczelnie, nieomal przekonując mnie, że to moja wina, bo zbyt powolny jestem, zbyt niezdecydowany i stateczny, jak ten pomnik granitowy, który porusza się dwa milimetry na rok i dlatego omija go wszystko-co-warte-życia, a on mnie pcha i ciągnie i szarpie, szepcze, namawia…


- bo wiesz… życie to ruch, bieg, ciekawość nienasycona i nieskończona, a ty, tu, na moście, na ławce, emeryt głaszczący szczebelki oparcia ławki i piegi na słońce wystawia i udaje, że wody słucha, kiedy ona z takimi gadać nie będzie, ona też czeka na usta gorące jak piekło, na tętno niczym dziki tabun mustangów, na blask w oczach większy od miliarda zajączków i… Nieważne, nieistotne, błahe powody, albo nawet zbędne i szkodliwe. Ruszać trzeba, zarażać sobą otoczenie, być. Śmiechem, szlochem, rozpaczą pulsującą, ale żywą jak woda i ogień, jak wiatr, więc naprzód, wstawaj wreszcie i przestań mitrężyć, marnować, zasypiać, bo czas nie znosi stagnacji, on wtedy jest bezlitosny i ryje bruzdy w twarzach, zmarszczki tak głębokie, że chęć do życia odchodzi, wycieka poprzez te spękania lenistwem nadmiernym powołane, jak korę drzew, którą mróz potworny potrafi rozsadzić, żeby łzy drzew wiosną spłynęły, a dusza uschła zanim uschną liście w koronie zawieszone. Chodź już i nie pytaj po co, nie pytaj dokąd, chodź i żyj, krzycz, drap, mów, rób, ŻYJ!!!

24 komentarze:

  1. To spotkałeś wiatr twórczy, wspomagający Twoją ciekawość świata...wiatr artysta potrafi być i przewodnikiem w podróży.
    Mnie wiatr niepokoi raczej, a najgorzej gdy przewraca :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiatr pana nie ma, niewolnikiem nie będzie.
      możesz iść z nim, albo przodem go puścić, ale nie oswoić.

      Usuń
  2. Tym razem Autor przekroczył granice dopuszczalnej egzaltacji. Samouwielbienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och... autor jest tak pełen wad, że nawet kropla wody się w to opakowanie już nie zmieści.
      dzięki za zauważenie.

      Usuń
  3. Ciekawe, skąd Ci to przyszło do głowy... że trzeba "ruszać", "zarażać sobą otoczenie", "być", że trzeba "chodzić i żyć", "krzyczeć", "drapać", "mówić", "robić"...
    Po co?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiatr w bezruchu nie istnieje, bo jego definiuje ruch, niepokój i prądy, które elektryzują i nie pozostawiają obojętnym. co dziwnego w tym, że w taki sposób wiatr zachęca do życia, skoro to jego własna definicja? a ja się zgadzam, że w bezruchu niech pozostanie architektura i trwa sobie - nie chcę trwać - chcę żyć

      Usuń
    2. Myślisz, że człowiek siedzący na ławce nie żyje?

      Usuń
    3. kurz też na niej siedzi...
      albo paczka z DHL

      Usuń
    4. I między człowiekiem a kurzem (lub paczką z DHL) nie ma różnicy?

      Usuń
    5. kiedy tkwi na ławce? - nie

      Usuń
    6. Serdecznie dziękuję - będę o tym pamiętać w czasie snu albo siedząc na ławce. Może nawet ktoś wyrzuci mnie do śmieci jak niepotrzebny rupieć.

      Usuń
    7. może się udać - z tego kurzu budowałem cegłę - zostałaś matką chrzestną kolejnej "bajki"

      Usuń
  4. Absurd. Obrażasz w tym momencie wszystkich niepełnosprawnych, pogrążonych w śpiączce, katatoników, w depresji i innych cierpiących. To niehumanitarne.
    Czytałeś "Biegunów" Olgi Tokarczuk?
    http://lubimyczytac.pl/ksiazka/255701/bieguni
    Znajdziesz tam wyjaśnienie kompulsywnej potrzeby ruchu. Spodoba Ci się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet Bóg wszystkim dogodzić nie potrafi.
      a mi brakuje baaaaardzo dużo.
      Przepraszam wszystkich urażonych.

      Usuń
  5. To Ci się oberwało... To, że ktoś napisał bajkę/opowiadanie/powieść, nie znaczy, że musi utożsamiać z nią swoje przekonania. Chyba, że się mylę.

    Od wiatru bardziej umiłowałam słońce. Nawet chmury są mi bliższe, bo potrafią przybierać niespotykane kształty ;)

    Pomyślności w Nowym Roku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się szeroką gębą do Ciebie.
      A poważniej - podoba mi się. Nie chcę, żeby komentarze były wyłącznie klaką - jeśli ktoś uważa (i ma odwagę) napisać, że jestem głupi - dziękuję za to szczerze, bo mało kto ma w sobie aż tyle samozaparcia. Kiedyś (okropne słowo) zlikwidowałem komentarze, bo tych achów i ochów było dużo, aż pomyślałem sobie, że listonosz w następnym tygodniu przyniesie zaproszenie na wręczenie literackiej nagrody Nobla - i wiesz co? Listonosz pomylił adres, a ja klnę do dzisiaj, że poczta tępaka zatrudniła...
      Anonim płci mi nieznanej zasługuje na szacunek, bo napisał co myśli nie licząc się z ewentualną krucjatą - chyba tylko Kloszarda stać jeszcze na podobne komentarze.
      PS. podobno jestem dorosły... może nawet myślący - może przeżyję krytykę.

      Usuń
  6. A co Kloszard (z całym szacunkiem) ma do odwagi wyrażania swoich poglądów? Nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ma odwagę powiedzieć, co myśli, choćby się to nie podobało autorowi.
      w blogach regułą się stało, że jak się komuś nie spodobało, to ucieka czym prędzej, a nie komentuje - jemu się chce i to jest niespotykane. Ja za to (m.in.) go szanuję, bo nie jest to łatwe - Ciebie też, chociaż masz naturę bardzo konfrontacyjną, jakbyś miał (a)? młodą duszę...

      Usuń
    2. To nie jest odpowiedź na moje pytanie. BTW - formułujesz bardzo kategoryczne sądy, ale rzadko je uzasadniasz, jakbyś nie ponosił za nie odpowiedzialności. Rozumiem - licentia poetica - ale czegoś tu brak, czegoś zupełnie zasadniczego, może szacunku dla czytelnika? W komentarzach widać to doskonale - tu bywasz wręcz mentorem. Jestem na Twoim blogu tylko gościem, wiem, ale gościem uważnym, poszukującym, gotowym do rozmowy - czy nie o to chodzi w komentarzach? Mam wrażenie, że Tobie zupełnie nie zależy na rozmowie samej w sobie, interesują Cię tylko własne monologi. Sytuujesz się z definicji PONAD. Smutne.

      Usuń
    3. jak łatwo jest ferować wyroki...
      mówisz, że chcesz rozmawiać - adres e-mail jest na stronie głównej - porozmawiajmy na równych prawach. (gdyby to był kłopot - dwojna@go2.pl). Jeszcze miesiąc temu była to jedyna interakcja, na którą sobie pozwalałem. Ale w jednym masz rację - celem tego bloga nie jest dialog w zakładce "komentarze", a treści na stronie głównej. Sytuuję się z definicji na pozycji POMIMO, a nie PONAD - przecież ustawowo nikogo nie obliguję do obecności, czytania, rozumienia, zachwycania się bądź ostrzenia bagnetów. Robisz jak uważasz - również POMIMO.
      Ja będę pisał bez względu na Twoją obecność, czy jej brak - komentarze? wcale nie zdziwię się, jeśli znikną całkiem za jakiś czas, bo to już ćwiczyłem i wcale źle się z tym nie czułem. Na nowych śmieciach sprawdzam, jak sobie radzę w komunikacji dwukierunkowej - Ty twierdzisz, że wcale. Przyjąłem do wiadomości, a co z tym zrobię, to jeszcze nie wiem.

      Usuń
    4. A jednak publikujesz, co oznacza, że czekasz na czytelnika.
      Już rozmawialiśmy na równych prawach (poprzedni blog), ale OK - przechodzę na e-mail.
      Pozdrowienia noworoczne dla wszystkich czytelników :-)

      Usuń
    5. nie poznałem w takim razie - wybacz.
      kto jest wolny od próżności? na pewno nie przymierzam się nawet do takiego garnituru...
      bardzo miło mi, kiedy ktoś zagląda więcej niż raz i nie jest to związane z zabawą we wdzięczność i wzajemność

      Usuń
  7. Oj oko widze, ze urastasz tu na rasowe blogowe "zwierze" ;-) pamiętaj pisz a później zwiewaj i niczym się nie przejmuj.
    Najlepszego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znaczy, że w nowej klatce wyraźniej ryczę?
      może mam mniej mierzwy pod pazurami/kopytami...

      Usuń