wtorek, 2 stycznia 2018

O przymierzach i krucjatach.

Może to niepoważne, jednak przyszło mi porównać się z cegłą i… wstyd się przyznać, ale o jakiejś zdecydowanej przewadze trudno mówić, skoro na wielu frontach poniosłem sromotną klęskę nawet. Ech! Jaki ja niedorobiony. Nieumiejętny i słaby. Ale po kolei. Wystarczyło spotkać na swojej drodze krytyka, który świat widzi przez pryzmat porównań i potrafi wszystko ze wszystkim zważyć i wykazać NIEZBICIE, że krytykowany element absolutnie podstaw nie ma do dumy, bo nawet taka mizerota, ogryzek i cień niedopałka potrafi wykazać się walorami, które o niebo (i to siódme) przerastają domniemywane zalety obiektu.

A obiektem stałem się ja. I to zupełnie niechcący. Nie prosiłem się bynajmniej. Po prostu stałem na drodze najwyraźniej, a może stanowiłem wdzięczny przypadek, lub też trafiłem na humor wisielczy i mistrz krytyki postanowił na mnie rozładować swoje frustracje, żeby poczuć się lepiej ode mnie, co w chwili spotkania było nieosiągalne. Wiem, to takie swojskie, znane, i każdemu nie jeden raz zdarzyło się brać udział w negatywnej licytacji, żeby własny humor cudzym nieszczęściem podbudować i na takim fundamencie budować samopoczucie, żeby choć zasnąć bez łez w oczach.

Ale – dygresje na bok, pora wrócić do przedmiotu szatańskimi proporcjami opisanego w tak wielu szóstkach, że aż strach je wyliczać – 6x12x24 – czerwone błoto wypalone na kość twardą tak, że zęby połamać – proporcjami zawstydziła mnie już na początku, bo ja mogłem się wykazać zaledwie namalowanym przez da ’Vinci człowiekiem witruwiańskim, którego wpisać można w więzienie okręgu lub kwadratu i podstawą się stać miał ów idealny niewolnik architektonicznego porządku, lecz przepadł w obliczu cegły… Pierwsza z porażek, stanowiła zaledwie rysę, cieniuteńką zmarszczką na czole, zdumioną bardziej niż ja sam, że oto cegła wobec człowieka w hierarchii zająć może wyższy stopień podium. I przecież idealny człowiek Leonarda, to niekoniecznie ja (zmarszczka - o zgrozo! - przestała być domysłem i stała się faktem)

Krytyk bezlitośnie wykazał, że zarówno w płynach, jak i w gazach, czy próżni moja przewaga w poruszaniu się jest wyłącznie zadufaniem, pychą i mniemaniem, nie mającym żadnego pokrycia w rzeczywistości – co gorsza, cegła w takich warunkach zachowuje czcigodne milczenie, kiedy ja nieprzystojnym wrzaskiem zatruwam buddyjski spokój nawet cynikom. A po zakończeniu świadomej podróży śmiecę (post mortem) o wiele bardziej i posprzątanie po mnie zużywa o wiele więcej energii niż sprzątanie pyłu ceglanego. Zmarszczki rosły na mnie już nie tylko w poziomie, ale i w pionie, a mózg marszczył się jak ocean wokół przylądka Horn w szczytowym gniewie, żeby sprostać wyzwaniu… Bezskutecznie - krytyk przemierzał mój widnokrąg monotonnie, martwo i rzeczowo tłamsząc moje jestestwo niepozorne i plugawiąc moje o mnie mniemanie, niczym kapral szeregi młodego naboru o pierwszym zmierzchu.

Bo w kategoriach wytrzymałości cegła potrafi unieść stu braci na grzbiecie, a ja z jednym mam kłopot, bo cegła żyć potrafi dziesięć razy dłużej niż ja i większym piętnem na historii i geografii odbiła się, niż ja mógłbym pomarzyć, bo w końcu jej konserwatyzm i niewzruszony spokój pogrążają moją pochopność, która i tak nic dobrego nie wnosi poza tumultem i beznadziejną szamotaniną donikąd….

Bronić się chciałem, bo przecież w dziele stworzenia cegła sama nie powstała, że ktoś mi podobny musiał ją do życia powołać talentem silnych dłoni, lecz krytyk powstrzymał mnie otwartą dłonią broniąc do siebie dostępu. Rozcapierzył paluszki, wypoziomował ramię i paznokciami drapał co bardziej nieostrożne cumulusy. Na twarzy miał pogardę, a w oczach triumf. Pierś wypełniona atmosferą nawet nie falowała, tylko wciąż rosła, tak jak odległość pomiędzy nami.

Odwrócił się bez słowa, bo wszystkie ważne już sam wypowiedział, a z kimś, kto cegły jednej niewart jest nie będzie się fraternizował, więc odszedł kołysząc własnym ego jakby to były pierścienie Saturna na uszach kolczykami powieszone. Oddalał się we własnym blasku, a na mnie zmarszczki rosły nawet w miejscach nauce nieznanych, albo niepożądanych, jak przykładowo wątroba spalona alkoholem, czy pośladki posiniaczone argumentami bezwzględnymi i nieodwracalnymi.


Jeśli więc teraz na wojnę iść zapragniesz – weź cegłę, nie mnie – więcej pomoże, ułatwi przetrwanie, albo zdobycie pożywienia, ochroni przed apetytem lub wściekłością drapieżnika. Nie wiem, czy uchroni przed krytykiem, bo ten, choć sam w życiu nie stworzył, żyje zatopiony w iluzjach, w nierealnościach, w świecie, w którym własna wizja potrafi rozszarpać każdą wartość, choćby ona była zaściankowa, malutka, szyta na miarę cichego, drobnego istnienia. Jeśli idziesz na wojnę, jeśli się uda – weź krytyka – on rozprawi się z każdym twoim wrogiem tak skutecznie, że ty będziesz sączyć drinka w bujanym fotelu, a wojna już spisywać będzie warunki kapitulacji i kontrybucję na upokorzonych wrażych plecach nieść będzie nieskończonym szeregiem stóp polerujących granity via appia.

12 komentarzy:

  1. Masz jedną przewagę: nie da się Ciebie ustawić w rządku podobnych, prawie identycznych i nieodróżnialnych.

    OdpowiedzUsuń
  2. e tam... każdego się da ustawić.
    w morzu pływa wiele ryb i zawsze większa się znajdzie
    a ja w końcu (jak napisał Red Vonnegut)mieszkam na zadupiu... i resztę przemilczę, bo to już wystarcza

    OdpowiedzUsuń
  3. Krytyka przywodzi mi na myśl człowieka, któremu ewidentnie nudzi się w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale przecież ktoś tworzy opinie...
      czasami zawodowo.

      Usuń
  4. Walić krytyków, którzy często nie wiedzą o czym mówią, a im bardziej zaczepne i kontrowersyjne opinie głoszą, tym bardziej podreperowują swoje niedowartościowane ego. Taki krytyk żeby zaistnieć musi się wyróżnić spośród papki innych krytyk, a czym jeśli nie napastliwością i kontowersyjnością, deptaniem świętości i dowalaniem innym? Owszem, często też krytyka bywa słuszna i konieczna, by powstrzymać zapędy indywiduów pragnących zaistnieć za wszelką cenę, ale musi być rzeczowa i konstruktywna. Bezpodstawną krytykę, graniczącą z oszczerstwem należy puszczać mimo uszu i się na nią uodpornić. W skrajnych przypadkach można szukać sprawiedliwości i oczyszczenia z pomówień w instytucjach do tego przeznaczonych.
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wzajemnie - niech przeprowadzka będzie już tylko wspomnieniem, które blednie z każdym dniem.
      dramat jest czysto iluzoryczny - pytanie brzmiało, czy można człowieka z ogryzkiem, albo paprochem porównać - okazuje się, że można... trochę ten paproch ucywilizowałem do cegły i nie mam nic na swoją obronę.

      Usuń
    2. Iluzoryczny, czy nie, to jest tematem rzeką. Coraz częściej niektórym się myli krytyka z oszczerstwem. Na temat różnej maści krytyków i tak już mam zdanie wyrobione od czasu, gdy jakiś niedouczony pismak skrytykował uznanego w świecie znanego polskiego kompozytora, że jego muzyka jest marna, bo bazuje na ludzkich emocjach. No a jaka ma być muzyka? Tępa, monotonna i nie wyzwalająca emocji? Kto by takiej muzyki chciał? Odtąd tego typu krytycy wywołują u mnie jedynie wzruszenie ramion.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. a pewnie, że habilitację można w jakimś siedmioksięgu wygenerować.
      pytanie w jakim celu.
      krytyka z założenia powinna pomagać nieświadomym w selekcji, a sztuka dla odmiany budzić emocje odbiorcy - czy wszystkie dostępne...?

      Usuń
  5. Aż wróciłam, by przeczytać o co chodzi...ale kurczaki, nie wiem o co Anonimowi biega.
    Gdzieś czytałam - niech pierwszy rzuci, kto jest bez winy...
    Bez kielicha nie da rady:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i tej sugestii będę się trzymał - rozcieńczyć płynami tę marskość mózgu, aż do objawienia.

      Usuń
  6. Witaj, Oko.

    Jestem trochę nie w temacie, bo niedawno wróciłam, ale tak mi się skojarzyło:

    "A w maju
    Zwykłem jeździć, szanowni panowie,
    Na przedniej platformie tramwaju!
    Miasto na wskroś mnie przeszywa!
    Co się tam dzieje w mej głowie:
    Pędy, zapędy, ognie, ogniwa,
    Wesoło w czubie i w piętach,
    A najweselej na skrętach!"
    (Julian Tuwim, "Do krytyków")

    Wszystkiego najlepszego w nowym, 2018 roku, Tobie i Twoim blogowym Gościom:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tuwim, to jednak gość...
      teraz w Mieście nie da się jeździć na platformach - szkoda - pewnie też próbowałbym

      Usuń