sobota, 22 grudnia 2018

Stek z Minotaura.


Zawodowy szermierz od potyczek z logiką istotę rzekomego problemu dawno temu rozebrał na czynniki pierwsze i wygenerował rozwiązanie w słowach (o dziwo) zrozumiałych, nawet nie zaszczycając mnie zauważeniem, abym nie pokalał majestatu, lub co gorsza nie zdeprawował geniuszu, ledwie tylko nadszarpniętego zębem czasu. Za to pisemnie wskazał potomności jedynie słuszną ścieżkę, gdyż sam nie pałał żądzą ekstremalnych spacerów, przedkładając ciepło kominka nad fizyczne zwycięstwo rozumu nad materią ciemną i nie-do-końca-zbadaną-zmysłami. Pogardliwie prychnął nad moim nazbyt ciasnym umysłem i krzyczał czarnymi literami przede mną-nielotem, aż zrozumiałem, co oczywistym nie było. Ale jednak zrozumiałem…

Gdy rozwiązanie bezwstydnie trąca w nos i na talerzu nie przypomina dekoracji, lecz danie główne, wtedy nawet umysł wątły odważy się je skonsumować i wchłonąć kwant wiedzy przetrawiony wstępnie cudzym geniuszem dla wzmocnienia organizmu. Nie obrodziło sklepami z rozumem, a trzeba sobie radzić zasobami zbyt ubogimi czasem dla ewidentnie skomplikowanej procedury, jaką jest życie doczesne. Czyli grymasić nie wypada, więc pobrałem. Może i nie za wiele, bo wiedza dość ciężka się zdaje i przytłacza. Kręgosłupy wygina ku ziemi i uśmiech kaleczy. Sen odbiera i depcze młodzieńczy entuzjazm, a marzenia odkłada na półki z napisem „mrzonki” – w przypadkach skrajnych na półki z napisem „sprawdzone niestety mrzonki”. Rozum potrafi tydzień wcześniej się skulić przed hipotetyczną materializacją ciosów, które bolą, nawet, gdy na grzbiet nie spadną.

Geniusz powiedział głośno, tymi swoimi czarnymi literami, że labirynt nie istnieje. Że wystarczy jedną dłonią chwycić wejścia i pilnować, aby dłoń w trakcie zwiedzania nie straciła kontaktu ze ścianą. I już. Nie można zabłądzić, zgubić się, albo trafić w to samo miejsce – chyba, że jest nim wyjście. Żeby udrożnić procesy myślowe podrapałem się po łbie i uznałem, że lewą ręką mogę podtrzymywać się ściany, choćbym był trzeźwiuteńki niczym zagorzały abstynent, który jabłka dojrzałego nie dotknie z obawy, że fermentacja ukradkiem rozpoczęła procedury startowe. Prawą miałem zamiar zwalczać panikę, gdyby przypadkiem stanęła przede mną w celach jawnie wrogich, czy podstępnie skrytych. Z przyzwyczajenia do własnych kształtów i z szacunku dla delikatności świeżo wypielęgnowanej dłoni zwalczać zamierzałem jakimś przedłużaczem, bo to mniej boli zwalczającego, jednak wybór nie wydawał się prosty.

Trudno o uniwersalne narzędzie do unicestwiania paniki, kiedy nie wiadomo jak owa zamierza wyglądać. Drapanie się po głowie niewiele tutaj wnieść mogło, więc przyszła pora podrapać się po delikatniejszych ośrodkach umysłowych, co zaowocowało prostą konkluzją - trzeba koniecznie naradzić się z moją prywatną Ariadną, żeby wizja zapłodniła ciało do działania. Nie wiem kto tak perfidnie wymyślił, żeby płodną myśl nazwać „chłopskim rozumem”. Czyżby ironia? Przecież rzeczona odmiana korzystania ze zmysłów stanowi domenę niewiast. Może dlatego, że chłop nim zacznie działać korzysta z zewnętrznego pakietu intelektualnego, jeśli dojrzeje do zauważenia, że dysk zewnętrzny wnosi mniej błędów i zniekształceń, a także wykazuje uporczywą wręcz skłonność do przetrwania pomimo wszystko. Talent pochodzenia płciowego wywołuje w płci go pozbawionej imperatyw posiadania na wyłączność dożywotniego dostępu do zasobów.

Ariadna, to nawet się drapać nie musiała. Zaczęła od tego, że skoro geniusz opracował metodę wracania żywcem z labiryntu, to na początek mogę oddać jej motek wełny, żeby szalik uszyła tym osmarkanym sierotom plączącym się pod nogami i żebrzącym o zauważenie. One nawet nie wiedzą, jak mam na imię, więc chyba los je mocno pokarał pamięcią przykuso skrojoną, bo szwendają się po izbie i krzyczą „ta ta”. Miałem nawet zapytać Ariadny, o co chodzi z tym planktonem, ale najpierw trzeba było objąć umysłem ten większy problem. Ariadna elegancko i przewidująco jakiś czas temu przybrała większą formę, żeby obecnie mieć szanse objęcia i objęła.

Zbeształa mnie za pomysł zwalczania paniki narzędziem ostrym, gdyż mięso porcjować trzeba „umić”, żeby ochłapów za dużo nie było. Wyjęła z kąta wysłużoną maczugę i poprosiła, żebym bydlątko unicestwił jakoś tak subtelniej, bo i móżdżek ma swój bezpretensjonalny urok, kiedy go z miłością przyrządzić. Okazało się, że panika powinna wyglądać trochę jak wołowina, a trochę jak człowiek. Tradycja każe, żeby był męskim odszczepieńcem, więc pojawiła się szansa osiągnięcia strategicznej przewagi w sposób wyciskający męskie łzy na samą myśl o takim wstępie do obezwładniania przeciwnika. Podobnież bycze jądra są rarytasem wymykającym się gastronomicznym porównaniom i kto nie próbował, temu żaden poeta nie przybliży wibracji zmysłów pod wpływem wyrafinowanej uczty. Kotlety się tłucze, żeby zmiękły, więc maczuga wydawała się niezła. A sama strategia, żeby zainteresować się wstępnie męskością paniki? Pomimo łez w oczach uszy doniosły konkluzję zewnętrznego rozumu napiętnowaną błogością pełną pożądliwej śliny, że trafione spuchną na pewno i wystarczy dla każdego po odrobinie…

To nie plenum partii, więc niepostrzeżenie czas dywagacji minął nim się zaczął, gdyż problemy dietetyczne groziły upadkiem lokalnej cywilizacji i trzeba było zadbać o rabunkową aprowizację (ponoć lodówka, to nie miejsce na przechowanie lodu – kto by pomyślał… Wolę nie pytać o przeznaczenie piwnicy, gdyż usiłowałem nauczyć ją przechowywania treści uzasadniającej tę nazwę, jednak piwo trzyma się piwnicy niechętnie. Ulatnia się, czy co?). Zarzuciłem na ramię wiekową maczugę ze słusznie sezonowanej dębiny, narybek osmarkał mi kolana zawodząc przy tym żałośnie, Ariadna pieszczotliwie trzepnęła mnie ścierą przez łeb, żebym nie zmiękł przed drogą i rzuciła aluzję, że po świątecznym żarciu mogę liczyć na jej ciepło-miękką życzliwość. Przekaz uzupełniła sugestią, że pełna lodówka ma tajemniczy wpływ na przyrost szwendającej się pod nogami drobnicy.

Poczłapałem w kierunku wejścia usiłując dociec, skąd mniemanie, że będę zachwycony zwiększoną dostawą smarków na kolana. Wlazłem i powiesiłem łapę na ścianie. Lewą – zgodnie z przyjętą strategią. Prawą wycisnąłem z rękojeści maczugi ostatnią kropelkę soku dębowego, a garbniki przepychały się niecierpliwie szukając podłogi, której nie było. Piasek, jak na arenie, czy może pustyni? W piasek za szybko wsiąka krew i nie nadaje się później do użytku. Ależ chytra ta moja Ariadna… Ciachnąłbym wołowinę i o kaszance musiałbym zapomnieć, albo drugi raz po ciemnicy się tułać. Jak tu szukać zwierza, kiedy światła nie ma? Ściana zadrżała mi pod ręką. Może nawet zmarszczyła się?

Ucapiłem za brodę, albo coś podobnego i przyciągnąłem ścianę bliżej wejścia, wciąż pamiętając, żeby nie wypuszczać pod żadnym pozorem, bo zginę, zgubię się i panika zeżre mnie, zamiast odwrotnie. Na wszelki wypadek pobłogosławiłem wstępnie boskie dary maczugą, żeby rozumu nabrały i przestały się ociągać. Ściana coś dyszała – jakby ze starości, ale kiedy zagroziłem, że sprawdzę jak zaśpiewa, pod wpływem pieszczoty wymierzonej celnym kopniakiem – zemdlała. Widać ktoś już sprawdzał czy ma mosiężne jaja. Wzruszyłem ramionami. Dobrze, że niedaleko, to jakoś wytargam na zewnątrz. Zarzuciłem na plecy. Ciężka ona. Żylasta i nabita w sobie. Pewnie twarda jak buczynowa deska. Trzeba ją jakoś spętać, bo panika puszczona luzem gotowa świat zrewolucjonizować, a na kolejną Wiosnę Ludów i wielkie migracje przyrody pora niezbyt dobra, gdy lodówka pusta. W końcu została zaproszona na obiad… Na wszystkie talerze. Ariadna pewnie już ostrzy bagnety, żeby pofiletować zdobycz…

14 komentarzy:

  1. Panika potrafi się odrodzić w najmniej spodziewanym momencie...a że tyle razy się odradzała to i żylasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wieczna panika. to i cielęcinki nie przypomina w smaku.

      Usuń
  2. "Kwant wiedzy" - pasuje idealnie do pewnego polityka, który wygłasza monologi krzycząc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ekspresja jest oznaką silnego zaangażowania emocjonalnego. widać, że wierzy w to co mówi. albo przynajmniej chce, żeby inni w to uwierzyli. świat polityki jest trudny do zrozumienia i szukanie w niej logiki, to podążanie bardzo zawiłą ścieżką pełną wątków pobocznych, sojuszy, kompromisów, kuluarów i mroku stuletnich tajemnic. zbyt trudne dla mnie.

      Usuń
  3. Stek z takiego stwora? To już lepiej zrezygnować z mięska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. on już i tak przeszedł do historii. a nawet do mitologii...
      czas zrobić miejsce dla młodzieży.

      Usuń
    2. Pojawił mi się nagle obraz małych minotaurzątek...

      Usuń
    3. czyżby instynkt macierzyński?
      czy zabawy z genetyką i klonowaniem?

      Usuń
  5. Minotaur, Minotaurem, ale żeby wycisnąć soki z wysezonowanej dębiny ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda?
      panika potrafi osiągać cele niedostępne w inny sposób. tak właśnie rodzą się legendy. ze strachu.

      Usuń
  6. ...w każdym razie starałam się... ja to mam ci dopiero ciasny umysł...!
    Niemniej - spokojnych, radosnych Świąt! Z latimerią na talerzu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a potrafisz taką uzdatnić do konsumpcji?
      zjadanie historii wymaga od organizmu sporego wysiłku. dobrze jest, gdy wstępna obróbka skamielin odbywa się na rusztach pod czujnym okiem fachowca.
      wzajemnie - niech święta spełnią Twoje oczekiwania - ale nie wszystkie, bo się rozbestwisz.

      Usuń