piątek, 14 grudnia 2018

Złudne nadzieje.


Przede mną unosiła się fatamorgana. Falująca, niezakotwiczona w gruncie. Chyba dryfowała z wiatrem i postrzępiła się usiłując ominąć szpaler ostrokrzewów. Może zerwała się komuś z uwięzi i teraz brnęła przez świat niemalże jak reklamówka, którą gawrony wyszarpały ze śmietnika, a wiatr się w nią zaplątał i teraz usiłował się jej pozbyć trzepiąc nóżką na każdym kroku, bo mu się schylać nie chciało. Zapewne liczył, że wreszcie puści. I faktycznie puściła, więc umknął czym prędzej, żeby się nie zarazić trwale tą fatamorganą. Też uważałem, żeby nie zawieruszyć się gdzieś na tych postrzępionych obrzeżach, bo tam, to już mieszkały same niedopowiedzenia i dygresje.

Pewnie udałoby się, gdyby nie dziewczę idące wyrzucić śmieci w spodniach w kwiatki. Te kwiatki były najgorsze, bo ciągnęły wzrok tak, że trudno było nadążyć za nimi. One przemieszczały się. Spodnie wypełnione były dziewczęciem do granic wytrzymałości materiału i niemal widać było, jak kwiatki starały się zeskoczyć z tych spodni, by odzyskać brakujący wymiar, żeby odpocząć, poplotkować na skraju trawnika, byle uciec od tych wszystkich niekończących się cielesnych pływów. Dziewczę zajęte było telefoniczną konwersacją najwyraźniej frapującą, bo nawet nie zauważyło, że nadepnęło na nogę fatamorganie. Ta, aż syknęła ze złości i zaczęła się wybarwiać. Taka intensywnie zagniewana się być zdawała i wypatrywałem już burzy, kiedy mnie znienacka przytuliła od zaplecza, a mówiąc dosadniej, chwyciła mnie za tyłek z soczystym klaśnięciem. Czyżby w ramach zemsty?

Już się miałem zawstydzić, albo odwinąć w rewanżu, ale pochlebiło mi mimo wszystko, więc udawałem satysfakcję chichocząc po pensjonarsku i zerkałem, co też ta hetera jeszcze wymyśli. Trochę się uświniła, pewnie szła przez kałuże, bo dołem postrzępiona i zaskorupiałe błoto kruszyło się znacząc dyskretny kilwater w odmętach klepiska. Tyłek pobudzony tak niespodzianie zapewne też się zarumienił i jędrności nabierał, ale drugiego policzka nie nadstawiałem. Jawne zaproszenie do grzechu, to już byłaby przesada. I tak doczekałem symetrii w rumieńcach pośladkowych, bo dziewczę wracało i kwiatki zerkały na mnie z nadzieją, że je zerwę, nim właścicielka uwiedzie je na zatracenie. Przegrały z fatamorganą, a ja nie wiedziałem już, gdzie jeszcze mógłbym się zarumienić. Chyba stałem się jednym wielkim rumieńcem.

Wiem. Rozmarzyłem się bezpodstawnie, a fatamorgana wraz ze mną i teraz mdlała mgliście i srebrzyście, lekko rozczulona i wilgotna, a ja z tego swojego nieutulenia wszedłem w nią po same uszy. Zatrzymałem się na moment, bo wdepnąć zdążyłem mało romantycznie w gówno, ale za uszy mnie pociągnęła do siebie. Widać mocno stęskniona towarzystwa była, skoro nawet taki jak ja ogryzek ją satysfakcjonował. Wilgotna była. Trochę zimna, ale to wiadomo – bez kogoś, kto wyściska i przytuli zmarzły nóżki bidulce. Tak to jest, kiedy się łazi na boso i wiatrom pozwala na zbyt śmiałe pieszczoty. Fatamorgana objęła mnie mocno i przytuliła jakby była ciepłym kocem, albo oddechem płonących na kominku szczap. Szeptała mi swoje fantazje do ucha, ale nie śmiem powtórzyć, bo chyba nie do końca je zrozumiałem. Ona chyba obca, a może sepleni?

Szliśmy sobie we dwoje na przekór światu, a ten świat taki zaniedbany i gospodarza okiem nie dotknięty od dawna więc dziczeje i garbi się, wypiętrza, albo zapada. Fatamorganie było łatwiej, bo tylko postrzępione brzegi oddała na pastwę geologii powierzchniowej, a ja, jako nałogowy użytkownik grawitacji, musiałem ją deptać i poszukiwać punktu zero nad poziom gruntu po omacku. W takich warunkach ciężko oddawać się marzeniom, gdyż te cięte na plasterki wulgaryzmami przestają wieść błogie życie i stają się ponurą rzeczywistością. Zakląłem szpetnie mimo tak znamienitego towarzystwa, gdyż grunt zachował się zdecydowanie nie tak, jak zamierzałem się go spodziewać, przez co rozpocząłem naukę fruwania, choć moje dłonie nieopierzone nie miały szansy utrzymać się w rzadkiej przestrzeni i polec musiałem. Opadłem na cztery łapy niczym kot, który wykonał nieskuteczny skok z okna na plecy gołębia, a echo zwróciło mi moje przekleństwo z jeszcze większą pasją.

Niedobrze. Skoro echo wróciło, to znak, że się odbiło od przeszkody. A tu my nieświadomi suniemy beztrosko przez spienione, wściekłe podwórze szukając bezpiecznego atolu i być może już zabłądziliśmy całkiem, tylko jeszcze o tym nie wiemy i dowiemy się, gdy dosięgnie nas czołowe zderzenie ze zboczem kamienicy, która zapomniała już przed iloma wojnami się urodziła. Zawarczał groźnie jakiś samochód i łypał skrzącymi się ślepiami. Może nawet oblizywał się widząc łup łatwo osiągalny. Chwyciłem fatamorganę za rękę i szliśmy jako te sierotki porzucone na pastwę przez los, bo nawet on już się pastwić nie chciał. Komu nas oddał, tego nie wiem. Szczęściem wiatr się rozczulił i westchnął nad nami raz i drugi. Fatamorgana rozwiała się zostawiając mi ślad wilgotny na szyi, kiedy pocałunkiem przeprosiła za swoją niestałość. Uciekła z wiatrem przez tę wielką bramę, skąd już można nad rzekę pójść i zatonąć w naturze, albo między ludzi pogrążonych w świeżo restaurowanej architekturze snującej bajki starsze od najstarszych tutejszych drzew.

Echo wciąż klęło, gdyż musiało do domu wrócić i spodnie zmienić na mniej mokre i mniej dziurawe. Najwyraźniej miałem szczęście, że mnie fatamorgana za rękę trzymała i nie pozwoliła mi się postrzępić, choć sama obdarta szła. Wróbel przechylił łeb i zerkał na mnie z politowaniem z jakiejś nagiej gałęzi, a wrony z wysokości śmietników śmiały się szpetnie w głos. Otrzepałem dłonie puste fatamorganą i wdychałem własny żal, że nie zdążyłem jej dokładniej poznać. Widać nie pisane nam żadne razem, które mogłoby trwać dłużej niż okamgnienie. Po kwiatach zapewne aromat się już dawno rozcieńczył w przestrzeni, lecz nawet tego sprawdzać nie chciałem, pamiętając lepkość uczepioną kurczowo mojej podeszwy. Szkoda stracić i to złudzenie. Wsunąłem dłonie w kieszenie i poszedłem tam, skąd nadeszła fatamorgana. Nie tam, dokąd uciekła. Nie zamierzałem jej śledzić, czy wypominać wyboru. Niech się jej darzy.

22 komentarze:

  1. Rozmarzenie jakby mało realne. Klepnięcie to poważna sprawa podpadająca pod molestowanie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie zgłaszałem... pod żadnym hasztagiem...

      Usuń
  2. Miałeś szczęście, bądź nieszczęście doznać bliskiego spotkania z ułudą. Poczułeś chłód od niej. Chłód przenika bardziej niż ciepło, wdziera się pod skórę. Ciepło rozleniwia, spowalnia. Chłód przeciwnie. Dodaje sił, przyspiesza, pogania. Lubię chłód. Ogień w kominku ma rację bytu tylko wtedy kiedy jest zimno. Ludzie w ciepłych krajach rzadko zaznają przyjemności patrzenia w ogień i słuchania trzasku palonego drewna. Drewno płonąc mówi do nas. Uwielbiam tę mowę. A najbardziej kiedy słucham tej opowieści patrząc przez wielkie okno na ośnieżony las.
    Ona, ta fatamorgana, wróci kiedy zechce i znajdzie cię znowu. Jest niematerialna więc nawet nie zauważysz kiedy zimna wślizgnie się pod kołdrę. Uważaj, żeby się nie zmrozić. Zwłaszcza, że u ciebie jakieś problemy z kaloryferami. Zachowałeś telefon do pana Miecia? ;)
    A opis dziewczęcia w spodniach w kwiaty to absolutne mistrzostwo świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak jest. mgła to zjawisko powtarzalne i zdarzyć się może każdemu. oby podłoże miął równiejsze niż bohater opowieści. Pan Miecio, to inna bajka, poza tym - niemal sąsiad. co to jest dwie przecznice? Można znaleźć.
      co do dziewcząt w dżinsach mam pewne podejrzenie, któremu dzisiaj przyjrzę się raz jeszcze... nie ukrywam, że z przyjemnością.

      Usuń
    2. Znaczy będziesz wypatrywał dziewczyny pod śmietnikiem? Może cię wziąć za zboczeńca, albo w łagodniejszej wersji, za ekshibicjonistę. ;)

      Usuń
    3. dlaczego mam szukać tej jednej i to pod śmietnikiem - miasto pełne jest kobiet. umiem być nienachalny.
      a rozbierać się nie zamierzałem przecież, więc skąd podejrzenie o eksibicjonizm?

      Usuń
    4. Myślałam, że zauroczyły cię te kwiaty i będziesz szukał tej samej. A ekshibicjonizm o tej porze roku byłby torturą. ;)

      Usuń
    5. dżinsy z kwiatkami są dość popularne w tym roku.
      malowane, albo wyszywane, czy może naszywane... są w każdym bądź razie

      Usuń
    6. Chyba wiesz o modzie więcej niż ja. ;)

      Usuń
    7. dżinsy są chyba modne od kilkudziesięciu lat - trudno nie zauważyć. a kwiatków ostatnio przybywa i raczej rzucają się w oczy. tak samo jak dziury w spodniach. wystarczy popatrzeć przez chwilę i o znawstwie można zapomnieć.

      Usuń
    8. Dziury tak, sama mam nawet takie z dziurami, a co dziwne, im więcej dziur, tym droższe.

      Usuń
    9. mi się zdarza w samych dziurach... może nie chodzić, ale spać.

      Usuń
  3. Ładny ten tekst. Tylko skąd przekonanie o tnących na plasterki wulgaryzmach? Łatwo po prostu je zapomnieć. Bardzo łatwo. Tylko wtedy uwaga, bo można przestać rozumieć ludzi wokół...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedy przez mgłę przedziera się coś takiego, to cała uroda ginie.
      nie chodzi o to, żeby odciąć zmysły, tylko wręcz przeciwnie - żeby z nich korzystać najpełniej. nie wiesz przed faktem, co dotrze, więc o selekcji zdarzeń mowy nie ma i trudno zamknąć się na wybrane.

      Usuń
  4. Ciekawym byłoby spotkać taką fatamorganę, choć o echo łatwiej...

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, Oko.

    Sumując niebanalny pomysł na teledysk, niezwykły głos wykonawczyni i zwodniczy tytuł - dziewczyna w kwiatkach:):

    https://www.youtube.com/watch?v=3-NTv0CdFCk

    Wprawdzie nieco poza głównym wątkiem opowieści, ale moje fantasmagorie chodzą nawet mnie zaskakującymi ścieżkami:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podejrzewać Cię o oczywistość, to wielkie nieporozumienie. nie pętaj fantasmagorii - niech się pasą dokądkolwiek dotrą.

      Usuń
    2. To miłe:), dziękuję.
      Nie pętam. One się pętają samopas i samowol:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. nie, nie! do tego też nie dopuść - pętaj się z nimi. szkoda byłoby, gdyby zaginęły.

      Usuń
  6. ..nawet fatamorgana potrzebowała bliskosci? hmm.. niecnota jedna z wiaterm za wielką bramę uciekła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przestrzeni do życia widać potrzebowała. albo godziwego towarzystwa.

      Usuń