sobota, 7 czerwca 2025

Prototyp.

 

    I przyszło mi nieco przetasować topografię, gdyż Moja Miła zapragnęła morza i absolutnie nie dała się przekonać, że wanna pełna wody, plus łyżeczka soli himalajskiej, morskiej, czy kopalnianej byłyby ekwiwalentem wystarczającym, a za wiatr mógłby robić stary, wierny wentylator, jęczący tylko czasami. Uległem, bo siła argumentów mnie przytłoczyła. W wannie bursztynu się nie nakopie, stado fląder poczuć na łydkach, to średnia przyjemność, a fale wzburzone niewiele mniej od Mojej Pani wywołałyby retorsje Pana z Ubezpieczalni – nie mojego, bo tego znam i wiem, że miły z niego gość, lecz Pan ubezpieczający mieszkanie sąsiadki z dołu. Więc nie. Morze musiało przypłynąć, a Miła kategorycznie odmówiła czekania, aż temat załatwi efekt cieplarniany i prorokowane przez naukowców podniesienie poziomu mórz, w wyniku którego morze może pojawić się znienacka nie tylko w piwnicy, ale i zaskoczyć połowę kraju.


    Najprościej było pliskę zaprasować na mapie i mieć to morze zaraz za płotem, choć różnica wysokości sprawiłaby jednocześnie, że morze byłoby pod urwiskiem rzędu trzydziestu pięter. Czyli POTWORNIE DALEKO. Nie sprzedają w marketach budowlanych drabin tej wysokości, drewniane schody kosztowałyby pewnie majątek, a majątek, jak wielu ludzi się przekonało, to nie jest coś, co się znienacka znajduje w portfelu, chyba, że wirtualnym. Helikopter kupić? Drona? A może tę pliskę trzeba byłoby wyssać z mapy solidnym odkurzaczem, który poradziłby sobie i z poziomicami? W sumie, to taka sama wielkość i z tego samego układu współrzędnych. W sprawach ważnych dobrze jest naradzić się z żoną, choćby po to, żeby pobrać dane z innego układu współrzędnych. I okazało się, że takie morze mile widziane byłoby od strony balkonu, żeby miało tam zatoczkę która uniemożliwi monsunom bezpośredni atak na budynek mieszkalny, za to słońce, rozruszane majówką, czy lipcową kanikułą dałoby radę nagrzać akwen do przyzwoitych dwudziestu, dwudziestu-paru stopni.


    Ja nie sprostam? Dam radę, tylko czy morze udźwignie ciężar oczekiwań. Po inżyniersku zacząłem projektować zatoczkę. Plac zabaw musiałem obniżyć o jakieś 120 metrów przewyższenia, plus jeszcze ze dwa-trzy, żeby morze miało dowolnie akceptowalną głębokość i mogło się kołysać. Kolega od instalacji sanitarnych zwrócił moją uwagę, że niezbędny spadek, żeby morze raczyło w ogóle kolaborować ze mną. Czyli od poziomu zero minus dwa metry na starcie, przez czterysta ileś kilometrów miałoby spadać nieznacznie, ale zdecydowanie. Kolega był nieprzekupny, dwa procent, to mało, lepiej pomyśleć o pięciu (żeby łatwiej przemnażać te czterysta kilosów. Wyszło 20 kilometrów jak obszył. Tak głęboko nie kopią w żadnej chyba kopalni. Pomysł upadł nim wyeksmitowałem dzieciaczki z piaskownicy.


    Właśnie! Piasek już miałem zorganizowany na przestrzeni 2x2 m, wnętrze blokowe zapewniało niemal doskonałą izolację, bo i podłoże i izolacja pionowa budynków rokowały wodoszczelność. Wystarczyło zablokować na poziomie ścieżek i kanalizacji burzowej, a resztę uzupełnić wodą. W likwidowanej galerii handlowej pływał nawet rekin, którego będą się pozbywali, więc można zapewnić ekstremalne atrakcje wczasowiczom. Fale? Na wanny z hydromasażem zapowiadali promocję, więc może się nadadzą. Niewiele za miastem były piaskownie i żwirownie, zdychające, gdyż inwestycje raczyły się skończyć kilka lat temu, a na nowe nadziei nie widać. Kupiłem jedną i zanim zbankrutuję wożę piach po całych dniach! Hasło reklamowe zakładu zdawało się być nadal aktualne. Dzieciaki piszczą z radochy, bo im Himalaje z piasku buduję, lecz kolarze klną, bo piach nie służy im łydkom. Zaczopowałem dziury i wyprofilowałem wydmy wraz z plażą. Przezornie plaża jest pod oknem sąsiadki, za którą nie przepadam. Wiadomo dlaczego. Tam będzie epicentrum ludzkości.


    Okna piwniczne już zatkane wannami z wylotami gotowymi do pulsacyjnego tłoczenia wody, zostało tylko podrzucić dwa worki soli i zachęcić mieszkańców, do odkręcenia zaworów. Po komsomolsku. Każdy powinien mieć swój udział. Morze niechętnie wypełniało wnętrze, jednak determinacja narodu robiła swoje. Morze Śródziemne. Śródosiedlowe. Powoli nabierało koloru. Pierwsza mewa krzyknęła nad rozlewiskiem wczorajszego wieczora, a dziś pierwszy rybak w sztormiaku wystawił wędkę z pomostu i oddał się medytacjom, chcąc zwabić syrenę, albo chociaż dorsza. Starsza pani, wdowa po nieostrożnym strażaku postanowiła otworzyć latarnię morską i po nocach oświetla akwen, zapraszając zagubionych marynarzy na kapkę kawki, albo i grogu, jeśli łaska.


    Wreszcie stało się. Kurki zakręcono, poziom zasolenia sprawdził pan Henio – brzuch zapewniał mu wyporność, a sól miała utrzymać go na powierzchni. Udało się. Sól wytrzymała napór Henia, a zaledwie jeden zalany salon wliczono w koszta ogólne działalności nieformalnej. Fetowaliśmy trzy dni, gdyż po testach nastąpiły Zaślubiny. Przy okazji parę nieformalnych związków się sformalizowało i z konkubinatu przeszło na kombinaty i Związki Walki Zbrojnej. Moja Miła była ze mnie dumna. Matka Chrzestna Morza Śródlądowego, Osiedlowego, Społecznego i Pozarządowego. Zżymała się na tę Matkę, woląc być Żoną, albo nawet Córą Morza, ale należało się liczyć, że pasmo sukcesów kryć będzie drobne pieprzyki. Tak to bywa z prototypami. Następne morze będzie już doskonalsze!

10 komentarzy:

  1. A tawerna, no, jak to tak - bez tawerny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak morze, to i drinki z palemką czy parasolką :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, to jeden z tych tekstów, po których człowiek przez chwilę naprawdę wierzy, że morze może się zdarzyć wszędzie, nawet między piaskownicą a piwnicą. Uśmiałam się i wzruszyłam, bo przecież każda Miła zasługuje na własną zatoczkę. I piękne to, że czasem wystarczy upór, wyobraźnia i trochę piachu, żeby powstała najprawdziwsza utopia osiedlowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i kolaboracja między sąsiadami! bez nich - jak nic inicjatywa by poległa.

      Usuń
  4. No i można? Można! Zamiast wykrzykiwać hasło "Miasto żąda dostępu do morza!" wystarczy się wziąć do roboty i marzenie Jego Miłej spełnione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. otóż - jeśli ma być zrobione, trzeba to zrobić, a nie czekać, aż samo się zrobi.

      Usuń
    2. Tkwi w tym głęboka, odwieczna mądrość.

      Usuń
    3. i wiele anonimowych garbów.

      Usuń