Nieogolony jegomość maszeruje ku morzu pożerając bułkę wprost z papierowej torebki, a swoim pojawieniem się zaburzył próżnię ludzką. Wróble debatowały nad czymś w gęstwinie jałowca, ale na wszelki wypadek przeczekały przechodnia, żeby nie podsłuchał niechybnie tajnych planów na dziś i pikantnych ploteczek z alkowy.
Trzy biegusy ścigały cofającą się falę, by dopaść jakiś kąsek i uciekały przed nadchodzącymi, a robiły to o wiele sprawniej niż ludzie, którzy zawsze się przy tym ochlapią wodą. Rozkosznie nadmiarowa młódka przed obiektywem ćwiczyła pozycję numer siedem i uśmiech numer pięć, albo odwrotnie, co wcale nie umniejszało jej bladziutkiej, acz dobrze rozwiniętej urody. Ciężarna pani w czarnej sukni nieomal do ziemi kluczyła granicą piasku i wody, omijając jedyne uśmiechnięte istoty – dzieci, które mogły sobie pozwolić na występy bez kąpielówek, czy markowego stroju kąpielowego.
Uśmiechnięta Córka Rybaka próżniowo zapakowała wędzone tradycyjnie cuda, by przetrwały powrót z wakacji, a choć rachunek mógł oszołomić (jak rozpusta, to bez granic), ja również cieszyłem się i wciąż mi nie przeszło. Oszczędzał będę później. A teraz, chwila na spakowanie, dwie chwile na kąpiel, a potem się zobaczy. Rankiem azymut powrotny wyznaczy zegar, ale warto było. Zabieram ze sobą brelok do kluczy – materiałową mewkę od lokalnej artystki, dwa obrazki marynistyczne, trochę skarbów od miejscowego bursztyniarza i wędzone (ale nie zwędzone) ryby. Zapewne rozrzutność jest wadą, ale jak się powstrzymać przed pięknem? Kto wie, czy przyszły rok będzie równie piękny. Wolę nacieszyć się, póki to możliwe.
Czytam dalej i mam ochotę zapytać: no i co, wakacje udane? Bo z jednej strony: wróble milczące jak agenci, bułka z torebki, która nie potrzebuje żadnych dodatków ani estetyki. Z drugiej: mewa, bursztyn, ryby, sytość. Czyli klasyka: trochę brudu pod paznokciami, trochę zachwytu, trochę melancholii na zapas. Widać, że nie ma tu miejsca na "magiczne wspomnienia z lata", tylko konkret: coś śmierdzi, coś się topi, coś świeci, coś kosztuje za dużo. Ale z jakiegoś powodu wszystko się spina. Może to właśnie definicja udanych wakacji, nie żeby jakoś wspaniale, ale że się chce coś zabrać do domu, nawet jeśli to tylko brelok i sól między zębami.
OdpowiedzUsuńZnakomicie jest M. Znakomicie. I jak zwykle zbyt krótko. ale na nic więcej narzekać się nie da. niech będzie drogo, bo taniocha zwykle jest poza skalą jakości. wolę jeden naprawdę dobry zakup, niż grubą wiąchę beznadziei. i zrobiłem to. nie pierwszy już raz. z tego co kupiłem jestem zadowolony, a jako długodystansowiec wiem, że to nie minie w listopadowych słotach, tylko zostanie na lata.
UsuńLepiej się nie zastanawiać nad tym przyszłorocznym pięknem. Chyba. Tak myślę.
UsuńJak było Córce Rybaka na imię? Ilona chyba, co?
chyba Ilona.
Usuń