Mrok nie sprzyja widzeniom, więc na przystanek szedłem jak ryba pośród pokus spławików latarni – ani mnie wędkarz widział, ani ja jego się domyślałem. Za to w autobusie dostrzegłem pierwszy raz w życiu rozmowę telefoniczną językiem migowym. Duże przeżycie. A brodacz miał tak doskonałą dykcję, mimo wertepów, że nie musiał powtarzać, co nadał do odbiorcy.
Mamusia w czarnej spódnicy pełnej różowych i fioletowych kwiatów usiłowała okiełznać siły witalne dwóch piskląt płci męskiej. Żywotność energetyczna młodych egzemplarzy wystarczyłaby do oświetlenia sporej metropolii bez uszczerbku dla zdrowia tychże. Jeden osobnik pomimo czapki wciśniętej na uszy wierzchem nosił przeciwsłoneczne okulary, choć brzask nie myślał jeszcze o wstawaniu, by wygonić słońce za potrzebą. Chłopię twierdziło, że zimno mu w oczy.
Mijam parkę ustrojoną bardziej, niż rynkowa choinka i kilka kobiet o drobnych stopach i rozbudowanych korpusach. W autobusie podsiada mnie (nie po raz pierwszy) piękne dziecko, o eleganckich, wypielęgnowanych dłoniach i własnych pazurkach, mozolnie wyprofilowanych pilniczkiem. Dziecię zerka na chłopca, zapewne też pięknego i z kolczykami w uszach, któremu pod nosem snują się pierwsze kłaczki bardziej przypominające brud niż wąs. Na skwerze starzejące się robinie mają pnie pełne spękań i guzów, kojarzących się z nogami starca cierpiącego na żylaki.
Zawsze fascynują mnie te tytuły. Świetny tekst!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
tytuły wymyślam na poczekaniu. czasami hurtem, żeby mieć na czarniejszą godzinę.
UsuńZ zakonnicą (za konnicą) chodzę na tę samą godzinę na zabiegi rehabilitacyjne. Wczoraj po raz pierwszy ujrzałam za-konnicę rozebraną, bez habitu. To dziwne takie...
OdpowiedzUsuńaureolę też zdjęła?
UsuńTak!
Usuńto dopiero nagość - w zasadzie boska.
Usuń