piątek, 6 czerwca 2025

Kartoteka – skatalogowany zbiór kar.

 

    Wstrząsnęła mną wieść, że „rośnie nowa ikona mody”. Kiedyś ikony się malowało, trzymało w cerkwiach, względnie w muzeach. Teraz łażą bezwstydnie i jeszcze rosną. Postanowiłem wypatrywać, jak to facet ciekawy i żądny sensacji. Ikona mody, to pewnie w pół goła łazi, a kto wie, czy nie ekstremalnie rozebrana. Pogoda sprzyja, okulary czyste, więc do boju!


    Na początek półblond sroczka usiłująca bioderkami sięgnąć naprzemiennie obu krańców chodnika. Zdyskwalifikowałem, za zbytnią tekstylność stylizacji. I jakoś wydawało mi się, że to być nie może, abym od pierwszego kopa trafił, choć bluzeczka w serduszka niewątpliwie ukrywała wciąż rosnące ciało. Dziewczę z pępkiem na wierzchu i piersiami rozkołysanymi jak kuter na wzburzonym morzu? Za mało czasu na decyzję, bo wbiegła w paszczę nie mojego autobusu i przepadła, jak ten kuter.


    Zdziczałe ogródki omiotłem wzrokiem, lecz tam, to tylko surwiwal można uprawiać, a nie ikon szukać, choć w katalogu odzieżowym dostrzegłem stroje kąpielowe w kolorach khaki i w panterkę. Damskie, dodam z ostrożności procesowej. Kilka staniczków różnej pojemności przewinęło się przede mną, blade nóżki wystające z rozcięć i spod spódnic wzbudziło smutek Już-Nie-Rudej Kobry. Pośladki wagi średniej, włos cięty od linijki, to za mało. Wybredny jakiś się stałem, albo co? Krytyczny? Ikona, to jednak wyzwanie nietuzinkowe. Czekałem uzbrojony w cierpliwość i odbezpieczony zachwyt do natychmiastowego użytku.


    Pięknie uśmiechnięty rudzielec w okularach otarł łezkę nie rozmazując makijażu, kolejna okularnica w skarpetach niedoparkach nieopodal żywopłotu z kwiatostanami jak szczotki do butelek. Kępa maków, dziurawce i cykorie rosną swobodnie na trawnikach, a ikona rosnąć nie chce. Pani z ozdobnym pieskiem i zielone ściany urzędu, obojętność kobiet wpatrzonych w monitory. Dojrzała pani wypina białą pupę, by z plecaka stojącego na ziemi wyjąć coś natychmiast, dziewczyna robi ćwiczenia stóp na przystanku nie angażując umysłu, zwiędła koparka po wczorajszej orce odpoczywa, zdążywszy wygryźć w chodniku wielkie dziury. Azjatka z nawigacją douszną w okolicy dworca poszukuje drogi, pani o spuchniętych oczach żuje coś monotonnie, zaniedbana nastolatka nasącza ciało napojem energetycznym, żeby wsiąść do tramwaju, pulchna, pokancerowana nadrukami kobieta obok sportowo ubranej dziewczyny i młódki znającej ruch wyłącznie z ekranu telewizora, lecz już nie z autopsji.


    Zafrasowane starsze panie - one widzą, że się staram, że wypatruję. Mogłyby mi podpowiedzieć, bo pewnie doświadczenie mają większe, ale nie. Ja sam, jak młodziak, co już potrafi kupę w nocniku utopić i nie uronić ni kropli poza. Szara zakonnica, czyżby być mogła? Ikony ma na co dzień, ale z modą jej nie po drodze. Rzeka oczyszczająca, chłodna i nieprzenikniona. Bezludność pozorna w dzielnicy Boga na chwilę wyzwala mnie z natręctwa, ale zaraz brzydka dziewczyna z pięknymi piersiami i piękna niemal całkiem bez.


    Karampuk, ledwie płcią tknięty rozkłada stoliki, gdy dwie koleżanki lepią świeże bajgle, a na żółtej skrzynce gazowej znajduję napis ŻYTO, kompletnie „od czapy”. Szukam istoty, jeśli nie kwadratowej, to choć prostokątnej, naiwnie pięknej, prostolinijnej, oprawnej w blichtr. Mijam piękno w rozmaitych rozmiarach i brodacza, który rowerem dogonił tramwaj, by porzucić sprzęt na przystanku i zbesztać nastolatków, za krzywdy mu uczynione przystanek wcześniej. Znajduję różę niezwiędła jeszcze a już rzucona w bruk ulicy, lipy kusiły aromatem, a ikony, jak nie było, tak nie ma.


    Więc na Rynek, bo jeśli nie tam, to już chyba nigdzie. Wielojęzyczny tłum, plankton przemieszczający się bezładnie, przebierańcy i oryginały do wyboru i koloru. Młoda dama odziana w przód bluzki, tył najwyraźniej poszedł na opatrunki dla walczących gierojów. Nic z tego. Nie poradziłem. Poszedłem do teatru, a tam gwiazda wieczoru w tekturowym puzderku usiłowała coś zamordować pałeczkami, a kiedy przestało się ruszać, pożarła bez reszty. Potem jeszcze selfie z rzędami krzeseł i parę niewyszukanych komentarzy, a w sumie lipa – wielka lipa. Może jutro pójdę do jakiegoś muzeum, czy cerkwi i lepiej mi pójdzie?

4 komentarze:

  1. Do boju!

    Niechaj starania Twe i wypatrywania zwłaszcza nie będą zapomniane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chwilę powiędną i zdechną. jak wszystko.

      Usuń
  2. A może dla każdego inna ta ikona mody? Tak myślę. Na całe szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może. i nie każdy swoja znajdzie... i będzie chodził po świecie taki nieusatysfakcjonowany.

      Usuń