Piękna kobieta jechała z dzieckiem, skromnie wyposażona w biżuteryjną galanterię, nie miała nawet obrączki. Opalona, o wyblakłych chyba zielonych oczach, z uśmiechem, i francuskim manikiurem. Wespół śmiejemy się, gdy na korytarzu babeczka, z gatunku znanego wszystkim – królowa towarzystwa, wszystkowiedząca pani porada, lekarstwo na nieuniknione, mimo że telefonicznie, to tak głośno, jakby chciała dokrzyczeć się analogowo, poucza kogoś, jak ma wsiąść do pociągu i niech się pospieszy (jakiś facet nie wytrzymał ciśnienia i odkrzyknął pani, że jeszcze ma czternaście minut, więc nie ma pośpiechu, bo nogi połamie) i cały wagon spakietyzowany przedziałowo miał ubaw. Mama z dwójką dziewczynek nie zdołała kupić trzech miejsc w jednym przedziale, więc mota się między samotnie siedzącą starszą, a młodszą córeczką. Kiedy wreszcie się uspokaja, zasypia po męsku, z nogami szeroko rozłożonymi, eksponując juvenalia okryte dopasowanym do stanu posiadania dresem.
Pod wiaduktem w Poznaniu widzę rozłożone materace z pościelą, na których siedzi kobieta z siatkami i dwójką dzieci. Najwyraźniej ów wiadukt jest ich domem - tymczasowym, jak wszystko co posiadają. Pociąg zatłoczony, jakby docelowo planował dojechać do raju, a on ledwie do Krakowa ciągnie. Tłok w przedziałach korytarzowo uzupełniają młodzi Niemcy, o farbowanych na żółto włosach, albo pokancerowani i zagipsowani nadgarstkowo, samotne kobiety obładowane jakby wracały z bardzo udanego świniobicia. Wyjechaliśmy spod chmur i drobnego deszczu, więc wrotycze, nawłocie i wiesiołki między torami śmieją się mocniej, niż te nadmorskie. Gdzieniegdzie już po żniwach, gdzie indziej dopiero się zbiera, albo i nie.
Znad morza przez Kraków...?
OdpowiedzUsuńpociąg zmierzał do Krakowa.
UsuńGdzieniegdzie już po żniwach, gdzie indziej dopiero się zbiera, albo i nie.
OdpowiedzUsuńCzyli, w zasadzie, jak wszędzie i ze wszystkim.
pewnie masz rację, ale podobno na Mazurach sie nie zbiera, bo nie ma co zbierać - gnije na polach
Usuń