Z dawna niewidziana Porcelanka zdominowała podróż. Zrobiona na biało cera podkreślona ostrymi dodatkami zdobiły twarz już nie dziewczęcą, a kobiecą. Gdzie szukała dojrzałości – nie wiem, ale nie straciła na delikatności. Gdzieś na marginesie widzialności snuł się Indianin z fryzurą wystarczającą na niezbyt bogaty skalp. A rzucał się w oczy, bo oflankowany był meblem typu stół, czy biurko, którym zawłaszczył przestrzeń i targał ze sobą w podróż. Czyżby urzędnik z własnym sprzętem ruszał do pracy za biurkiem?
Światła otulają taflę nurtu, albo wspinają się na mury bez wężowego wdzięku bluszczowych macek. Chodnikiem przemknął aromat wielkoseryjnego żarcia i kobieta w białych rękawiczkach. Piękna mama negocjowała z synkiem w wózeczku azymut spaceru i zdawała się ulegać sile uroku młodzika.