piątek, 31 stycznia 2025

Odważny odważnik przeważnie jest poważny.

 

    Z dawna niewidziana Porcelanka zdominowała podróż. Zrobiona na biało cera podkreślona ostrymi dodatkami zdobiły twarz już nie dziewczęcą, a kobiecą. Gdzie szukała dojrzałości – nie wiem, ale nie straciła na delikatności. Gdzieś na marginesie widzialności snuł się Indianin z fryzurą wystarczającą na niezbyt bogaty skalp. A rzucał się w oczy, bo oflankowany był meblem typu stół, czy biurko, którym zawłaszczył przestrzeń i targał ze sobą w podróż. Czyżby urzędnik z własnym sprzętem ruszał do pracy za biurkiem?


    Światła otulają taflę nurtu, albo wspinają się na mury bez wężowego wdzięku bluszczowych macek. Chodnikiem przemknął aromat wielkoseryjnego żarcia i kobieta w białych rękawiczkach. Piękna mama negocjowała z synkiem w wózeczku azymut spaceru i zdawała się ulegać sile uroku młodzika.

czwartek, 30 stycznia 2025

Watażka – nieważka ważka.

 

    Jadąc autobusem, czuję się mniejszością narodową. Wokół bezczelna cyrylica rozpycha się, wkrada w małżowiny i sprawia, że tęsknię, za swojskością. Do licha! Można czuć nostalgię u siebie w domu? Nerw mnie szarpie, a uspokajam się dopiero na widok leginsów. Jedne, w kolorze ciężkiego złota (czeskie złoto klamkowe, czyli mosiądz), a drugie w czerni tak wątłej, że można podziwiać nie tylko fason bielizny. I TAKIE RZECZY znajdują się nie na nastoletnich bezpruderyjnych, a na kobietach widzących już emeryturę nieco bliżej niż horyzont. Jak dodam do tego gościa w SUVie jadącego w hawajskich bermudach(?) – wiosna na firmamencie!

środa, 29 stycznia 2025

Portmonetka – przystań dla drobnych monet.

 

    Kosy rozśpiewują ciemność, pławiąc się w niebycie. Rumiane kobiety unoszą intymność sypialni na przystanki, skąd lewiatany o pełnych brzuszyskach rozwożą je po miejscu codziennej zsyłki. Trudno spotkać kogoś, kto cieszyłby się, że dzień nastał, choć jeszcze wczoraj nie było to nic pewnego. Bo przecież nikt jutra nie obiecywał. Dzień wstawał niespiesznie, jakby wiedział, że nie musi się spieszyć. Niebo pękało na fragmenty, odsłaniając kolory. Raczej mizerną paletę, jak na swoje możliwości. Wiatr buszuje w suchych trawach i bawi się w berka zz rozbrykanymi gołębiami.

wtorek, 28 stycznia 2025

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 11.

 

    Błyskawicznie wytępili rdzenną ludność całego kontynentu, a kiedy okazało się, że nie ma kto na nich robić, porwali i zniewolili mieszkańców Czarnego Lądu. Jeszcze kurz nie opadł, a już uczą świat demokracji. Najczęściej zbrojną interwencją.

Czek na boczek ma już roczek.

 

    Brukselka, to bruk-se łka? Że niby kocie łby po deszczu?


    Dziewczę w spodniach wrzynających się w małe, jędrne wypukłości, mimo bardzo szerokich nogawic prezentowało się niezwykle. Jej pośladki błyskawicznie kojarzą mi się z okładkami książki, ale nie umiem tego wytłumaczyć słowami. Dość, jeśli powiem, że chuda ta książka i nie korciło mnie, by zerknąć między okładki. Młodzian mimowolnie trąca mnie czubkiem buta stojąc na ruchomym przegubie ilekroć autobus skręca, ale jego wzrok sugeruje, że nie ma pojęcia, dlaczego przyglądam mu się bez afirmacji. Zadbana, choć nie najmłodsza kobieta raczy mnie emocjonującą gawędą telefoniczną. Najwyraźniej emocje wzięły górę bo aż wstała i tłukła się bezładnie nie mogąc utrzymać równowagi w pionie. W tramwaju dwa dorodne Golemy siedzą jeden za drugim ledwie półgębkiem zajmując krzesełko, bo drugi (półgębek) wisi w powietrzu. Nieco obawiam się, że wytrącą tramwaj z równowagi. Gdyby starczyło im wyobraźni usiedliby po przeciwnych stronach wagonu.

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 10.

 

    Podążając tropem gejów dumnych ze swojej zwierzęco niszowej preferencji seksualnej, postanowiłem się pochwalić i ja. Nie jestem szczególnie urodziwy, więc przychylność samic kupuję co wieczór. To przecież naturalne, że samiec alfa na wszelkie sposoby wymusza uległość każdej suki w stadzie.

Panama pana ma.

 

    Tramwaje niczym połyskliwe sznury pereł suną po wygasłych ulicach Miasta. A w nich kobiety, o fryzurach pozwalających ściśle określonym kosmykom swobodnie kołysać się przed oczyma. Nie rozumiem, w jaki sposób podglądają wirtualny świat, gdy coś irytująco kolebie się w polu widzenia. Jedna udawała, że walczy z włosami, ale gesty miała takie, jak do gry wstępnej. Pulchna pani miesiła ciasto kusząc ciepłem i miękkością skrytą pod służbowym uniformem, szczelnie go wypełniając.

poniedziałek, 27 stycznia 2025

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 9.


    Darczyńca niepewny mojej płci ofiarował mi perfumy, nie dość, że unisex, to jeszcze z feromonami. Z grzeczności postanowiłem wypróbować prezent. Niepewny kogo zwabią feromony, staranniej niż zazwyczaj umyłem ptaszka i pupkę, po czym wyruszyłem w miasto - po „Te noce nieprzespane z Królową Wybrzeża”.


sobota, 25 stycznia 2025

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 8.

 

    W trosce o wzmożenie popularności sławne panie występują publicznie w „nagich sukienkach”, czy „slipdresach”. Nieoczywistym jest, czy udają skromnie ubrane, czy nonszalancką nagość. Panowie, najwyraźniej im zazdroszczą, jednak zanim zdecydują się na nagie ciuchy, uczą się, jak udawać kobietę.

piątek, 24 stycznia 2025

Taktyka pola walki.

 

    W ujęciu militarnym, ciało jest instrumentem bojowym o mierzalnych parametrach. Zbroją, albo opancerzonym pojazdem o mocy jednego konia niemechanicznego.


    Strategicznie kobiety są lepiej zbudowane pod kątem przetrwania. Niższe od mężczyzn, więc z natury bardziej zwrotne, trudniejsze do trafienia selektywnym ogniem, łatwiej wtapiają się w tło urozmaiconego terenu.


    Dodatkowe warstwy tkanki tłuszczowej chronią przed ingerencją ciał obcych (w tym broń biała) podstawowy organ życiowy – serce, co zmniejsza ryzyko nagłej śmierci.


    Niebagatelną pozostaje kwestia kosztów aprowizacji i logistyki współczesnego pola walki – kobiety są zdecydowanie lżejsze i mają mniejszy apetyt.


    Ekonomiczna maszyna bojowa oraz zwiększona żywotność rekompensuje z nawiązką samczą siłę i brutalność.

Zwierzęce zwierzenia wieży powierzył.

 

    Na przystanku – „dzień męski” Proporcje płciowe jak pięć do jednego. Szczęściem już na kolejnym przystanku wróciła norma i wsiadły stare dobre nieznajome. Ruda Kobra bez cienia humoru, Melancholijny (jak zwykle) Karampuk, z coraz mniejszą determinacją traktujący płciową mimikrę, piękna Golemica, Pani Od Ciepłych Ploteczek, którą zuchwale postanowiłem nazwać Gadułką – krócej i chyba ładniej. Śpiący facet okazał się być chybakobietą, gdy wstawał(a) w pośpiechu, chcąc zdążyć wysiąść. Przede mną siedziała dziewczyna o długich, zadbanych blond włosach, a mnie korciło, żeby je powąchać. Miałem kłopot, bo jak tu się obcej kobiety zapytać „przepraszam, czy mogę powąchać pani włosy? Nie zburzę fryzury…”


    Przeżywam dysonans poznawczy, bo z jednej strony widuję zziębnięte nogi zaplecione w iksy, a z drugiej minispódniczki, czasami na gołe nogi, a czasem z kabaretkami. Przedszkole, hałaśliwe i śmierdzące, jakby wciąż w brudnych pampersach zwiedzały Miasto – wsiadło i darło się do siebie po nazwiskach, a biedna opiekunka ostrzegała dzieci, że imię wystarczy, „bo jest RODO”. O rany… Kiedyś straszyło się dzieci Babą Jagą...

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 7.

 

    Chłopcy w porywie romantycznych uniesień ryli scyzorykiem wyznania na ławkach, czy drzewach. Technologia pchnęła temat do przodu i zamiast ryć, chłopcy mażą spray’em po murach, nie narażając się na ryzykowny kontakt zakochanej duszy z ostrzem. Szkoda tylko, że na ogół nie mają nic do wyznania.

czwartek, 23 stycznia 2025

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 6.

 

      Od zawsze człowiek był wszystkożerny. W opinii szarlatanów po błyskawicznych studiach popełnionych pod wpływem amfetaminy wzmacniającej pamięć, człowiekowi szkodzi: białko, tłuszcz, cukier i węglowodany. Zasadniczo powinien jeść trawę, ale i ta jest skażona, więc może na amfie poprzestać?

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 5.

 

    Kiedy w odstępie kilku miesięcy nad Amerykę zdryfowały dwa chińskie balony meteo, siły powietrzne ogłosiły alarm i nie bez perypetii strąciły obce, więc wrogie obiekty. Pan Musk obsiał chińskie niebo watahami satelitów nieznanego przeznaczenia. Zapewne dla naszego dobra, albo w obronie demokracji.

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 4.

 

   Snuć się po świecie spalając ropę to grzech klimatyczny. Zdecydowanie „zieleniej” zwiedza się świat pod prądem. Irytujące, że prąd powstaje w wyniku spalania paliw kopalnych.

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 3.

 

    Feministki są oburzone, że nie są traktowane na równi z mężczyznami i wynagradzane adekwatnie do głoszonej tezy. Kiedy jednak trzeba coś udźwignąć, żądają męskiego wsparcia, oraz trwałej wyrozumiałości z tytułu okresu, czy menopauzy.

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 2.

 

    Kiedy facet nie potrafi pohamować popędu na widok chłopca, traktowany jest jak zakała społeczna. Kiedy jednak skupi swoją uwagę na nieco starszych chłopcach – otoczenie wychwala jego preferencje i jest z niego dumne.

Ekstrakt o świecie dwóch prędkości 1.

 

    Jeżeli facet upiera się, że jest Chrystusem, społeczeństwo zapewnia mu bezterminowy pobyt w domu dla obłąkanych. Ale, kiedy będzie twierdził, że stał się kobietą – bije mu brawo i zachęca do bicia żeńskich rekordów sportowych.

środa, 22 stycznia 2025

Ekstrakt o królach życia.


    Nieodmiennie gotowi grać główną rolę w teatrze życia, choćby solówka trwać miała wieki. Z wdziękiem przyjąć potrafią hołd uniżony i są przygotowani na każde poświęcenie – szczególnie, jeśli dotyczyć ma innych.


Basie rżną na basie, Ele wolą czynele.

 

    Niedogolony pan implementuje sobie muzykę doskroniowo – najwyraźniej uszy ma już tak zainfekowane, że nie słyszy. No, chyba, że trenuje odbiór fal dźwiękowych bez pośrednictwa organu. Ruda Kobra straciła barwy ochronne i jej włoski teraz przypominają barwę sosnowej deski niedbale pociągniętej bejcą. Można by rzec – po łebkach. Rozćwierkane baryłki w aureoli szczęścia gaworzą niczym dwa bałwanki na zwiastowanie wiecznej zmarzliny, ale tylko jeden bałwanek kusi bielą, a drugi tonie w zieleniach. Później podziwiam niewieści okaz okryty czapeczką w kolorze świeżo poszatkowanej tęczy. Na początku chciałem napisać – zmiksowanej, ale nie – kolory nie pomieszały się, można było dostrzec wszystkie barwy niezależnie, choć w malutkich dawkach. Patrzę na masowe autodokarmianie, czyli wielkie żarcie za kierownicą. Najwyraźniej droga do pracy, względnie z pracy jest dłuższa niż sądziłem.

wtorek, 21 stycznia 2025

Marzenie bonsai.

 

    Ma na imię Ryszard i właśnie obchodzi dwudziestopięciolecie współistnienia. Ze mną. Jestem z niego dumny. Najwspanialszy pośród pospólstwa, niemal idealny. Szlachetny, choć nieco narowisty. Figura, pokrój, a nawet cień zachwycały nieodmiennie każdego, kto go ujrzał.


    Tę szczególną chwilę chciałem z nim celebrować, uczynić wyjątkową i niepowtarzalną. Zamierzałem zrobić coś dla Ryszarda, żeby zapamiętał ten dzień na długo. Jako jednostka prosta i prostolinijna, postanowiłem otwarcie zapytać, o czym marzy.


    - Daj mi święty spokój - Ryszard najwyraźniej nie miał nastroju, pomimo pięknego jubileuszu naszego pożycia – Najlepiej byłoby, gdybyś postawił mnie na ziemi i zapomniał choć na sto kolejnych lat gdzie rosnę.

Ekstrakt definiujący stwora gospodarczego.

 

    Odnawialna maszyna, biodegradowalna. Ekologicznie czysta i podlegająca recyklingowi (skutek uboczny zwany potocznie rosołem) opracowana do masowej produkcji jaj. Garść nielotnych piór (jaśki), dwie łapy (ratki pełne kolagenu) i dziób – jeden, niezbyt wielki, o nieodkrytym dotychczas przeznaczeniu.

Prasówka cd.

 

    W gorączce skrajnych emocji związanych z wyborami na drugim końcu świata dostrzegam fascynującą informację z domowego podwórka:

    Cały region województwa lubelskiego został uznany za obszar zagrożony wystąpieniem rzekomego pomoru drobiu. W ramach przeciwdziałania, wdrożono rygorystyczne przepisy, w tym natychmiastowe szczepienie kur, indyków, oraz ich młodych.


    Skoro pomór jest rzekomy, to czemu szczepienia nie są podobnego kalibru? Gwałt, niech się gwałtem odciska! Jak mawiał Hammurabi.

Rabin z Rabki rabuje grabie i rubiny.

 

   Czerwonowłosa młodość w dżinsowych dzwonach tak zajęta była wirtualnymi wyczynami, że nie dostrzegła kobiety w czerni o biodrach tak szerokich, że nogi mogły jedynie pomarzyć o zbliżeniu. Księżyc pasł się i wyżarł niemal wszystkie gwiazdy, przez co noc zgęstniała. Choinki podpierają ściany śmietników, opróżnione psy z ulgą wracają w ciepło domowych pieleszy. Bulwary zaroiły się od rasowych jednostek, dla których żaden wybieg nie jest zbyt duży i nie chcą zgnuśnieć w stajniach. Gęgawy hałaśliwymi kluczami zmierzają w stronę południowo=zachodnich opłotków Miasta z wdziękiem babiego lata szarpanego ciepłym wiatrem. Czyżby kluczyły?



    Dziewczęta z namalowanymi rumieńcami tokują zawzięcie, jakby czas godów był już bliski. Mijam dziewczynę dyskretnie pachnącą mydłem, a bladość jej twarzy sugeruje, że letnią cerę zdążyła już całkiem zmyć z siebie. A potem dostrzegam dziewczę w płaszczo-kożuchu i buto-kapciach z futerkiem. Taki widok nastraja mnie ekstremalnie – podejrzewam, że to polarny strój kąpielowy – klapeczki i szlafrok. W głowie szum, bo chęć ujrzenia pluszowego bikini rodzi pragnienie, by ów widok wyżebrać i skonsumować na miejscu, ale nie. Nadmiar emocji gotów mnie trwale pozbawić tchu.

poniedziałek, 20 stycznia 2025

Strategia.

 

    Nie był pazerny. O poranku zasilał ciało taką dawką życia, ile wystarczało, by celebrować dzień. Unikał zleżałych wspomnień, niepewnych doznań. Wolał każdego dnia poznawać świat od nowa, żeby każde uczucie cieszyło go wyjątkowym smakiem.


    Musiał się w końcu zdarzyć dzień doskonały, pragnący przerodzić się w emocje wieczoru i rozkwitnąć gorączkową nocą, jakiej nie dawało się ująć w słowa.


    Zasypiał otoczony aurą dojrzałego szczęścia, którego nie chciał utracić. Obiecywał sobie, że następnego ranka zasili ciało na wiele lat.


    Gdy się obudził… było niestety za późno. Minęła pora karmienia ciała. Gasł z blednącym obrazem snu, w którym właśnie doświadczył raju. Jedyny raz.

niedziela, 19 stycznia 2025

Prasówka cd.

 

1. Skandal na myjni.

    Ktoś usiłował umyć konia myjką ciśnieniową. Myjnia bezdotykowa – pewnie brzydził się dotykać takiego wielkiego stwora.


2. Zazdrość na wysokim szczeblu.

    Pan Trump (inicjały DT) zaprosił na koronację własną jedynie włoską szefową, pomijając faworyta z Wielkiej Brytanii, jak zresztą całą plejadę unijnych gwiazdeczek i gwiazdorów. Widocznie nie gustuje w starszych panach, a na imprezie inauguracyjnej woli spotkać gorrrrącą Włoszkę!


3. Mnie przerosło.

    Policja na opolszczyźnie złapała kłusownika. W jego domku zabezpieczono trofea myśliwskie (ponad 40 poroży), oraz lokalną bimbrownię. Ale – to w końcu nic zdrożnego, bo do dziczyzny kieliszeczek nie zawadzi, szczególnie po całonocnym, zimowym polowaniu. Rzecz w czym innym. Gość (cytuję artykuł) odpowie za znęcanie się nad dwoma psami rasy chart, których nie posiadał...


4.Entropia rośnie.

    Pan Donald Tusk (inicjały DT) pęka z dumy. Ogłosił w mediach, że Polska urośnie trzy razy szybciej od strefy euro. Przy takim tempie sukcesów, Polska przestanie się mieścić w Europie, a pan Donald na monitorze – chyba że w naprawdę sporym pomniejszeniu, ale czy to się godzi tak umniejszać Wielkiego Człowieka?


5. Nie chcem, ale muszem.

    I to nie nad Wisłą, a w SAMYCH NIEMCZECH! Zielony ład, zielonym ładem, ale kiedy zimno w pupkę, należy grzać tym ohydnym węglem powodującym dziury ozonowe, zwiększającym emisję CO2, efekty cieplarniane i w ogóle (w ogóle, w żeńskim języku, oznacza WSZYSTKO, CO TRZEBA). Kopalnie pracują pełną parą, a do wiosny daleko. Hurra! Sankcje działają, aż dymi!


6. Agentura ogólnoświatowa.

    Każdy (bez wyjątku?) kto twierdzi, że dla Kozaków „nie ma miejsca w UE i NATO" jest ruskim agentem. A zwrócenie uwagi samozwańczemu prezydentowi obcego kraju bez ważnego mandatu, to głupota zasługująca na palmę. Ciekawe, kto ich tak naprawdę chce w strukturach. Chyba tylko ekstremiści.


7. Udawał teściową.

    Na szczęście policja była czujna i rozpoznała właściwą płeć sprawcy (interesujące po czym poznali, bo to nie zawsze jest oczywistość). Złapany przy bankomacie zamiast tłumaczyć się menopauzą, zaproponował zapewne pojedynek na gołe pięści.

    A tak poważniej, sprawę zgłosił gość, którego teściową ktoś pozbawił karty i nielegalnie z niej korzystał. O czym można się dowiedzieć gdy doczyta się artykuł do szczęśliwego końca.


8. Ech ci Azjaci.

    Znienacka okazało się, że chińskie zupki pochodzą z Japonii. Może to kwestia ilościowa, bo wśród Azjatów Chińczyków jest dużo więcej niż Japończyków. A i rozpoznać jednych od drugich trudno Europejczykom, więc o błąd łatwo. Japończycy nie upominają się o swoje, bo te zupki, to istne świństwo i żreć to dobrowolnie, to objaw głupoty.


9. Niemal sport.

    Pani rozwija karierę w modelingu i jako influencerka. Uwielbia sport, dlatego „zapozowała na siłowni”. Nie znam takiej dyscypliny, ale ja również lubię sport, więc może bym choć pokibicował, albo przeszedł wstępne szkolenie w tym zapozowywaniu? Pani śliczna, uśmiechnięta, więc chętnie też poprawię sylwetkę serią ćwiczeń.


10. Reklama. Tylko czego?

    Pan Szpilka (inicjały AS) wykazał się wytrwałością godną himalaisty. Może dostanie tytułowe członkostwo w klubie wysokogórskim. W towarzystwie trenera, boksera KSW i psa wszedł na Śnieżkę! Osobiście! Mistrz. Żeby nie stracić okazji na promocję tężyzny fizycznej, wszedł rozebrany do pasa, chcąc turystom ubarwić monotonię zimowego pejzażu zacnym kompletem tatuaży.

Uczulenie na jelenie. Nie?

 

    Słońce przedarło się przez nocną skorupę i robi dzień. Na żywopłotach skrzy się diamentowy kurz, ludzie, jak nie muszą, to nie wychodzą, co najwyżej spacerek do śmietnika, albo błyskawiczne odwadnianie psa. Z braku psa, wziąłem worek śmieci, żeby mieć alibi, na wypadek, gdyby ktoś spytał, co ja tutaj robię i poszedłem pobrać słoneczną kąpiel. Cierpię na rodzinną skazę, objawiającą się tym, że męskie osobniki wychodząc z bramy, gdy tylko poczują słońce na czubku nosa – kichnąć po prostu muszą. Nie ze złośliwości, czy w akcie pogardy, ale tak po prostu. Bezinteresownie. Potem jest już normalnie. A przynajmniej bez efektów dźwiękowych.


    Zwykle wycieczka do domku śmieci zabiera zbyt mało, żeby się nasycić, chyba, że niespodziane spotkanie dostarczy atrakcji (czyt. alibi) pozwalając na kilka dodatkowych chwil na tzw. świeżym powietrzu. I traf chciał, że trafił na mnie ochroniarz, najwyraźniej stęskniony dialogu po wielogodzinnej batalii o osiedlowy spokój. Tryskał humorem i ze swadą tłumaczył, że dzień musi być dobrym, jeśli człowiek się obudzi, po czym SAM wstanie, SAM się ubierze i (uwaga!) SAM się wysika! Hosanna. Wolałem nie pytać, przed czym nas chroni nasz umundurowany anioł stróż, skoro chwali się tak „epickimi” osiągnięciami, żeby mu nie zepsuć humoru.

sobota, 18 stycznia 2025

Wojna domowa.

 

    Kurz. Całkiem nie antyczny, więc nieatrakcyjny wcale. Robił to, co kurz potrafi najlepiej, czyli zalegał. W chwilach frywolności kurzowi zdarzało się wirować, jednak gdyby od niego to zależało, wolał oddawać się medytacjom oblegając powierzchnie płaskie z wytrwałością kolonizatorów. Czasem coś się doń przykleiło, czasem gęstniał. Cichy był bardziej niż kościelna mysz, więc nie angażował słuchu i wydawał się nieszkodliwy. Domowy kurz, w przeciwieństwie do budowlanego był miękki, pluszowy. Nieszkodliwy. A jednak doczekał się! Wypatrzony przez wyćwiczone damskie oko, został nazwany i skazany na unicestwienie.


    - Stefan! - głos wibrował oburzeniem zasługującym na świętość – Zrób coś. Natychmiast.


    Stefan, czyli ja, pod wpływem wieloletniej praktyki w kontaktach międzyludzkich ze szczególną intensywnością ćwiczonych na mojej Małgosi powstrzymałem się od prozaicznych pytań. Zamiast tego, podniosłem lędźwie, albo to co jak sądziłem nimi jest. Rozejrzałem się niczym peryskop pośrodku oceanu, aby namierzyć/osaczyć i zlikwidować wroga, lecz ten… był chyba niewidzialny.


    - Gdzie on? - zapytałem z rozpaczy, licząc na wsparcie optyczne ze strony żony, która w naszym związku była także oczami.


    - Wszędzie – Małgoś omdlewającą dłonią wskazała wszystko i nic jednocześnie. Tak potrafią wyłącznie wyrafinowani stratedzy.


    Z braku jednoznacznych wskazówek poprawiłem umundurowanie – znaczy, gacie naciągnąłem tak, że aż w kroku zaszczypało, a następnie ruszyłem po stereoskopowe wzmacniacze widzenia.


    - Wolniej! - krzyknęła moja najmilejsza – Jak się tak kręcisz, to się podnosi!


    - Ale jak – zaskoczony, ale jednak poruszałem się dalej w spowolnionym tempie, jakby to była powtórka efektownej bramki.


    - W kółko – żachnęła się na moją ignorancję w dziedzinie ruchów podnieconych drobin. - Wiry widziałeś?


    - Widziałem.


    - Więc nie wzbudzaj w nich chęci do przemieszczania się, bo ciężej będzie wyłapać.


    Stanowisko dowodzenia założyła w naszej sypialni, tworząc na łóżku wał ochronny z pościeli i usiadła wewnątrz – piękna i nieprzysiadalna. Bruzdy na twarzy sugerowały, że opracowuje błyskotliwy plan kontrataku, przeciwnatarcie.


    - WSW – zakomenderowała – i kieliszek wina. Białe i schłodzone.


    Co to WSW, wie każdy, kto ukończył służbę wojskową, czyli wiadro-szmata-woda. Nim mrugnęła wystarczającą ilość razy, by obudziła się jej niecierpliwość byłem już przygotowany. Zwarłem szyki (znaczy pośladki), wciągnąłem brzuch na tyle, na ile się dało i stanąłem za wiadrem, w drugim szeregu. Uzbrojony w lampkę wina byłem gotów na szturm, a nawet długotrwałą okupację. Małgorzata (w chwilach oficjalnych i pełnych napięcia występowała pełnoskalowo, dumnie i nie pozwalała sobie na miękkość Gosiaczka, czy coś w tym stylu) schłodziła nadwyrężony komendami przełyk białym półsłodkim i wskazała, gdzie powinienem uchwycić przyczółek.


    - Zacznij tutaj! - wskazała na TV, bo ten działał na kurz jak grawitacja na jabłko spadające z drzewa.


    Zacząłem. Lustro monitora nabrało głębi. Idąc za ciosem przetarłem komodę, pobliskie półki, podłogę. W sumie wyeliminowałem wroga z kubatury z grubsza metr sześcienny. Biła brawo. Ostrożnie, żeby nie wzniecić reakcji. Dla kontroli pstryknęła pilotem i monitor rozjaśnił się jak gęba kloszarda, któremu ktoś w kapelusz rzucił tłuściutki banknot. Nieskalany nalotem monitor wzbudził akceptację mojej pięknej, więc podała mi pusty kieliszek prosząc o kolejny, a kiedy uzupełniłem niedobory, wskazała następny kwadrat.


    Nim sprzątnąłem sypialnię, jej humor poprawił się i sięgał już odmiennych stanów świadomości. Przełączyła kanał na muzyczny i kiwając głową tańczyła nie wstając z okopów.


    - Chodź! Zatańczymy – zaproponowała figlarnie – Dawno nie tańczyliśmy, a przecież lubisz.


    Rzuciłem broń ręczną, nożną, białą i każdą inną. Z braku innego, otarłem dłonie o materiał pocący się na moich pośladkach i wyciągnąłem ręce w stronę Małgosi. Wstawała z okopu niezbornie, z figlarnym błyskiem w oku. Czy wspomniałem, że miała na sobie mniej materiału niż ja? Uwielbiam tę moją Gosieńkę. Wróg musiał poczekać. Choćby i do końca świata.

Prasówka cd.

 

1. Żyłka handlowa.

    Cwany Szwajcar sprzedał Polakom fortepian Paderewskiego, jego hantle i aż cud, że nie sedes, na którym grajek przeżył dziewicze rozwolnienie. No i zdjęcie, Bóg wie kogo. Atrakcyjne tym bardziej, że to NIE-PADEREWSKI. Bezcenne artefakty podziwiane przez wielu na ołtarzach muzealnych okazały się nawet nie słyszeć o muzyku. Cóż – rodzimym specjalistom udało się sprzedać Angolom most, a ktoś inny kupował PeKiN!


2. Podejrzliwy.

    Wykrył u siebie autoseksualizm, choć nie wie, co to takiego. I pyta specjalistę, jak poinformować partnerkę o swoich preferencjach. Zaraz, zaraz. Ja też nie wiem, co to autoseksualizm, ale bezwzględnie to słowo kojarzy mi się z działalnością jednoosobową. A skoro tak, to co? Chce się z własną dłonią „dogadywać”? Cóż – „czasami trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym”.


3. Królowa jest sprzedajna?

    Ponoć może być tylko jedna. Przypadkiem wyłowiona w rybackie sieci (nie – nie Afrodyta) nieopodal niemieckiej wyspy, sprzedana w litewskie ręce, żeby ostatecznie osiąść pośrodku. W Polsce. Królowa Morza waży siedemset gram i ma swój pałac w Jarosławcu. Audiencja kosztuje dwadzieścia dwa złote, a wzdychać i podziwiać można już za darmo.


4. W drogę.

    Serbski restaurator, czcząc pamięć polskiego małżeństwa Hirszfeldów, którzy uratowali jego miasto przed epidemią ponad sto lat temu, karmi Polaków za darmo. Dobrze, że to kawałek drogi, bo nie opędziłby się od głodomorów i pewnie zbankrutował.


5. Święta Trójca.

    Pan Trump był uprzejmy popełnić wyznanie wirtualne na jednej z platform. Chce przywrócić Złotą Erę Hollywood. W tym celu nominował trzech aktorów do roli wykonawców jego woli i publicznie obiecał, że spełni wszelkie potrzeby. Zainteresowani dowiedzieli się w tym samym czasie, co reszta świata, lecz nominacji nikt nie odrzucił, mimo, że najmłodszy ma 69, a najstarszy 86 lat. Może na początek godziwa emerytura, trzynastki i całodobowy dostęp do specjalistów?


6. Informacja.

    Co się z tym światem nawyrabiało. Rzecz zdarzyła się (oczywiście) w Stanach, ale wieści o zdarzeniu pochodzą z Niemiec. Informacje są ponadnarodowe. Głupota również. Mamusia rodem z USA poszła do łazienki, a kiedy wróciła – zastała dzieci bawiące się na dywanie uświnionym niemożebnie. Ponieważ dzieci pożerały kurz – wzięła odkurzacz i posprzątała. Tydzień później okazało się, że to były prochy dziadka. I oczywiście MUSIAŁA SIĘ TYM POCHWALIĆ W SIECI! Oto Ameryka!


7. No i znowu.

    Iran podpisuje strategiczną umowę o współpracy (w tym wojskową i energetyczną) z Rosją tuż przed Świętym Amerykańskim Zaprzysiężeniem. Kraje BRICS doskonale radzą sobie bez przewodniej roli narodu amerykańskiego, ich opieki i zaprowadzania demokracji na wzór przetestowany niezwykle starannie na Indianach. A pan Trump straszy, że jak wyrzekną się dolara, to wprowadzi jeszcze stuprocentowe cła, jakby zapomniał, że cenę (w dowolnej walucie) i tak zapłacą odbiorcy, czyli jego ukochani Amerykanie.


8. Żywotne interesy.

    Amerykańska prasa zauważa, że rosyjska reglamentacja materiałów radioaktywnych może unieruchomić amerykańską energetykę i przemysł. To samo dotyczy dostępu na metali ziem rzadkich, bez których nowoczesna elektronika nie działa. Stąd pomysły coraz bardziej radykalne i bezwzględne. Na przykład eksploracja dna oceanu, gdzie są metale, ale ich wydobycie spowoduje skażenie wód na dziesięciolecia. Więc zapewne dobrze byłoby zaprowadzać demokrację daleko od granic amerykańskich i wydobywać je tam.


9. Musk się gotuje.

    Okazało się, że zarabianie pieniędzy to za mało. Kiedy ma się już tyle, że nie sposób policzyć, to się szuka nowych wyzwań. Na przykład polityka zagraniczna. Czemu nie własna? Czemu chce wpływać na politykę Niemiec i Francji? Jak dołoży się do tego flotę satelitów sprawujących kontrolę nad światową informacją publiczną, to… no… Bóg prawdziwy! Wolałbym, żeby nie miał świadomości mojego istnienia, bo jeszcze i mnie zacznie zbawiać.


10. Cięcie!

    W ramach reklamy dzisiaj coś niezwykłego. Stolicą światowego fryzjerstwa został Olsztyn. Duma! Rodzina fryzjerów (nie tych od sterowania piłką nożną) grasuje tam od pokoleń, a obecnie zajęli pierwsze i trzecie miejsce w konkursie. Trochę daleko, cholera. A i kolejki pewnie stoją aż po opłotki.

Stepować na stepie, czy buszować w buszu.

 

    Ciemna strona księżyca oświetla elewacje nadając im głębokości i życia, jakiego słońce nigdy im nie daje. Powietrze staje się przejrzyste, wyostrzające wzrok. Samochodom zaparowały szkiełka i ślepe stoją na swoich miejscach, czekając, aż ktoś przywróci im widzenia. Psy zajęte grzebaniem w aromatach wsiąkających w grunt nie zwracają uwagi na to, co wysoko nad ziemią. Ptaki wykonują kontrolne przeloty nad osiedlem, żeby rozprostować kości. Ktoś stoi nad butelką gazowanej wody i plastikowym kubkiem ze śniadaniem. Pali papierosa. Może zaciąga się przy tym aromatem ciepłego pieczywa. Córka piekarza – nie Sowa, uśmiecha się do klientów w spodniach sugerujących, że pierwszym właścicielem był gepard.

piątek, 17 stycznia 2025

Ekstrakt taktyczno-operacyjny.

 

    Skoro Moja Pani kupiła wazon, nierozsądnym zdało mi się wracać do domu bez kwiatów, z oczywistą odrobiną czułości. Problem pojawił się jednak w związku ze skalą, gdyż Najmilsza użyła słowa „duży”, podnosząc rangę zdarzeń więc dla wspomożenia uczuć, wstąpiłem do apteki po niebieską pigułkę.

Pieczarka pieczona w pieczarze.

 

    Autobus pełen obcych nieznajomych powoduje lekki niepokój. Wyszedłem z domu o złej porze? A może trafiłem do równoległej rzeczywistości? Na wszelki wypadek pogrążyłem się w dywagacjach, zanim rozpoznam teren.


    Idąc ulicami mam kłopot z własną świadomością. Bo trudno jest przyznać się przed samym sobą, że każda z mijających mnie osób jest jednak zwierzęciem, o jakichś potrzebach seksualnych i trudno spotkać kogoś, kto wyrzekł się instynktów i dotrzymał słowa. Media mówią o niechcianym dotyku i jednocześnie o potrzebie bliskości. Debatują o problemach prokreacyjnych, ale też o niechcianych dzieciach i aborcji. O samotności, rewolucji seksualnej, białych małżeństwach i odstępstwach od tego, co świat zwierząt traktuje jako uświęconą powinność. Monogamia, poligamia, jakie mieć może znaczenie, kiedy będzie jednopłciową? Wyłącznie jako rozrywka na długie zimowe wieczory? Bawić się innym ciałem, które chce się bawić moim... I tamtym, i jeszcze innym? Niepokalane poczęcie, to nie jest standard. Więc ona i on też?


    Długonogie dziewczę ogrzewa dłoń między udami, drugą przewijając ploteczki. Dzwon wybija spiżowe dziury w ciszy przedświtu, unosząc mnie ku porannej kawie niepierwszej. Tuż ponad drobnymi bucikami pani zaczynała się zaokrąglać z determinacją wyćwiczoną latami treningu. Trudno byłoby o niej powiedzieć „szczupła”, ale „sympatyczna” samo przychodziło do głowy. Podziwiam też pana, który wyhodował sobie pośladki z przodu i dumnie je wypinał, studiując treści sieciowe.

Pupil – męska pupka?

 

    Trawnikowe bałwanki poumierały. Pasażerowie wytrwale pobierali dane zewnętrzne i nawet Mała Budda poddała się indoktrynacji sieciowej, przewodowo schwytana za uszy i łyka propagandę niemalże dożylnie. Na tym tle Archeopan studiujący wymarłe cywilizacje w wersji papierowej zdaje się być rodzynkiem w masie ciasta. Śpiąca Królewna ma chyba wbudowany georadar, gdyż budzi się na właściwym przystanku w chwili, gdy autobus zaczyna kołować do zatoczki. Wytatuowany niemal po czubki palców, doskonale obznajomiony z florą bakteryjną świeżo upolowanej pochwy, władczo położył łapsko na głowie niemal o połowę mniejszej towarzyszki. Wstrzymałem oddech w obawie, że pieszczotą zedrze jej włos z głowy i to nie jeden, lecz od jednorazowo wszystkie. Wybranka była jednak twardsza niż mniemałem, więc gdy wysiadałem wciąż mogła udawać fałszywą blondynkę, a moje płuca zaciągały się powietrzem, jakby to był niedostępny rarytas.


    W dzielnicy Boga mrok. Kto wie, czy gospodarz nie wziął chorobowego, albo nie urlopuje w ciepłych krajach, przeczekując zimowe depresje w klimacie zbliżonym do rajskiego. Dziewczęta o figurach modelek znikają w gardzielach biurowców odprowadzane czujnym wzrokiem emerytowanych konsjerży. W centrum króluje czerń nienachalnie okrywająca nagość białych kobiet. Ciekawe, czy czarnoskóre równie skwapliwie wybierają biel.

czwartek, 16 stycznia 2025

Wątek zwątpienia zawitał mi w wątpia.

 

    Pani Od Ciepłych Ploteczek (muszę wymyślić bardziej kompaktową nazwę) namalowała sobie dziś wąskie, czerwone usta i przez to wydaje się być zła na świat ją otaczający i była taka „nieprzysiadalna”, jak głodna lwica nad truchłem antylopy. Gdzieś obok omdlewała z delikatności piękna dziewczyna w kurtce z zamkiem na plecach – pewnie zainstalowanym po to, by mogła rozwinąć skrzydła nie rozbierając się w styczniowych chłodach. Kolejny raz, po przejechaniu kilku przystanków dobiega mnie aromat świeżego pęta kiełbasy. Może nawet dwóch. Kontrole biletowe, poruszające się w stabilnych i zdeterminowanych trójkach uwielbiają relację między dworcem kolejowym a galerią handlową. Widuję je regularnie, niemal każdego dnia. Ale dzisiaj przeszły same siebie – w autobusie zmieściło się więcej kontrolujących, niż pasażerów i doszło pomiędzy nimi do scysji w zakresie kompetencji kontrolnych na tej relacji.


    Miga mi gdzieś nastoletnia buzia wyszpachlowana niczym elewacja po wojennym oblężeniu i starannej restauracji. Taką gładź stosuje się chyba jako twórczy podkład do właściwego wykończenia. Ale po co tak ukrywać młodość? Na wszelki wypadek, żeby nie wtrącać się zbyt namolnie w żywoty obcych zająłem się dywagacjami. Śpiąca młodzież obok dorosłych pogrążonych w letargu, niewyspani i nieszczęśliwi, o martwym wzroku, nie reagującym na zaokienne zmiany. Przerażający świat pełen niewyspanych ludzi, kto wie, czy nie cierpiących na chroniczną bezsenność. Pogrążam się w idei zrównoważonego rozwoju, zrównoważonego miasta, handlu, produkcji. Niby wszystko brzmi pięknie, a jednak nie. Bo czym niby jest ów handel równoważony? Brakiem handlu?


    Nóżka – tak nazywam gościa lekko ciągnącego prawą nogę, co przypomina ruch w spowolnionym tempie, nieumyślnie stał się moim analogowym zegarem. Na podstawie okolicy, w jakiej go mijam, poznaję, czy jestem spóźniony, czy mam nadmiar czasu.

środa, 15 stycznia 2025

Pełna uroku (urody?) uroczystość na uroczysku.

 

    Wątłe światło musiało być niezwykle esencjonalne, bo stare cegły dostały rumieńców i tylko czekać, aż wybiorą się na wycieczkę w nieznane. Z rynien sterczały długie, rozdwojone jęzory z lodu. Bezwstydnie nagie platany zerkają z góry na przechodniów i podziwiają pompony na czapkach, albo miękkie, futrzaste buty. Rozczochrany kundel zajadle klął na kierowcę, który przecież grzecznie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. Szaro-czarne ptaszydła ostrożnie sprawdzały nośność powietrza, na wszelki wypadek trzymając się blisko dachów.


    Młoda dziewczyna w kudłatych spodniach niosła dwie spore, papierowe torby. A może nawet była przez nie niesiona, bo zataczała się, to idąc po trawnikach, to włażąc ludziom pod nogi. Do autobusu wsiadają dwie nastolatki o nieciągłych brwiach i przez zęby zaczynają mówić o chłopakach. Arogancja stojąca, nieprzejmująca się absolutnie otoczeniem. Jak się okazało, zęby miały metalowy kaganiec i być może ten się zaciął, nie pozwalając na więcej. A może to kwestia życiorysu, który do najszczęśliwszych nie należał? W ciągu dalszym doszły mnie informacje o macosze podglądającej przez kamerę, czy nastolatka faszeruje się w swoim pokoju narkotykami, o uśmiechniętym tatusiu, któremu na wigilię powiedziała, że jest prostytutką, a potem wspólnie usiłowali obrócić te słowa w żart… Szczęściem, jak pracowite galerianki wysiadły przy jednej z galerii i zaoszczędziły mi ciągu dalszego.

wtorek, 14 stycznia 2025

Zimna zima, letnie lato.

 

    Śpiewna Nerwica zabawiała dziś bezgłośnym wokalem Melancholijnego Karampuka. Pęd powietrza zdzierał z dachów samochodów blade mgławice roztrzaskujące się o mokry asfalt. Jak dziecko, idąc – chrzęściłem zadeptując zmrożony śnieg, ciesząc się z czynionego z premedytacją hałasu. Wzgórze nosi ślady użytkowania przez tych, co butów używają do zjeżdżania na pazurki. W letnim ogródku śnieg rozłożył się obrusem na drewnianych stołach i okrzepł tam. Pani w śnieżnobiałej kurtce z wielkim kapturem wyglądała niczym bałwanek, jednak oczywistym nie było, czy to jej zasługa, czy kurtka taka puchata.


    Spotykam jeszcze niewitruwiańską kobietę, którą zamiast w okrąg bez najmniejszego wysiłku umysłowego można było wpisać w elipsę. I zachwycającego pana, którego odzież na piersiach miała coś, co zakwalifikowałem, jako tekstylną klapkę od skrzynki na listy – niechybnie listy w takiej skrzynce trafiłoby wprost do serca.

poniedziałek, 13 stycznia 2025

Niespełniony guru.

 

    Jako, że umysł mam niespokojny, jak ręce dziecka z ADHD, obserwuję trendy i szukam niszy, w której mógłbym wymościć sobie gniazdko, żeby ewoluować i odrodzić się w postaci dojrzałej, w pełni ukształtowanej i budzącej zachwyt. Niebanalny umysł, to przekleństwo, które należy trzymać twardą ręką, bo gotów rozbrykać się ponad miarę. Niby o tym wiedziałem, a przecież pozwoliłem sobie na chwilę beztroski, gdy umysł wgryzał się w tabloidową tematykę naked dressów, sleep dressów i temu podobnych wynalazków sprawdzając, jak dalece projektanci pozwolili sobie na swawole i frywolność. Jak się okazało – pozwalali sobie, że ojejku!


    Postanowiłem pójść krok dalej. Zaskoczyć świat bezpruderią zaawansowaną, a mówiąc nieskromnie – wręcz idealną. Nazwa konceptu niemal od niechcenia wypadła na stół. Textil free! Na początek Home Series… Wiadomo – oswoić zszokowaną publikę, zanim powiodę ich na szerokie wody oceanu bezwstydu. W bezpiecznej przestrzeni dwunastometrowych mikroapartamentów, w luksusach M-3 z Wielkiej Płyty, w salonach, będących na co dzień sypialniami/jadalniami/garderobami i co kto jeszcze wymyśli – właśnie tam chciałem osadzić pierwsze podejście do tematu i transferu technologii New Generation Age. Modeli poszukiwałem wśród zatwardziałych kanapowców, którym szwy spodni dresowych, albo sznurki stringów dokuczały tak, że tylko hemoroidy potrafią zrobić ciału większą krzywdę, pośród jurnych młodzieńców, którym wzwód nie pozwalał myśleć, kiedy brutalnie przedzierał się przez slipki Kalwina Kleina, wśród niewiast umordowanych niekończącą się komunikacją pomiędzy pralką, a suszarką.


    Pozorna nagość, okraszona subtelną i dystyngowaną kreacją zaprojektowaną z materiału Textil Free pozostawiała pełną swobodę ruchów, bez względu na figurę, wagę, czy kształt sylwetki, choćby drastycznie odbiegające od boskich proporcji z dekalogu topowego modelingu. Uczestnicy przedpremierowej sesji byli nią wręcz zachwyceni i skłonni do wyasygnowania niebagatelnych kwot, żeby przejąć na własność kreacje, w jakich występowali podczas pokazu. TF (Textil Free) osiągnął tym samym pierwszy, komercyjny sukces jeszcze przed kampanią reklamową i zatrudnieniem gwiazd z celebryckiego piedestału.


    Mój umysł… cóż… Oszołomiony początkowym sukcesem oczywiście pognał do przodu. Pierwotna Home series, urosła w XXX-party, poprzez Street-View, Work-Look, aż po National-Colors. Każdy etap MUSIAŁ nosić obcą nazwę z prostej przyczyny – inaczej nie miałby szans przedrzeć się przez gąszcz konkurencji. Nawet Raszyny, chcąc ulokować swoje produkty, zmieniają cyryliczne nazwy firm i towarów na takie, które Angolowie są w stanie zrozumieć i przyswoić. A ci, jak każdy wie, giętkością języka nie grzeszą, za to bezczelnością wielką, głosząc, że to świat ma się nauczyć języka, żeby był godzien z nimi gadać, choćby osiadł na własnej ziemi.


    PS. I już miałem skolonizować świat mody i ruszyć na podbój zachodniej cywilizacji, gdy przypomniałem sobie o ostatnim wątku, absolutnie niezbędnym do osiągnięcia globalnego sukcesu – mile widziane było, abym reprezentował orientację seksualną spoza ewolucyjnego first class, co mnie kompletnie przerosło, podcinając skrzydła mocniej, niż Ikarowi.

sobota, 11 stycznia 2025

Barczysty barman rabarbar żarł.

 

    Rzadki śnieg najwyraźniej zabłądził i zdezorientowany wiruje w powietrzu. Wiatr zresztą też nie wie, co z nim zrobić i spycha go pod krawężniki, albo jak niechciane kociaki topi w kałużach wylegujących się na asfalcie i nie niepokojonych przez samochody. Na tym tle pług śnieżny jest ironiczną skazą, żartem niemal wulgarnym. Na wezwłosych wiązach szamocą się we trójkę balony – dwa czarne i jeden złoty. Wyglądają jak osmyczone szczeniaki na widok matki. Szarpią się i ciągną, aż gną się skostniałe gałązki.

piątek, 10 stycznia 2025

Ekstrakt o dylemacie badawczym.

 

Muszę wyZNAĆ, że chcę się ZNAĆ!


Nie wystarczy się przyZNAĆ.


Żeby się poZNAĆ, należy doZNAĆ.

Demonstracja – przemarsz demonów.

 

    No tak. Zapewne moje szaleństwo zatacza wciąż szersze kręgi, ale…


    Podczas jazdy tą-samą-co-dzień drogą policzyłem krawężniki w pasie drogi. Są miejsca, w których jest ich piętnaście, a ciężko znaleźć miejsce, w którym będzie ich mniej jak dziesięć. Droga (nowa) wybudowana za jakieś kosmiczne pieniądze miała uporać się z korkami, bo peryferia, dzięki tańszym gruntom znalazły uznanie w oczach deweloperów, którzy przemodelowali pola kukurydzy na niekończące się osiedla. Dojazd do centrum, a raczej (wy)dostanie się z zaścianka zajmowało i prawie dwie godziny. Moje usta rodzą same obelżywe słowa – stara droga, po jednym pasie w każdą stronę została zastąpiona równoważną, tylko nowszą. Z tą różnicą, że ze starej były zjazdy na poszczególne osiedla, a z nowej ich brakuje. Więc co? Do nowej drogi dorabiany jest niezależny pas ruchu dla autobusów i taksówek. I co? I byłoby fajnie podróżować tym pasem, gdyby nie wybory i wdzięczność polityczna, bo teraz, prócz autobusu ma tam się pojawić tramwaj. Ale. Roboty będą się mogły zacząć, jak budowa buspasa się skończy. A jak się skończy, to świeżo położone nawierzchnie trzeba będzie zdjąć, by ułożyć szyny… I autobusy natenczas wrócą na stare ścieżki. Dla mnie – chyba już dożywotnio.


    A z tymi krawężnikami? Promocja jakaś była, albo co? Bo po co komu pasek zieleni o szerokości mierzonej w centymetrach?