wtorek, 13 marca 2018

Zasłyszane.


- Gdzieś tam jest woda. Podaj mi, bo oni nie potrafią znaleźć! – obmacałem wezgłowie, sięgnąłem pod poduszkę, szukałem dłońmi na ramie łóżka podniesionego do pozycji wpółsiedzącej i nic. Schyliłem się i zajrzałem pod spód. Leżała tam, pod samą ścianą. Wypita do połowy z plastikowym dziubkiem jak dla dzieci. Z tą różnicą, że dzieci sobie radziły. On nie. Trzy razy powtarzałem, że otwarty jest, ale z niekapka samoistnie nie wypłynie i trzeba pociągnąć, względnie ścisnąć butelkę. Próbował oburącz zanim się udało, lecz widziałem satysfakcję, że zrobił to sam, bez pomocy pielęgniarki. Pociągnął raz i drugi, po czym odłożył ją tak, żeby mieć pod ręką. Na koniec zażyczył sobie, żebym poprawił mu głowę na poduszce, bo mu spada na bok i krzywo widzi, a potem, żebym już sobie poszedł, bo żadnego powodu nie ma, abym stał i czekał aż umrze.

Bezpośrednio dość, ale inaczej mówić nie potrafił. Jeśli w ogóle mówił, to krótko, dosadnie i szczerze do krwi. Nawet, kiedy z kolegą wyciągali do naprawy silnik ciężarówki na łańcuchu i niefortunnie zostawił pod nim dłoń, kiedy kolega zluzował łańcuch burknął tylko, żeby go uniósł raz jeszcze i nawet do lekarza iść nie chciał, chociaż jeden z palców przecięty metalowym blokiem trzymał się zaledwie na skrawku skóry. Lekarze połatali, ale działać do końca życia już nie chciał ów palec, a gość wzruszył ramionami, jak wzruszał na wiele drobnych i całkiem sporych szykan życiowych. Słuchałem opowieści matki, jak pełne roczniki polskich znaczków wyprzedawał, żeby na chleb dzieciom starczyło, albo ostatnio - jak furczał na nią, żeby nikogo poza mną nie zapraszała, bo nie chce słuchać, jak stoją i płaczą, kiedy wciąż żyje, tylko odrobinę kiepsko.

Drapię się po głowie, bo przecież wiecznie był gdzieś obok mnie, nawet całkiem blisko, a przecież jakoś tak niedostrzegalnie, bezszelestnie, intymnie i nienachalnie. Zupełnie, jak anioł stróż. Nie przeszkadzał w niczym i nie rwał się z pomocą nieproszony. Dopiero, kiedy się przyszło z problemem wykazywał się zainteresowaniem. Na ogół nie pytał o nic, nic nie sugerował i niczego nie wymagał. Milczał, w czym był chyba mistrzem świata niedoścignionym. Póki oczu starczało – czytał, później zamienił książkę na możliwie największy monitor i w tysiącach kanałów usiłował wydłubać coś zastępczego. I nadal milczał, choć słuchał uważnie.

Był taki czas, kiedy partia (jedynie słuszna) zaproponowała mu awans u schyłku socjalizmu. Siwej głowie zaproponowała stanowisko, pensję, pierwsze w życiu własne mieszkanie…Odmówił, bo uważał, że wódki samemu pić się nie da, więc lokal zbędnym będzie. Matka sklęła go wtedy głośno, lecz po cichu chyba była dumna – w końcu sama sympatyzowała aktywnie z nową, podziemną wartością. Partia pamięć miała doskonałą i sił jeszcze dość, żeby takiego afrontu nie oglądać zbyt długo, więc zamiast zyskać mieszkanie – stracił pracę.

Dobrze, że znajomi pomogli i słowo szepnęli, więc z pracą wyszło na zdrowie. A jakiś pospieszny remont w oficynie nadającej się tylko do wyburzenia, ad hoc zorganizowana przeprowadzka z jednej bylejakości w drugą, aż wreszcie, po kolejnej zamianie na własnych śmieciach i z godnością mógł nareszcie wszystko, co może człowiek we własnym domu – Że emeryturę listonosz przyniósł wcześniej? Że Bóg zdrowie i włosy zabrał? Zdarza się chyba? Wzruszył ramionami i nie płakał za straconymi latami, tylko się cieszył, że wreszcie może dzień cały w łóżku spędzić, albo w samych gatkach zakręcić się po kuchni wyjadając z garnków co mu w ręce wpadnie. U siebie.

Ja nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak ważne było to krótkie stwierdzenie, ale widziałem rozmiar ulgi i poczucie spełnienia w nim, kiedy już ostatni transport dotarł na swoją wieczność doczesną i choć wciąż w kartonach, to już na miejscu. Widziałem i usłyszałem jak w cichym westchnieniu ulgi, w jednym zdaniu, które wymsknęło mu się w emocjach przyznał, że ostatnie wyzwanie w życiu popełnił i kąt bezpieczny własnej kobiecie wreszcie zapewnił.

Nie potrafiłem zrozumieć, ale przecież pamiętam, że jego nawet rodzona matka styczniową nocą, a potem i teściowa z domu wygnać potrafiły, więc wartość rozumiem. Nie zapytałem matki, czy płakał, czy łzy pierwszą nocą ciemną spłynęły, kiedy już przestałem zwozić, układać, segregować, kiedy na łóżku czysta pościel, a w TV gadające głowy opowiadały niestworzone głupoty o świecie dalekim od prozaicznej rzeczywistości, kiedy w kuchni pierwszy raz dla nich wesoło zagwizdał czajnik, a koło chlebaka pojawił się nóż pamiętający szkołę podstawową, bo takie noże polscy chłopcy robili na zajęciach technicznych i w wielu domach do dzisiaj je widuję – miały wartość większą niż japońska stal nierdzewna ostrzona laserowym strumieniem i chleb tylko jednym nożem był w domu dotykany – tym chłopięcym i niezastąpionym.

Wiesz… Pamiętam, jak podbierał mi-nastolatkowi książki, które dla niego były zapewne zbyt naiwne, niedorosłe, lecz on kwitował moje zdziwienie słowami: „jeśli ktoś potrafi pisać, to książka telefoniczna stanie się pasjonującą lekturą” Nie przyznam się do tego głośno, jak bardzo chciałbym przyjść i położyć przed nim książkę – moją książkę, mną napisaną i taką, która byłaby godna jego mniemaniu o tej książce poniekąd telefonicznej…

Nie przyjdę, bo nie będę miał komu się pochwalić, jeśli w ogóle się uda kiedykolwiek. Dzień niecały później przyszedłem znów na SOR – przeniesiony na oddział oddychał maszyną, już bez świadomości, a lekarka nawet nie próbowała udawać, że jeszcze się obudzi. Pocieszyła tylko, że już na pewno bez bólu, że…A potem… Tylko ja dotknąłem zimnej dłoni nim pośród mżawki i łez stał się wspomnieniem, tymczasową czcionką na nagrobku namalowaną na komunalnym cmentarzu.

Dlaczego mówię? Tobie obcemu? Nie mówiłem, bo mówienie mi też przychodzi z trudem, ale pomyślałem, że komuś trzeba, żeby cień pamięci został, żeby zadrapać sumienie pytaniem o wartość, którą tak chętnie się pomija. Przynajmniej w mojej rodzinie. Gdzie miejsce we wspomnieniach na męską część rodzin? Pytam, bo podobną ścieżką życie przemierzam i zapewne podobnie ją skończę. Nie łudzę się, nie chcę wiele, ale niechby zaistnieć fragmentami, epizodem, czy anegdotą choćby. Jeśli to nie jest za trudne. Zabawne – historia świata jest męską bajką, gdy historia życia wydaje się tryskać kobiecością tak bardzo, że męski wątek w niej znaleźć, to zadanie dla detektywa. Drzewo posadzić - tak? A komu to potrzebne?

10 komentarzy:

  1. A wiesz, że coś w tym jest, że częściej matki, baki, ciocie sie wspomina? Może dlatego, że panie odchodzą później i bardziej w naszej pamięci sie zapisują? Jednego z dziadków prawie nie pamiętam i gdyby nie zdjęcia...
    Tyś już oddał przysługę odchodzącemu, utrwaliłeś w naszej pamięci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślisz, że to reguła z tą pamięcią żeńskiej części rodziny?

      Usuń
    2. Nie wiem czy reguła, są różne rodziny...

      Usuń
    3. nie mam instynktu badacza, ale grzebię we własnej pamięci i kobietami na bogato raczej, a facetów zdecydowanie mniej. może kobiety są po prostu bardziej kolorowe i nieprzewidywalne? i dlatego pamięta się je z większej liczby epizodów?

      Usuń
  2. Witaj, oko.

    Dzisiaj pomilczę.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytania się mnożą, ale wszystkie łączy brak odpowiedzi - milczenie jest rozsądną strategią. byle było o czym milczeć.

      Usuń
  3. Obudziłeś wspomnienia, odległe i świeższe. Też wolę pomilczeć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to dobre milczenie. nie świąteczne, ale prawdziwe.
      bez chryzantem i świecących amfor na pokaz.

      Usuń
  4. Piękny... Piękny, wzruszający tekst. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o śmierci pisać jest bardzo trudno. zdecydowanie trudniej niż o seksie, czy lokalnych podwyżkach cen na lokomotywy i embargu na parostatki dla Kuwejtu.

      Usuń