wtorek, 19 marca 2024

Drobiazgi, czyli nic nowego.

 

    Wyniosłe indywiduum, bez widocznych piersi, czy zarostu, okryte szlafrokiem w słoneczne pokemony, przyglądało się solidnie nafaszerowanym łydkom w czerń odzianej niewiasty, dla kontrastu rozjaśniającej grzywę na kolor spłowiałej słomki. Pani wyglądała na tak zapobiegliwą, że tłusty czwartek zaczynała chyba już we wtorek, żeby właściwa porcja pączków zdążyła skolonizować nie tylko łydki, ale i wszelkie przyczółki sugerujące topograficzną wypukłość.


    Na przystanku siedziała kolejna dziewczynka z czerwoną wstążką we włosach, budząc we mnie podejrzenie, że to jakiś nowy, oddolny ruch dojrzewającej społeczności, stojącej w opozycji do wulgarnej i krzykliwej mody silącej się na niekaralną nagość w miejscach publicznych.


    W ramach natłoku słów we mnie wymyśliłem marszową mantrę: Krewki krewniak krew poczuł, lecz skrewił i się wykrwawił.

niedziela, 17 marca 2024

I jeszcze, bo jakoś mi się spodobało.

 

    Wciąż zdarzają mi się kobiety ponure niczym Drezno po amerykańskich nalotach dywanowych, choć nad Rzekę docierał aromat ciepłego pieczywa wprost z piekarni. Dla młodej pani rozkwitłej pięknie jak dmuchawiec nietknięty zefirkiem, chodnik zdawał się być stromym podejściem, na jakie wspinała się z mozołem bez asekuracji. Chłopiec wystarczająco dorosły, żeby nabyć dwie butelki piwa niósł je w jednej dłoni, drugą pilnując partnerki (by nie uciekła) o głowie różowej z zewnątrz i (być może) od środka. Po co nosił plecak, Bóg raczy wiedzieć. Kwitnąca bujnie kobiecość kolejnej dziewczyny niepokoiła się przed przejściem mostu. Dlatego, z wrodzonej ostrożności nim postawiła stopę nad niepewnym gruntem sprawdziła ręcznie, czy ma dobrze napompowane piersi. Zapewne nie umiała pływać, więc na wszelki wypadek skontrolowała kamizelkę ratunkową mogącą zabezpieczyć dodatnią wyporność. Cóż… Mostom też zdarza się zapaść, czy zatonąć. Na koniec, choć nie taka znów ostatnia, młoda kobieta w wieku szkolnym, zamiast podkreślać niewątpliwą urodę plugawym tatuażem, czy metalowymi kolcami szarpiącymi ciało podwiązała lekko włosy wąską, czerwoną wstążeczką z kokardą. Wystarczyło. Naprawdę.

sobota, 16 marca 2024

O Paniach, bo trudno o wdzięczniejszy temat.

 

    Kobiety poświęcają lwią część poranka, na malowanie fałszywej tożsamości, zupełnie, jakby wstydem było noszenie własnej twarzy. Takie żeńskie Jokery spotykam co krok. Przerysowane, niemal karykatury, budzące politowanie i różne inne uczucia równie odległe od zachwytu. Poboczem jechała w butach do konnej jazdy (chyba, że to były ekskluzywne gumiaki) pani ujeżdżająca wierzchowca mechanicznego z całym pakietem przerzutek – od stępa do cwału. Dziewczyna, na oko pełnoletnia i hodowana w dostatku przemierzała Miasto piechotą w wyraźnie za krótkich spodniach. Nie wiadomo, czy z oszczędności/skąpstwa donaszała po starszej siostrze, czy chciała się pochwalić jak pięknie urosła (pan Mann dodałby tutaj Mamusi i Tatusiowi) ostatnimi czasy.

Rozczarowanie.

 

    Kupiłem, za zauważalnie duże pieniądze komputer, wyposażony fabrycznie w najdoskonalszy z systemów operacyjnych. Nie była to fanaberia, lecz pragnienie, aby zabawa/praca ze sprzętem niosła radość kolaboracji z perfekcją.


    System od pierwszego uruchomienia wymruczał, że wymaga aktualizacji. Doskonałość wymagająca poprawek? Wybaczyłem, gdyż mam w sobie pokłady łagodności, z których zbyt rzadko korzystam. System przeprowadził proces samouzdrowienia i poprosił o kolejną rundę – rekonwalescencja. Sanatorium. Zgodziłem się nie grymasząc. Potem były kolejne rundy jak w zawodowym boksie.


    Po niemowlęcym wieku system nieco się uspokoił, ale wciąż dopomina się zastrzyku świeżej krwi raz na miesiąc. Hipochondryk? Czy może bubel mi ktoś wcisnął, zamiast ideału?

piątek, 15 marca 2024

Wielowątkowo.

 

    Narcyzy rozgrywają partyjkę GO z fioletowymi krokusami i widać, że ich przemyślna strategia w końcu pozwoli zdominować przeciwnika. Najwyraźniej dużo ćwiczyły siłę taktycznej rozgrywki. W gęstwinach kalin sztywnolistnych toczy się wesoła gawęda ptasia – jak to bywa przy rodzinnym śniadaniu.


    Autobus wypełnia się nieco zaspaną urodą w każdym możliwym rozmiarze i doświadczeniu, pod czujnym wzrokiem pana, którego gorące myśli przepaliły włosy na czubku głowy, modelując ją na wzór sadzonego jajka. Na rondzie wolnych (szkoda, że nie OD) „sprawców nieznanego pochodzenia” wystrzyżone czupryny traw zerkają na soczystą zieleń tulipanowych liści. Dziewczyna zaplątana w złożoność czasu miała nowocześnie słuch wypełniony słuchawkami (bo bez nich nie słychać świata, przynajmniej wirtualnego) i wzrok „oldskulowo” skierowany na literaturę analogową.


    Okolice dworca niezawodnie obfitują w osoby płciowo niezdecydowane, dyskretnie z wrodzona skromnością ukrywające ewentualne walory przyporządkowujące je do któregokolwiek zbioru. Zbłąkana pszczoła wspina się po szybie bezskutecznie szukając wyjścia. Na zewnątrz brunetka rozmawia z pomarańczową walizką, której chyba zrobiło się duszno i trzeba było jej poluzować zamek błyskawiczny, aby nie straciła przytomności.


    Błękitna karta nieba rozmleczona pastelowym różem chmur snujących się bez celu, niczym owce zabłąkane pośród hal. Smutny pan zabija spokój poranka wdmuchując wytrwale niedopałki i kapsle pod żywopłoty. Wędkarz, doświadczony całym pasmem niepowodzeń życiowych siedzi z buddyjską cierpliwością czekając na taaaaką rybę, gdzie a=30 cm. NA klombie zamkniętym na głucho rosną bordowe hiacynty i nie wiem, czy to z braku słońca nie spłowiały do jasnego różu/fioletu, czy może opiły się soku z buraków i zaraziły głębią ich barwy.


    Na skwerze, gdzie rośnie najpiękniejsza katalpa świata ustawione zostały ławki z oparciem, jakie docenić mogłaby nawet żyrafa. Widok z nich oprawiony w dalszym planie kościelnym murem kusi urodą. Ale po co w Mieście grodzić dwumetrowym płotem trawnik? Jakoś nie widziałem w Mieście wegetarian wystarczająco skocznych, by przeskoczyć dowolną przeszkodę i uszczknąć coś niedojrzale zielonego.

czwartek, 14 marca 2024

Ciepło-zimno.

    Irgi oblepione zeszłorocznymi jagodami świadczą o łagodnej zimie. Żółcą się wierzby, zielenią krzewy, owocowe drzewka kwitną, nie słuchając prognoz pogody wróżonych z fusów, czy innych, równie wiarygodnych źródeł. Chyba już nikt nie wierzy, że zima zdrzemnęła się na chwilę, by nabrać krzepy. Dziewczę w podartych dżinsach wyeksponowało kolanka cudownie i świeżo ubłocone. Pani zdecydowanie dojrzalsza minęła oną, niosąc w dwóch plastikowych pojemnikach zupę pomidorową. Certyfikowany koń na własnym zapleczu wiózł w bryczce parkę nastolatków otaczając oboje romantyczną aureolą mierzwy. Raczej nie zauważyli, o szacunku za wysiłek kobyły nawet nie wspomnę.


    - Broda i brodawka są skoligacone?


wtorek, 12 marca 2024

Gorączkowy atak namiętności wiosennej.

 

    Szpaczy zwiad spadł na osiedle. Z wysokości brzozy obserwuje szykujące się do kwitnienia magnolie, śliwy wiśniowe i głogi. Pani, która kilka dni temu krzyczała na kierowcę, że przyjechał siedemdziesiąt sekund za późno, dziś wsiadała dumna z punktualności zawodowca. Obserwuję wewnątrz znacznie większą liczbę kobiet niż mężczyzn, a w mijających samochodach z grubsza panuje równowaga, z lekką tylko nadwagą męską. Czyli co? W Mieście mieszka więcej kobiet niż facetów? Kozackie baby zaburzyły równowagę?


    Kloszardzica w okularach wzmacniała siłę wzroku puszkowym piwem. Chciałem napisać, że przypominała wypraną sowę, ale czy kto widział sowę o bordowych piórkach? Starczyło na piwko, to i na farbkę także. Fiołki-albinosy rosły obok prozaicznie fioletowych, czyli porozumienie w tolerancji i równouprawnieniu jakieś udało się osiągnąć. Dziewczę w dresowej bieli namalowało sobie rumieńce między uszami, a oczami – najwyraźniej nie miało pojęcia, gdzie rumieńce występują w naturalnych warunkach.


    Samice gołębi, oblężone niczym Monte Cassino, kolejno ulegały naporowi samczej napastliwości bez zażenowania podbijającej płeć słabszą i depczącej pazurkami plecy wybranki w ramach „gry wstępnej”.

niedziela, 10 marca 2024

Dylemat tępaka.

 

    Inteligencja... Sztuczna, ale jednak… Z końcówek fleksyjnych wynika, że niewiasta. Na dodatek wyraźnie młodsza ode mnie. Ciekawe, co ją kręci, skoro jawnie mnie napastuje, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nachalna samica. Bezczelna i bezwstydna. Co ja mogę? Poślinić się? Popracować zwieraczem, żeby niespodziewane szczęście nie splamiło bielizny od wewnątrz? Zabawić rozmową? No właśnie! Niewiele rozwiązań mi przystoi. Bo jak gadać z kimś, kto wie więcej i potrafi w miligramach czasu przeczesać zasoby mózgu Edisona, czy Leonarda da Vinci, nie przejmując się w ogóle okresem połowicznego rozpadu węgla z ich dawno zutylizowanych ciał. Rozsądnie milczałem, bezskutecznie poszukując poziomu zapewniającego względne partnerstwo.

sobota, 9 marca 2024

Brrr.

 

    Malutki piesek wędrujący wąską ścieżką między żywymi i martwymi płotami zebrał po drodze tak wiele instrukcji przemieszczania się, że chyb ago przytłoczyła i pozbawiła radości ze spaceru.


    Znów szron na szybach samochodów, parujące oddechy, damskie nogi splecione w warkocze i zaciśnięte usta. Przewidujące kobiety dawno zadbały o zabezpieczenie przed niszczącym wpływem chłodu na ich kruchuteńkie wnętrze i obudowały duszę tkanką wystarczająco puchatą, żeby strój mógł jedynie podkreślać piękno na tyle, na ile pozwala im skromność i smak estetyczny. Kaczki znudzone lenistwem Rzeki pofrunęły w kierunku okazałej topoli stróżującej na bulwarze. Jedna wylądowała na grubaśnym konarze, drugiej lądowanie nie wyszło i ciężko przyziemiła na trawniku.


    Kobieta z bardzo krótkim stażem, świeżo pozyskaną kobiecość nosiła bez wdzięku, usiłując mimochodem oszołomić mnie gładkim podbrzuszem prężącym się na wietrze. Przetrwałem atak raczej rozbawiony niż uległy. Żywopłoty z forsycji mają swoją chwilę sławy i nawet pieska fizjologia nie psuje im słonecznego nastroju. Długonoga pani, z długonogą różą w dłoni pędziła naprzód nie ulegając urokowi starych murów i wina wspinającego się pracowicie nawet na dach muzeum.

piątek, 8 marca 2024

Wciąż potrafię się zachwycać. Hurra!

 

    Na gzymsach i chodnikach trwają gołębie amory, ignorujące niemal wszystko, co wokół. Dziewczęta objuczone (żeby nie powiedzieć, że umeblowane) wielkimi słuchawkami coraz chętniej wybierają płaszcze, zamiast kurtek i bejsbolową czapeczkę do kompletu. Ciekawe, że pod płaszczem preferują minimalizm, a guziki są wyłącznie nieużytkową ozdobą.


    Pomiędzy drobną buzią, a szczuplutkimi łydkami coś się zadziało - w miejscach strategicznych pojawiła się puchata moc. Bardzo przyjemna w odbiorze. Malutka dziewczynka rozpoczynająca dopiero walkę o wiedzę wsiadła tak zdyszana, jakby na zewnątrz skończyło się właśnie powietrze. Pracowicie rozpakowywała się z plecaka, białego baranka i różowej czapki, a jej adidasy były rozwiązłe z premedytacją zapewne już od świtu. W końcu oddech uspokoił się wystarczająco, żeby maluszek zaczął udawać głęboki sen. Najwyraźniej dźwiganie wiedzy odciska piętno już na starcie.


    Koński ogon w miniaturze, to kucyk? Z fryzurami stoję trochę na bakier – być może kucyk występuje wyłącznie w parach i jako solista (singiel) bywa prawnie ścigany. Za rumakowanie.