czwartek, 31 sierpnia 2023

Szaro-bura rzeczywistość (raczej plumka niż skrzeczy).

 

    Chodnikowi biegacze tną ulice wzdłuż i wszerz. Pod naporem wilgoci ciemnieją rowy i nieużytki. Na asfaltowej jezdni ktoś wylal deszcz. Połyskują całe kałuże czekając na sprzątnięcie. Dworcowy zegar pokazuje głupoty, sugerując, że nawet czas jest względny i można nim manipulować.


    Nie wiem, co się dzieje, jednak dziś na chodniku trafiam męskie majtki w obowiązkowo czarnym kolorze. I nie jest to bynajmniej bielizna strącona ze sznura, bo sznura nie zawiesiliby chyba przed przykościelną knajpą i ostentacyjnie barman nie suszyłby swoich niewymownych, jako reklamy bezgranicznej obsługi klientów. Pani o pięknych dłoniach, pomiędzy wysmakowanymi pierścieniami ukrywa ślubną obrączkę, a mnie zachwyca, że ma własne, pięknie zadbane paznokcie bez cienia sztuczności. Co innego kloszardzica o szponach maści miętowej (o matko! Mięta, to zioło, a nie kolor, jednak zostałem poinstruowany przez wzburzoną nastolatkę, że seledynowy, to kolor znany wyłącznie „dzbanom” czy „januszom”, bo współcześnie mówić należy miętowy).

środa, 30 sierpnia 2023

Czy to aby ksenofobia?

    Na ławeczce, pomimo pochmurnego brzasku, spiskują Kozacy. Nieco daleko od linii frontu, ale kto ich tam wie. Co prawda, obawiam się, że jesteśmy głupcami, jak Trojanie przyjmujący dary z wrażej ręki, by wpuścić do własnego kurnika bezlitosnego lisa, ale to może tylko moje uprzedzenia. A mam ich co niemiara. Ot, choćby i takie:


    Z dobrego serca (albo z głupoty) przyjęliśmy pod swój dach obcych, a choć minęło niemal dwa lata, nie nauczyli się nawet „dzień dobry” w naszym języku. Urzędnicy naciskają, żebyśmy to my uczyli się ichniego języka, sugerując, że oni jacyś tacy mało zdolni. Korzystają z gościnności i przywilejów, wciąż oczekując (żądając) więcej. Końca roszczeń nie widać, a zapowiadają, że kiedy wojna się skończy, będą rozliczać. Nas. I już ćwiczą sztuki walki ulicznej na naszych nastolatkach chcących cieszyć się Miastem i młodością. Ech! Co tu dużo gadać – nie lubię obcych. Żadnych.


    Na sklepowej witrynie, rozciągnięte w tyralierę, stoją złote manekiny w ślubnych kieckach. Trenują przeczesywanie Miasta. Będą wyczesywać wszy? Paprochy zapodziane na ulicach? Niesforne myśli kłębiące się w skołtunionych łbach. A może wyczeszą tubylców, by zmieścić więcej napływowych? Ani chybi Wiosna Ludów II tuż-tuż.


wtorek, 29 sierpnia 2023

Bzdurki poranne.

 

    Wklejone skromnie w chodnik stringi w spoconej czerni sugerują, że ktoś przeszedł przez piekło pożądania na ulicy i przegrał z kretesem. Mijam zarówno je, jak i stadko wróbli, szczęśliwie nie płosząc ich. Najwyraźniej były mocno zaaferowane tym, co znalazły pomiędzy kostkami brukowymi. Tramwajowy jazgot, jak co dzień, odbiera mi radość obcowania ze statecznym spokojem wysp omywanych Rzeką i sędziwą, zakurzoną zadumą świątyń. Idąc skazany jestem na wybór, po której stronie hałasu mam zliczać kroki i krople deszczu.


    Chudzielec, stojąc nieopodal ulicznego kubełka, pożera na tempa kiść bananów. Jednego chroni w dłoniach, żeby mu ktoś nie wygryzł miąższu, reszta leży obok butelki wody mineralnej wprost na betonowych płytkach.


    - Biegunka, to córka Bieguna?

niedziela, 27 sierpnia 2023

Bezpardonowe starcie z asymetrią.

 

    Propagując ideę „zrównoważonego” rozwoju społecznego i zrównywanie szans płci, sejm pracuje nad hybrydową specustawą, dotyczącą ujednolicenia atrakcyjności cielesnej. W myśl powstającego aktu, nastoletnich chłopców poddawać się będzie obowiązkowym zabiegom wszczepiania piersi, a dziewczętom przyszywać członka we wzwodzie.


    Dzięki popularyzacji profilowanych zabiegów korekty płci przez NFZ, dorastające właśnie pokolenie powinno zostać uwolnione od anomalii różnic wizerunkowych, oraz odwiecznych stereotypów związanych z przynależnością płciową.


    W trakcie konsultacji ginekologicznych, grono niekwestionowanych ekspertów zarzuciło przedstawionym inicjatywom ustawodawczym kunktatorstwo i amatorskie podejście do tematu. Biegli, jednomyślnie podkreślali, że kompleksowe rozwiązanie powinno przyszłych mężczyzn wyposażyć w macicę, a organy rozrodcze obu płci uczynić w pełni funkcjonalnymi.

sobota, 26 sierpnia 2023

Groch z kapustą, albo bigos.

 

    Zgrabna brunetka potrafiła z brwiami zrobić coś, co (jak mniemałem) zastrzeżone było na wyłączność dla głodnych jamników. Jej spojrzenie kruszyło mury wrażej obojętności, a lody pociły się do łez. Pod stygnącymi chmurami podwieszał się (płynąc z prądem) motolotniarz, stanowiąc pokusę dla czających się w alertach RCB wyładowań. Ja tymczasem podziwiałem kobiety o piersiach tak pełnych, jakby opuchły od wygłodniałych, męskich spojrzeń. Chłopięce dłonie błądziły po dziewczęcych udach, zatracając się w pieszczocie na przekór światu.


    Rzeka niewzruszenie przyglądała się nowym osiedlom powstających nad jej brzegami, tuż obok starych kominów elektrociepłowni. Na elewacji przedwojennej kamienicy wytłoczony brudem napis „PRALNIA” stanowił pozostałość po neonie z epoki komunizmu. Piękna pani wygrawerowała sobie na skórze pióra. Jeśli dobrze zinterpretowałem widziane – pani zamierzała zostać kurą. Względnie nurzać nogi w kałamarzu powyżej kolan. I wtedy dotyka mnie, że Miastem wędrują niemal wyłącznie osobniki płci piękniejszej. Samczyków – jak na lekarstwo. Mecz jakiś w telewizji, czy inna atrakcja płciowo selektywna? Rozłożysty dąb rosnący obecnie na skrzyżowaniu robi co może, żeby przesłonić galerię handlową, jednak wysiłki są daremne i drzewo jest bez szans. ONI WSZYSCY WIEDZĄ!


    Na przystanku starsza pani majta nogami i gdyby nie jawne przekleństwa sączące się z niej bezproduktywnie, sądziłbym, że zanurzyła się we wspomnienia baaaardzo głęboko.


    Przystanek na żądanie zlokalizowany został naprzeciw kościoła stanowiącego jednocześnie bramę cmentarną, za którą rozpościerała się główna aleja cmentarza z przepiękną perspektywą. Obraz widziany w portalu murów mógłby natchnąć pana Piekarczyka, który zmieściłby w nim niewątpliwie swoje nieśmiertelne „Pięćdziesiąt jeden”.


    UWAGA – Senna kobieto w wielkich okularach. Jeśli zdawało Ci się, że mnie rozpoznałaś – miałaś rację. To byłem ja. Oko. Może następnym razem nie poprzestaniesz na skrzyżowaniu spojrzeń i uśmiechniesz się, albo zamienisz ze dwa słowa? Choćby o tym, czy zarazki przemieszczające się krwiobiegiem mogą bezkarnie krążyć, nie obawiając się choroby lokomocyjnej, czy zawrotów głowy.


piątek, 25 sierpnia 2023

Duchoty.

 

    W pościgu za umykającym autobusem dziewczę wyposażone w biustonosz biegło szybciej od tego bez. Być może dlatego, że dziewczę wolne od stanika miało twarz naszpikowaną żelastwem, a balast (jak powszechnie wiadomo) mocno spowalnia ruchy. Młoda kobieta w lnianej koszuli haftowanej granatową nicią wyglądała jak szczytowe osiągnięcie bolesławieckiego wzornictwa, na twarzy niosła subtelność kruchą i dodającą jej uroku. Chmury tłoczyły się na niebie, szepcząc coś tam pod nosami, ale w ekspresji nie wyszły poza pomruki. Trzy krople na minutę trudno nawet nazwać selektywnym deszczem, chyba, że dysponuje się bardzo wyrafinowanym umysłem.

czwartek, 24 sierpnia 2023

Krzywe zwierciadło?

 

    W sieci, to ja mam niemal dwa metry. I piękny jestem tak, że miękną kolana czytelniczkom i niektórym czytelnikom. Sztywnieję na życzenie, a ogolony jestem zawsze, choćbym haniebnie zaspał. Głosem poskramiam jaguary, oswajam skorpiony, względnie hipnotyzuję tańczące kobry. Wystarczy poprosić.


    Nie zarabiam; nie muszę. Na śniadania jadam przepiórcze gniazda w beszamelu, popijając ciepłą ambrozją. Kac się mnie nie ima, choć nałogi pobieram jedynie towarzysko. Bywam, udzielając się tu-i-ówdzie. Sypiam wyłącznie u boku. W innym przypadku szkoda mojego zachodu Nie tłamszę, nie terroryzuję. Nie potrzebuję. Małą łyżeczką pobieram z wielkiej misy ludzkiej życzliwości.


    Nie wiem tylko, dlaczego w sieci jestem mańkutem.

Ekstrakt logiczno-praktyczny.

 

    Od kiedy Amerykanie wytępili Indian, nic już nie stoi na przeszkodzie, aby Hindusów nazywać Indianami, zgodnie z nazwą kraju pochodzenia.


    Zdolny naród wytępił także wielomilionowe stada bizonów, więc może zaprosić ich do Miasta, żeby zwalczyli szczury, których jest pięć razy więcej niż mieszkańców?

Uśmiechnięte złośliwostki.

 

    Z profilu pani przypominała rzeźbę z Wyspy Wielkanocnej, jednak była młodsza o parę tysięcy lat i stopy o pomalowanych pazurkach nie wrosły jej w podłoże. Służby, przy wsparciu oddziałów prewencji ochraniają automat do napojów tak skutecznie, że grupka być-może-pasażerów zbiła się w ciasne stadko parę kroków dalej i naradza się, co robić. Na hulajnodze przemknęło dziewczę szczupłe niczym drzewce na flagę, a skojarzenie stąd, że nogawice łopotały jej obłędnie czarno i adekwatnie do wizji. Okazuje się, że można wędrować Miastem w biustonoszu. Czyli skwar będzie okrutny, bo być musi, a biustonosz (co oczywiste) był czarniejszy od najczarniejszej czarnej dziury.


    Rzeka niespiesznie, acz z wyraźną wprawą spływała w kierunku morza, chudy cyklista wiązał żelaznego konia do instalacji odgromowej świątyni, w nadziei, że Bóg nie będzie wyciągał karzącej ręki na własny, mocno sfatygowany i zakurzony ołtarz, ale przed ludzką chciwością wolał się zabezpieczyć. Motorniczy otrąbił panią o wygaszonej (dla oszczędności?) mimice. Łabędzi plankton pod rodzicielskim wzrokiem ćwiczył poranną toaletę, gdy brzegiem sunęła mięciutka z wyglądu młoda kobieta z wytatuowaną między piersiami kolorową kameą. Teraz nie musi każdego świtu zastanawiać się nad wyborem biżuterii, a jedynie nad głębokością dekoltu, bo w tej dyscyplinie naprawdę miała szeroką rozpiętość wyboru.

środa, 23 sierpnia 2023

Gra zmysłów

 

    Do autobusu zmierzał właśnie dobrze odkarmiony (widać przez utalentowaną kulinarnie niewiastę) gość, chowając futerał na nałogi do torby. W środku już siedziały panie, wiedzione szóstym zmysłem, albo nakazem chwili, wszystkie odziane w zatroskane twarze. Jedna miała zawieszonego na szyi cyberpapierosa, inna ozdobnego siniaczka na łydce w kształcie konturu Kanady. Na zewnątrz został gość w mycce w egzotyczne wzory, a mi owo nakrycie głowy natychmiast skojarzyło się z miseczką na jałmużnę. W środku ktoś nie całkiem dyskretnie odsłuchiwał radiostacji frontowej bez dubbingu, znaczy dysponował cyrylicą komunikatywną. Jak trzy czwarte autobusu zresztą.


    Słońce operowało jeszcze dyskretnie, jednak „proces gotowania żaby” już się rozpoczął na dobre. Wróble atakowały skrawek ziemi pod żywopłotem i musiał to być wielce urokliwy skrawek, bo żaden nie ćwierknął, całkowicie zajęty gorączkową grabieżą. Skrajem chodnika cichutko przemknęła kobieta w gorejącej czerni i z bukietem nawłoci. Czyli – niechybnie czarownica, idąca zamawiać rzeczy straszne, względnie odczyniać zauroczone. W Rzece ryby rzucały się w popłochu i musiałem je uspokajać niewątpliwą siłą mojego spokoju. Nie uwierzyły po prawdzie, gdy mówiłem, że dawno sobie poszła, gdyż wiry na Rzece nawet się wzmogły i kłębiły się od zbiorowego strachu.


    Spoza murów roztaczały wątpliwy aromat zakonne bukszpany, na ławkach pojedynczo drzemali kloszardzi, cumy z kamiennego nabrzeża nudziły się z braku zajęcia, bo nawet ostatni wędkarz właśnie zwijał żagle i mimo dojrzałego wieku podpartego solidnym brzuszyskiem przesadził balustradę z wdziękiem Jacka Wszoły, tylko wylądował na nogach, a nie na pupie (facet może mieć pupę?). Z pustymi rękami. Nie pomógł wytatuowany na przedramieniu skorpion. Czaplom połowy idą zdecydowanie lepiej.


wtorek, 22 sierpnia 2023

Ekstrakt mistyczno-estetyczny.

 

    Była tak porażająco piękna, że sam Bóg idący za nią z wywieszonym jęzorem, ślinił się bezwstydnie i zastanawiał, kiedy udało mu się stworzyć istotę tak doskonałą.


    - Czyżby pod wpływem zakazanych używek? A skoro efekt jest istnie cudowny, może warto częściej pozwalać sobie na grzeszne rozrywki?

Obrazki z kolejnego spaceru.

 

    Dojrzewają dziewczęta w upał zanurzone bezwstydnie. Starsza dama wyprowadzała właśnie pieska w powłóczystej sukience i w gumiaczkach, przygotowana na wszelkie kaprysy pogody. Młodsze, bardziej skore do flirtu, przechadzały się kolebiąc biodrami jak źle załadowany kuter na bocznej fali, ubrane w minispódniczki z rozcięciem – dziwne, a jednak możliwe. Boję się domyślać, po cóż rozcięcie w czymś tak krótkim. Kolejne dziewczę, chudsze od polującej nieopodal uschniętego badyla sterczącego z wody, szło ze wzrokiem wbitym tak głęboko w podświadomość, że tylko jej zawdzięczało zachowanie kursu ku przyszłości w jednym kawałku. Jak koń wiecznie pijanego dorożkarza, co to drogę do domu lepiej zna od woźnicy.


    Na rynnie, tablicy energetycznej i znakach wodnych odnajduję kolejne „LUSTRA.” Wymalowane sprayem. Wciąż nie domyślam się, jaką ideę mają promować, szczególnie, że część z nich przebrało się na angielską modłę. Z obrzydzeniem patrzę na wysmarowane elewacje i ciała – bezsens twórczy „artystów”, którym do Banksy’ego naprawdę wiele brakuje. Na kiego grzyba przez całe życie nosić na udzie pysk stwora rodem z komiksu? Wiem, że nie muszę rozumieć. Ale dziwić się mogę.


niedziela, 20 sierpnia 2023

Kreacja wizerunkowa.

 

    Kurs zaawansowanego makijażu mi się zamarzył. Wyszukałem, zapłaciłem, a gdy kolej na mnie przyszła, przybyłem, uczesany elegancko, z przedziałkiem niemal zaoranym do pierwszych sprośnych myśli. Usiadłem przed panienką piękną, subtelną i obudowaną taką masą sztuczności, że poczułem się kompletnie nagi, mimo wdzianka odpustowego i butów śliną o portki oczyszczonymi.


    Ani szminki, ani tuszu, sztucznego biustu, pazurków, czy chociaż rzęs – nic, kompletna pustynia. Wstyd i sromota. Na szczęście pani łaskawie przeszła od razu do meritum, uznając, że jestem jako ta niezapisana tablica, którą należy czym prędzej upaćkać – i to moimi łapkami, za moje grosiwo.


    Pokazała ruchy niebanalne, palety barw, przy jakich Rembrandt doznałby emocjonalnego wytrysku, oraz pełen zestaw doczepianych trwale, lub tymczasowo utensyliów. Zaginąłem bez wieści. Natychmiast. Świat mody i modelek uwiódł mnie bez reszty, gdy drżącą ręką nakładałem na się kolejne szpachle i fluidy, żebym zaświecił niczym świętojański robaczek odwłokiem.


    Znaczy ten… No dobrze, poszedłem do łazienki sprawdzić, pozorując fizjologiczną potrzebę, jednak w barchanach nic nie świeciło, na szczęście. Wróciłem skruszony i kontynuowałem. Depilacje rozmaite do łez mnie doprowadziły i na skraj obłędu, ale gotów byłem przejść na drugą stronę mocy, a skoro się rzekło, to przeszedłem. Nie sądziłem, że uroda musi kosztować aż tyle. Z takiej podróży nie wraca się tym samym człowiekiem, choćby chłop z lejcami wciąż czekał przed zakładem. Osiwiałem, choć to nie był problem dla zaawansowanej kosmetologii stosowanej. Można powiedzieć, że to przedszkolna igraszka. Fryz dowolnej maści mieć mogłem, niczym cygański koń na sprzedaż ciągnięty. Albo w ogóle, zamiast fryzu, wytatuowaną instrukcję obsługi 737, czy koreańskiej mikrofalówki.


    Czas mijał, choć nie dla mnie. Zabiegi odmładzały mnie szybciej, niż on płynął. Może był kiepskim pływakiem. Uwsteczniałem się wyraźnie i nieco obawiałem zdziecinnienia, jednak pamięć miałem doskonałą i zwalczyłbym nawet ruch wsteczny, względnie opuściłbym okręt jak zwyczajny szczur widząc objawy zagrożenia. Na razie cieszyłem się rosnącym wigorem już ci krzepnącym poniżej pępka.


    Przyszła pora na metalizację. Metalurgia, to najwyraźniej wyższy stopień wiedzy tajemnej, tylko dla wybrańców, najzdolniejszych w loży, albo najbardziej hojnych. Gwoździe, igły, szpile i agrafki. Czego tam nie było, części samochodowe i kawałki zwykłego drutu, łożyska kulkowe w całości i w częściach – normalnie warsztat mógłbym otworzyć pod szyldem mechanika ogólna.


    Jak wspomniałem – czas mijał, a ja wciąż nie wypróbowałem talentu w realnym świecie, żyjąc w komitywie z kosmetyczką, wizażystką, tatuażystką, modystką i całym wiankiem wsparcia z kręgów szeroko pojętej urody stosowanej na żądanie. Coś mi tam odessali niemal bezpowrotnie, gdzie indziej uzupełnili ubytki płynnym silikonem, ostrzyknęli kwasami, hormonami, sterydami i sam już nie wiem czym, bo chyba moje zagubienie ze stanu fizycznego przeszło na psychikę.


    Wtedy odepchnąłem jedną ręką stół i wstrzymałbym Ziemię, gdyby nie ta franca Kopernik, który już pięćset lat temu z hakiem to zrobił. Musiał być zawzięty, jak ja teraz. Ciekawe, co studiował, bo chyba nie astronomię.


    Na zewnątrz świat wciąż istniał i chyba niewiele się zmieniło. Chłop z lejcami czekał na mnie, słońce świeciło, drzewa gubiły pierwsze liście i ogólnie gwar uliczny zdawał się być swojsko tutejszy. Zapoznany i oswojony. Szedłem właśnie, by na kozioł się wspiąć i gdzie do gospody na kufelek podjechać rekreacyjnie, kiedy między mnie, a furmankę wcisnęło się kilkoro gówniarzy.


    - Patrz! - szyderczo zaśmiał się jeden – ale Fantomas!


    - Noooo! - dziewczę (chyba) mu towarzyszące podziwiało moją facjatę nie okazując zażenowania, czy śladowego choć szacunku – ale model!


    Model? Ja? Byłem z siebie tak dumny, że musiałem przejrzeć się w czymś wiarygodnym. Przy krawężniku leżała kałuża. Mało przechodzona i niezmętniała. Pysk nadstawiłem nad nią i rzut oka upewnił mnie, że jakiś cel osiągnąłem. Nie poznałem siebie! Czyli da się zmienić nawet pitekantropa w coś innego. Trzeba tylko umieć.


    Nie miałem żalu do młodzieży, a do siebie tym bardziej. Na pierwszy raz poszło i tak doskonale. Straciłem rysy, zarost, twarzową galanterię i w ogóle wszystko, czym nasiąkła mi twarz od dziecięcia. Teraz szyję wieńczyło dzieło sztuki. Mocno współczesnej, więc trudnej do zrozumienia. A młodzież pewnie niedouczona, więc pobłażliwie wybaczyłem im inwektywy.


    - Ale żeby od razu Fantomas?

Skwarne myśli.

 

    Świat umęczony upałem zamarł, wklęsł i zapadł się w sobie. Na podwórku dwie mamusie tak szczupłe, jakby już wypociły całą wodę z organizmu pilnując dzieciaczków o niespożytych pokładach energii. Może pracowały na panelach solarnych? Banda wróbli, już rankiem, nim rosa skrzepła ustaliły, że dzisiaj nici z inwazji na ościenne tereny, że trzeba szukać cienia i wiatru. Wody. Choćby kosztem pokarmu, który jakoś w gardziołko drapie. Sąsiad opala się w oknie już niemal całodobowo. Wystarczy byle poruszenie na balkonach, czy w piaskownicy, żeby ugrzązł na parapecie nieodwołalnie, niczym statek na mieliźnie. Na nieużytkach tłoczą się kwitnące duszno nawłocie, falując pod byle pozorem. Można wymyślać niestworzone historie o fantastycznych stworach zamieszkujących tę gęstwinę, albo przejść niewzruszenie i nawet nie zauważyć.


    Chyba jednak nie jest źle, bo samoloty nieustannie dowożą obcych. Wielkie, opasłe brzuszyska jęczą, jakby obżarły się niedojrzałych śliwek, gdy schodzą do lądowania, gdzieś tam poza zakresem widoczności. Pchnięty wspomnieniem sprawdziłem raz jeszcze rozkład lotów, nie wnikając, dokąd rejs wiedzie, tylko ilościowo – znów dwa samoloty więcej odlatuje, niż wraca. Giną na trasie? Latają nad Trójkątem Bermudzkim? I wciąż są chętni piloci (Pilotki? Pilotniczki?)? Niebezpieczny zawód.

sobota, 19 sierpnia 2023

Daremny trud.

 

    Potrafiła wypreparować nerwy nie zaburzając snu. Z premedytacją wybierała młodych mężczyzn. Z nimi szło najłatwiej i nerwy mieli w doskonałym stanie. Spontaniczna randka lekko zakropiona alkoholem, drżąca niepewnością zgoda na intymność, a kiedy ciało wybrańca ogarniała niemoc spełnienia, przeistaczała się w zręczną preparatorkę. Nie kradła wiele, żeby amator nie zorientował się zbyt szybko, a jednak wystarczająco dużo, żeby dożywotnio pozbawić go czucia w starannie wybranym fragmencie ciała.


    Z kradzionych włókien nerwowych szyła na drutach kombinezon dla sparaliżowanej córki. Była już blisko celu, bo pracowała bez wytchnienia. Wracała do domu pochwalić się naręczem świeżych włókien, gdy okazało się, że córka umarła.

Bez pośpiechu, a i tak spocony.

 

    Żurawie konkurują z krzyżami na kościelnych wieżach, kto bardziej podrapie niebo żelazem, a ja zachwycam się kobietami w bieli. Może dlatego, że rzadko się trafiają. Dzisiaj, poprzedzona dwiema młódkami w bieli trafiła mi się dojrzała pani w sukieneczce tak lekkiej, zwiewnej i powabnej, że gdyby na bieliźnie miała na przykład autograf i kilka strof poezji nieżyjącego niestety Wojtka Bellona, to byłbym w stanie zachwycić się treścią. Humor zwarzyło mi młodziutkie dziewczątko wędrujące turystyczną ścieżką z rodzicami. Szczupła, to słowo zbyt obszerne dla tej mizerotki. Objęta była plastikiem w biodrach i ramionach, co wraz łącznikiem ciągnącym się wzdłuż boku wyglądało na stelaż utrzymujący kręgosłup w pionie. Chyba nie złamała się w pół pod ciężarem własnych myśli? Upał wyzwala nieskromne myśli. Jaskółki sięgają boskich pięt w poszukiwaniu żeru, kaczki migrują, choć na szczęście lokalnie, wróble naradzają się hucznie i tłumnie, gdzie spędzić dzień i przetrwać bez szwanku, kos uderza w zaloty do prześlicznej kosicy w eleganckim czarnym kubraczku i chyba tylko on potrafi się nie pocić podczas godowego tańca na otwartej przestrzeni.

piątek, 18 sierpnia 2023

Czerwień w oczach.

 

    Kruszynka o porcelanowej cerze założyła czerwoną sukienkę i przypomina flagę narodową. Żywą, choć nieco zaspaną i zamyśloną. Na szczątkowym klombie wtulonym w ramiona dwóch kamienic zakwitła aksamitną, głęboką czerwienią róża. Niskopienny piesek tak energicznie otrząsał się z insektów (?) po wizycie na kwietnej rabacie, że aż podrywało mu łapki do góry. Emerytowany dżokej zrezygnował ze statecznego stępa i przeszedł do niezbyt eleganckiego kłusa, pokonując skrzyżowanie mimo nieprzychylnych świateł.


    Pojedynczo przemykają smutne kobiety w spłowiałym od smętnych myśli błękicie. Właściciel dwóch husky usiłował osiągnąć rolę przewodnika w stadzie i może nawet mu się udało, choć koszulka, w której paradował miała po walce przód i tył, ale boków zabrakło. Mijam gościa z zaciętą twarzą i dłońmi zwiniętymi w kułaki tak mocno, że aż pobielały. Szczęśliwie, bezkonfliktowo.


    Biustonosze przegrały z sierpniową aurą i musiały zostać w zacienionych szufladach. Wrony kąpią się w nielicznych kałużach, walcząc między sobą o dostęp do akwenów. Po wygranej wojnie zwycięski ptak drepcze w mętnej toni z dumą dziecka spuszczonego z oka na jedną, naprawdę króciuteńką chwilkę. Ideologia LGBT bezpardonowo wkracza w życie następnych pokoleń. Żłobek pod wezwaniem tęczowego zakątka? Nie wiem, czy chciałbym własnym pisklętom fundować podobną traumę już na starcie w życie.

czwartek, 17 sierpnia 2023

Nic szczególnego.

 

    Mirabelki płaczą słodkimi łzami owoców, a pijane od fermentu osy latają w kółko, kto wie, czy nie ze śpiewem na ustach. Młode drzewa przy drodze opatrzone zostały metkami przypominając przewlekłych pacjentów publicznych szpitali, inne, uwolnione z kagańców ktoś pomalował wapnem, żeby utrudnić wspinaczkę robalom, by nie mogły drzew kąsać po łydkach. Nieco zaspana uroda w zwiewnych sukienkach wyczekuje na przystankach, niekoniecznie transportu. Owoce rokitnika tłoczą się w gęstych kiściach i barwią krzewy na pomarańczowo. Pod wpływem monotonii podróżnej prowokuję w sobie myśl o gasnących nagle wszystkich sieciach komórkowych i internetowych. To wytrawiłoby całkowicie życie w Mieście. Na tle hordy klikaczy pani studiująca wydruki zdaje się być bezludną wyspą. Bladoskóra, zapewne pochodzi z innego wymiaru, ale dobrze, że stanowi nieciągłość poranka. I nawet śpiący na jej łydce siniaczek odczytać mógłby gość z tamtej strony rzeczywistości. Mi się nie udało.


    Dwie różowiutkie gracje pełne cukierkowych falbanek, górą odziane w ramoneski tulą się do siebie niemal zadeptując pomnik ku pamięci ofiar na placu Tiananmen. Dżingis-chan w podkoszulku na ramiączkach ujeżdża tramwaj pełen ludzkich nadziei na dzień dobry. Indianka uśmiechała się do własnych bóstw, mijając świątynię Boga-bladych-twarzy. W oknach niechlujnych kamienic gniazdują obce flagi, płowiejąc zdecydowanie zbyt wolno.

środa, 16 sierpnia 2023

Upalizacja.

 

    Słońce wyzwala ciała z niewoli ubrań skuteczniej niż przykazania rodem ze świata mody. Kobieta w czerni wynurzyła się z czeluści podziemnego przejścia i ba! Rozłożyła czarny parasol, który wdzięcznie przestroił się z przeciwdeszczowego na przeciwsłoneczny. Na horyzoncie pojawia się siniaczek w kształcie leżącego bałwanka. Udo jest tak pięknym, że grzechem było poświęcać uwagę przemijającej właśnie kontuzji.

    Dostrzegam sznureczek tramwajowy: starsza pani siedząc wygodnie, wachluje się (nomen-omen) wachlarzem! Siedząca za nią młódka korzysta z wentylatorka na baterię. Za tymi dwiema siedzi mniej przezorna i wachluje się zadbaną dłonią. Wreszcie na końcu siedzi zrezygnowana pani, która ma wszystko w nosie i popadła w depresję, albo letarg i nie opędza się niczym od skwaru. W następnym tramwaju, plecami do siebie siedzą dwie kobiety z blond koczkami, w czarnych bluzeczkach i okularach przeciwsłonecznych zsuniętych na grzywki. Wyglądają jak zwierciadlane odbicie i tylko ja nie potrafię odkryć, którą z nich jest oryginalna, a która zaledwie chłodnym odbiciem. Nastolatka w futrzanych papuciach, szortach nie potrafiących ukryć pośladków w pełni, jeszcze odpornych na zakusy grawitacji założyła na się górą coś na kształt koszulki wyciętej tak mocno, że klimatyzacja bez trudu pieści jej piersi o sutkach sterczących wprost w stronę wikinga w okularach. Wydawało mi się, że nastolatki są speszone nagłym pojawieniem się piersi i raczej je ukrywają niż chwalą się nimi, ta jednak robiła co mogła, żeby wyeksponować je przed całym światem, choćby ten składał się wyłącznie z nieszczęsnego wikinga w wieku tatusia ekspozycji. Pan o słabym wzroku wysiadł i ocierając pot ze szkieł odszedł nieco pijanym krokiem.

poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Zasadniczo - sam margines.

 

    Altanę pozostałą po zlikwidowanych ogródkach działkowych zasiedla kloszard. Bezdomny z wyboru raczej niż z konieczności. Wiem, bo byłem w jego mieszkaniu, a o drugim słyszałem, że w mariażu z niezbyt wymagającą pracą. Widać wolność ceni bardziej niż posiadanie własnego kąta. Wolność to bardzo delikatna materia i nigdy nie wiadomo, jak dalece sięgnie, żeby nie dać się okiełznać. Cóż – meldunek się go nie trzyma, a może go zgoła obraża?


    W autobusie smutna pani studiuje mapę Afryki. Inna, o opalonych nogach do pruderyjnych nie należała na pewno. Plamka wilgoci na czarnych figach nie wyglądała na problem układu wydalniczego. Prędzej na pikanterię wspomnień zupełnie nieodległych, wciąż tętniących gorączką pożądania.


    Na krawężniku lichutkiego trawnika przycupnęli dwaj kloszardzi z kloszardzicą, dzieląc się papieroskiem, piwkiem i niewybrednym dialogiem w wyższych sferach fachowo nazywanym „smoltokiem”. Komuna najwyraźniej służyła całej trójce, bo uśmiechy mieli maślane, a oczy zamglone pełnią szczęścia.


    Dziewczę w koszulce bez rękawów, czekając na zmianę świateł, tańczyło. Bliskość dworca zawsze dostarcza zachwycających ekstrawagancji i kolorytu, choćby drobniutkiego, jak to tańczące ciało, dorosłe jedynie służbowo. Na tymże przystanku wysiadała dziewczyna z blizną na ramieniu, ubrana w letnią piżamkę, którą chyba zapomniała przebrać na coś bardziej wyjściowego. Przy jej młodości i urodzie żaden strój nie mógł być mankamentem.


    Niebem przewala się niezdecydowanie, pod platanami ściele się mocno pokąsany cień, srebrzyste klony o owrzodziałych pniach zerkają podejrzliwie na przewlekle chorujące liście jaworów i kasztanowców.


    I kolejna bezdomna kobieta. Z pokalem w dłoni i zamętem w głowie nie mogła się zdecydować, którą stronę świata oszołomić własną urodą i głosem Armstronga. Błędnik oszalał, jak busola na biegunie, więc pani raczyła się piwkiem, bez gniewu czekając, aż sytuacja ustabilizuje się i świat jakoś się poukłada względem jej kibici.


    Z wysp dobiegł szyderczy śmiech jakiegoś ptaka, strzaskana na spłowiały mahoń chart-sportsmenka przebiegła mi drogę nie odrywając uwagi od smartfonowych treści. Wierni cierpliwie czekali na spotkanie z Bogiem, przezornie zamkniętym na noc w mocno podstarzałej świątyni, aż nadszedł klucznik-rencista i dopuścił do obcowania. Do fraternizacji. Do bliskości entego stopnia z wszelkimi możliwymi i nie niewiadomymi.


    Emerytowana biegaczka narciarska zdarła narty do cna i zasuwa zasapana chodnikiem, wspierając nogi rytmicznymi pchnięciami kijów. Kolarze płci obojga płoszą mnie na chodniku, nie pozwalając, by zdumienia zawładnęły mną całkiem. Bramini (dla tych co nie wiedzą bo nie mogą, przypomnę – drobne pijaczki sterczące w bramach i wypatrujące łupów nieświadomie przechodzących nieopodal) wyruszyli już na dzienne żerowiska, pozwalając chudym kobietom przemieszczać się ulicą bez rubasznego ponoć mlaskania i cmoknięć wulgarniejszych nawet od słów nieobyczajnych i spostrzeżeń niezbyt wyrafinowanych…


    - Hmm… raczej z nadmiernie wyrafinowanych umysłów – pomyślałem, nim myśl wykiełkowała w zdanie.


    Nad Rzeką ad hoc zaimprowizowane ogniska i parasole nad skupionymi czołami wędkarzy. Brzegiem wtulone w męskie ramię sunie dziewczątko w czerni tak ubogiej, że dołem wylewają się "motyle"... znaczy mięśnie pokrywające górną część pleców. Powiedzmy, że mięśnie. Jeśli tylko mięśnie potrafią się wylewać.

Ekstrakt o subtelnej różnicy płci.

 

    Gdyby waga była… tfu, był mężczyzną, jego partnerką niewątpliwie zostałaby wagina.


    Ponieważ jednak waga bezsprzecznie jest damą, on, co najwyżej, może być wagonem.


    (Świnia, nawet przez głowę mu nie przeszło, jak bardzo JĄ TO POGRUBIA.)

piątek, 11 sierpnia 2023

Ogłoszenie.

 

    Informujemy, że pomimo trwającej epidemii i rozprzestrzeniającego się drogą powietrzną śmiertelnie groźnego wirusa, nasza klinika bez żadnych zakłóceń nadal będzie przyjmować klientów.


    Jednakże, ze względu na bezpieczeństwo personelu i pacjentów, zabiegi będą wykonywane wyłącznie systemem kanałowym, przez odbyt.


    Prosimy przychodzić w maskach przeciwgazowych ze stosownym atestem, po minimum trzykrotnej lewatywie.


    Pacjentów uprasza się o przychodzenie w kiltach, a pacjentki w kieckach. Pozostałych zgodnie z wyznawaną płcią.


    Bieliznę należy zostawić na wieszaku poczekalni, z szacunku dla czasu pracy specjalisty.


    Przypominamy, że narzędzia stomatologiczne NIE SĄ wibratorami dla amatorów analnych doznań, a leczenie chorób wenerycznych nie leży w zakresie specjalizacji naszej kliniki.

Smaki i niesmaki.

 

    Garść wróbli rzucona w osiedle baraszkuje beztrosko w koronach drzew. Gołębie w skupieniu medytują na skraju dachów. Jaskółki wygryzają sierp szczątkowego księżyca. Ktoś starannie wymiótł chmury pod sam widnokrąg. W autobusie moda „na Taliba” – sami brodacze.


    Wśród stojących na placu wozów pokarmowych (nie cierpię anglojęzycznej nazwy „food truck”) stoi taki, który ma na imię PUNKT G. Przewrotnie i zabawnie. Inny jeździ po Mieście chwaląc się mianem PASIBUSA – jak widać można ze smakiem i wdziękiem nazwać nawet starowinki motoryzacyjne.


    Od rana hałas przed Uniwersytetem. Facet w roboczej zieleni dmucha na chodnik i wciska niedopałki i inne śmieci wprost pod nogi żywopłotom. Czyste kretyństwo niczym nieuzasadnione. I jeszcze ten kurz wzbijający się przed gościem. Gdyby to był odkurzacz – zabrałby ze sobą śmieci i pył, a „dokurzanie” okolicy w imię czystości jest surrealizmem, do jakiego nie dorosłem chyba.


    Kamienny brzeg Rzeki zdobi wklejona weń płaskorzeźba kota z potłuczonych lusterek. Na przestrzeni kilku kroków odkrywam damski, pojedynczo występujący adidas, etui smartfona i pikowaną kurteczkę. Aż się prosi o scenariusz z tak spreparowaną sceną akcji.

czwartek, 10 sierpnia 2023

Roztrzepaniec.

 

    Kopciuszki drepczą po wróblich śladach, jakby sprawdzały powody ich rozszczebiotanej, porannej wesołości. Na niebie króluje żółtko słońca, gdy drogą spomiędzy pól nadciąga niewiasta w bieli. Odkarmiona, czerstwa, nie przystająca do estetyki wybiegów modowych. Wciąż nie rozumiem idei, każącej kobiecie zagłodzić się niemal na śmierć, aby uzyskać sylwetkę promowaną przez homoseksualnych często guru. Skąd pomysł, że sylwetka ogołocona z masy ma być piękna? Że głód wygryzający resztki wypukłości spod skóry to norma pozwalająca utrzymać się w nurcie?


    Kwitnące mydlnice zakłócają monokulturę zieleni trawników i to trochę wybija mnie z dywagacji o życiu na krawędzi bilansu energetycznego. Starsza pani w kapciach pracę zaczęła już w autobusie, udzielając głośnych instrukcji spuszczonym ze smyczy sprzątaczkom, informując je przy okazji, że już za chwilę zaszczyci je swoją obecnością w rewirze. Osiedlowy Mesjasz, aby nie zawieść nosów wiernych opryskał obficie dekolt jednym specyfikiem, a drugim zdezynfekował uszy. Po rozmowie telefonicznej? Czyżby napłynęły słowa, które należy spłukać jak muszlę po dłuższym posiedzeniu?


    Karampuk, który po tygodniowej (ukradkowej) obserwacji okazał się być płci męskiej (fizycznie) ograniczył właśnie poziom mimikry i teraz jest ciut łatwiej dostrzec w nim pierwiastek męski. Autobusy zbiły się w strwożone stadka i jeżdżą watahami. Na chodniku było ich zaledwie dwóch, a potrafili zawłaszczyć całość, pozostając przy tym w szponach apetytu na niepierwsze, poranne piwko. Wierni pokornie czekają na otwarcie świątyni, a pobladłe twarze sugerują, że moc grzechów ostatniej nocy jest przerażająca i wymagać będzie solidnej pokuty. Kobiety o mięknącej urodzie, gryzionej przez czas od wielu lat idą nastroszone, wpatrzone w chodnik bez cienia iskry w oku. Ciche, jak czapla ukryta skromnie w oczeretach.


    Na ścieżkach codzienności gram w klasy na chodnikowych płytach i wspominam rozdziały bez których można się obejść. Poszedłem w myślach ciut dalej niż Cortazar – beze mnie też można się obejść. I to zupełnie bezkarnie.


    Gęsto porysowane dzieciaki idą trzymając się za ręce i wyglądają jak zrolowany i otwarty w środku komiks. Za nimi dziewczynki okolczykowane tak, że być może nie potrafią ich jeszcze zliczyć, bo w szkole nie zaczęli uczyć o liczbach dwucyfrowych.

środa, 9 sierpnia 2023

Pomiędzy ciałem i duchem.

 

    Dziewczę w obcisłych pantalonach i z włosami spiętymi w misterny węzeł, namalowało sobie na twarzy karminowy smutek. Bardzo dojrzały. Nawet pulsujące synchronizacją kamienie słuchawek nie potrafiły go rozproszyć. Obok pięknych, przedwojennych kamienic stoją socjalistyczne bunkry, poszarzałe od smętnych myśli osadzonych w nich lokatorów. Mijam kobietę o włosach ukrytych na chwałę Boga pod chustą, parę gołębi w trakcie rytualnego obmywania nóg w Rzece, która mimo chaosu na lądzie wciąż trzyma poziom, konserwatywna jak nauki wszelakich kościołów. Nad brzegami pasą się kosaćce, tataraki i krwawnice. Pewnie przyglądałbym się nieco dłużej, gdyby nie szara, rozgoryczona najwyraźniej chmura podążająca moim tropem i łkająca jakieś zapieczone żale, gdy przede mną Rzeka w słonecznych kleksach. Rajskie jabłuszka tracą meszek niewinności szybciej niż galerianki złudzenia, że pisany im los „pretty woman” z filmowego ekranu. W wąskiej, mijanej obojętnie przez turystów uliczce odnajduję namalowanego spray’em na ścianie kleksa do góry nogami. Może artysta uliczny stał na głowie, kiedy go modelował?

niedziela, 6 sierpnia 2023

Nim rozpadało się trwale.

 

    Poranek pusty od starych, dobrych nieznajomych. W nocy coś się musiało wydarzyć, względnie jest jakieś święto. Młode sarenki o długich, gładkich udach poszukują najlepszych miejsc, by ogrzać siedziska własną urodą. Słońce przegląda się w szklanej elewacji najwyższego budynku w Mieście, zmieniając kolor podglądanej elewacji na cieplejszy. Pole, niegdyś gęste od kukurydzy, dziś wypełniło się chwastem. Idea placu zielonego od roślin w donicach właśnie bierze w łeb, i to na oczach urzędników ją promujących. Na chodnikach działa się miłość. Nastoletnia, niecierpliwa, o dłoniach spieszących wszędzie tam, gdzie jeszcze wczoraj nie było można, a dziś…


    Materiał na letnie spodnie bywa obecnie tak cienki, że można delektować się nie tylko krojem bielizny, ale i jej barwą, wzorem koronek, czy stanem depilacji. Mnie zastanowił jednak inny aspekt – kiedyś majtki miały na celu krycie pośladków, lecz dziś zamiast nich ogrzewają nerki. Wyższy poziom? A może to ze mną coś nie tak?

piątek, 4 sierpnia 2023

Zwyczajne zdziwienia.

 

    Młoda kobieta najwyraźniej zaspała – i to bardzo. W autobusie kompletowała makijaż, nie bacząc nawet na wertepy i wysiłki kierowcy, żeby podróż uatrakcyjnić nieoczekiwaną zmianą prędkości. Wysiadała jednak bez śladów obrażeń, a farbki trzymały się twarzy tam, gdzie zaplanowała. Drepcząc dopijała poranną kawę i można przypuszczać, że do pracy przyjdzie już o czasie i nadrobi stracony czas – nie dywaguję, na temat powodów, bo i po co drążyć temat. Starszy gość oparł się o barierki oddzielające chodnik od jezdni i podziwiał natężenie ruchu kołowego. Dziwne, bo parę kroków dalej zaledwie wygodniejsza barierka osacza fosę i widoki są bardziej płynne. Dwie Azjatki oglądały własne odbicia w witrynie klubu szachowego. Niewątpliwie byłyby ozdobą każdej z szachownic stojących wewnątrz. Mijam rączego gości ao nogach trwale wykrzywionych (od siodła?) i emerytowanego księdza, wiecznie w szarej koszuli o zbyt długich rękawach podwiniętych jak do ciężkiej roboty, młodego byczka z kolczykiem w nosie… Kiedyś taką biżuterię zakładało się krnąbrnemu bydłu, żeby wymusić posłuszeństwo, ale dziś? Sam nie wiem, jaka „światła” idea przyświeca metalowym smarkom.


czwartek, 3 sierpnia 2023

Rozmaitości z drogi.

 

    Na przystanku długonogie dziewczę przegryzało się przez bułkę, większą od jej pośladków. Miałem napisać „monstrualną”, ale to określenie absolutnie nie pasowało do tych ostatnich absolutnie. Starszy pan maszerował Miastem z biało-czerwoną opaską na ramieniu i wszedł do szkoły, choć to raczej zbyt wcześnie na naukę – no i oczywiście są wakacje. Zapomniał? Przez chwilę zadumałem się nad zdrowotnym aspektem biegania po ulicach pełnych samochodów, jednak nie odnalazłem logiki w takim postępowaniu. Być może biegacze po prostu spieszyli się do pracy i oszczędzali na biletach komunikacji miejskiej? Jeden z nich (być może) porzucił na chodniku skarpety wywrócone z pośpiechu na lewą stronę. A wyspami przebiegał gość w kasku… Rower mu ukradli, czy prognoza meteo przewidywała gradobicie?


    Wrony ochryple ostrzegały się nawzajem, że dołem, po klombie spaceruje pozornie leniwy kot. Tłusty, więc polować potrafi doskonale. Na ławce kloszardzi w kurtkach medytują nad mijającym latem i przeżuwają codzienność ze stoicko-pijackim spokojem. Pani niosła własną kobiecość bez fanatyzmu, żeby nie powiedzieć nonszalancko, wyglądając przy tym na zakonnicę zbyt długo żyjącą w grzechu obżarstwa. Fałszywą zapewne, bo „mostek pokutnic” taktownie ominęła nie zaszczycając nawet spojrzeniem wejścia na łącznik między kościelnymi wieżami, skąd Miasto wygląda lepiej, czyściej i szlachetniej niż z poziomu chodnika. Stamtąd za kilka srebrników można popatrzeć z góry na rój jaskółek uwijających się w pośpiechu i poczuć się jak Bóg spoglądający z góry na maluczkich.

wtorek, 1 sierpnia 2023

Ekstrakt o zwyrodniałych uczuciach rodzinnych.

 

    Dzieci na brzegu radośnie podskakiwały i klaskały w ręce, kiedy rąbał przerębel, aż uznał, że wyrwa w lodzie jest wystarczająca, chwycił spętaną w krzepkie ręce i topił ją do ostatniego bąbla powietrza. Wreszcie spłynęła pod taflą lodu, a on żegnał ją cicho szepcząc:

- Płyń z Bogiem moja Marzanko!

Pomiędzy deszczami.

 

    Rajskie jabłuszka rumienią się z wysiłku, żeby nie stracić niewinności rosnąc na jednym z wielu zapomnianych podwórek dzielnicy o sławie z pogranicza zainteresowań kodeksu karnego. Żeby być bardziej precyzyjnym – z tamtej strony paragrafów. Rzeka przysiadła pod naporem lata, co rozzuchwaliło nadbrzeżne chaszcze i szuwary, a nawet rzęsę tłoczącą się bardziej niż sardynki w puszkach. Jedną z nich porwała mewa i niosła gdzieś daleko – pewnie w gościnie nie chce się pojawiać z pustym… dziobem? Kloszardzi wciąż na urlopach wypoczynkowych, psy wciąż patrolują te same szlaki i tylko po dzieciach można się spodziewać odrobiny improwizacji.