piątek, 5 sierpnia 2022

Zuchwałość prostytutki.

 

Rada Starszych… zawsze była przewrotna. Tak trzeba w skrócie nazwać szczwane lisy, którym zwieracze nieodwołalnie puściły dekadę temu i już nigdy nie będą trzymać tak dzielnie, jak młodzieży. Od czasu do czasu, kiedy sytuacja zdawała się wymagać porywczości, jakiej brakowało Starcom – na posiedzenie były zapraszane młokosy, które gorliwością usiłowały dogonić brak doświadczenia i wyrachowania, jakiego Rada miała więcej, niż pod dostatkiem. Owszem – część Starców drzemała lekceważąco, kiedy młodzież przemawiała z ambony, inni poświęcali czas płomiennych tyrad na drobiazgowe czyszczenie sztucznej szczęki, względnie korzystając z nie do końca oświetlonego pomieszczenia i obcego testosteronu rzucającego się na wszystko wokół… miętosili dyskretnie ręką organ zużyty wieloletnią eksploatacją z nadzieją na ostatni w życiu wytrysk nasienia.

 

Dziś nastać miał „dzień próby”. Porządek został zachwiany bezwzględnym dążeniem sąsiedniego mocarstwa do ustanowienia monolitu państwowych zrębów, na których (oczywiście) on będzie dzierżył palmę pierwszeństwa i łaskawie podzieli względy, mierząc petentów miarą własnej chuci. Potrzebne były działania dalekie od politycznych. Od niespiesznej wymiany not, pism i wieloletnich negocjacji. Wróg przesuwał wojska w dziesiątkach kilometrów na dobę, zamiast statecznie dywagować rozważać czy szacować szanse, opcje i inne kuluarowe dygresje.


- Cham i barbarzyńca! – opinia Gremium Tetryków była nad podziw jednomyślna, co nie zdarzało się często. Zwykle kilka tygodni przed obradami Anzelm zbierał popleczników, by ukrócić podejrzanie niedojrzałą ekspresję Teofila. Teofil miał wprawdzie wciąż jeden własny ząb i był chyba Masonem, względnie rewolucjonistą, skrytym innowiercą, albo po prostu tępakiem, który brak ogłady ukrywał pod znienacka zadawanymi pytaniami podważającymi status quo. I (o zgrozo) uzyskiwał przychylność części Siwowłosych, a czasem nawet w gronie Łysych potrafił zasiać zamęt i wtedy obrady fermentowały niczym wrześniowe mirabelki samobójczo i zbiorowo umartwione na krawędzi trotuaru.

 

Obrady nie mogły zakończyć się jakimkolwiek wiążącym dekretem wobec niewysłowionego sprzeciwu Teofila. A pozyskać większość Już-Śpiących-Snem-Wiekuistym było niezwykle trudno.

 

- Młodzież! W niej nadzieja – pomyślał Anzelm (dość pochopnie, jak na Nestora z aspiracjami do sprawowania URZĘDU) – Niech potarga światopogląd Teofila i pozostawi go w strzępach niepewności. Tylko ja wiem… JA WIEM!

 

Młodzież brzęczała niczym osy, którym włóczęga strącił gniazdo z konaru wiekowej lipy, gdzie zgodnie z przykazaniami Darwina od stuleci mieszkały kolejne pokolenia coraz doskonalszych owadów. Teofil (opacznie) pozwolił sobie na niefrasobliwość i zamiast słuchać zgiełku, zliczał bruzdy na skurczonej, niezachwycającej mosznie.

 

- Jeśli Teofil miałby wytrysnąć… - pomyślał Anzelm – Bóg musiałby postradać rozum.

 

A jednak sięgnął i on. Błogie ciepło fatamorgan ogrzało jego policzki nadziejami niespełnień. Młodzież eskalowała używając słów nieprzystojnych i dalekich od dyplomacji. Słuchał półgębkiem, resztę energii skupiając na mosznie… na dwóch mosznach – nie potrafił samorządnie oddać się rozkoszy w pełni. MUSIAŁ obserwować postępy Teofila! Nawet, jeśli to bełkoczący starzec, któremu piana z pyska leci ilekroć drgnie w nim jedna z ostatnich iskier życia, a bielizna każdego wieczoru mówiła NIE każdej mrzonce puszczonej swobodnie przez otępiały mózg. Zawsze kończyło się to brązową smugą wewnątrz markowych i (ponoć) odpornych na ataki fizjologiczne męskich stringów.

 

Anzelm od lat łożył sowite datki na rzecz paparazzich i prywatnych detektywów, by obnażyć słabość Teofila i wykazać jego totalną ignorancję polityczną. Niejedno pisklę dożyło pierwszej komunii dzięki uporczywym dotacjom i pensjom. Było warto. Po latach podglądania rywala, jeden z mniej subtelnych detektywów zaczął w końcu dostarczać kompromitujące dane.

 

Samo wspomnienie raportów szemranego detektywa wystarczyło żeby Anzelm zesztywniał… tam… niżej… Młodzieńcy w tym czasie sugerowali krucjatę, retorsje i odwet. Eskalację. Teofil mrużył te swoje wyblakłe oczęta, ale dłoni spod habitu nie wyjął ani na chwilę. Czoło ocierali mu wiernopoddańczy posłowie, dla których miał stać się trampoliną politycznej kariery. Tym-który-ich-rozdziewiczy-mimo-krzyku-krwi.

 

- Kto widział równie tłustą trampolinę cuchnącą cebulką? – Anzelm niespiesznie dochodził, nie nadążając już z łykaniem śliny – Gówniarz! Dziwka… A może…

 

Na chwilę wypuścił z dłoni organ tężejący wstydliwie i nieco przymuszony wolą nosiciela, który sięgnął smartfona, by wprawnym kciukiem wystukać wiadomość do natarczywego detektywa:

 

- Teofil sam masuje organ? A może ktoś mu w tym pomaga? Sprawdź!

 

- Tak, tak, tak! – odzew był niemal natychmiastowy – Na zwiędniętym członku Teofila (rzecz zbadana minionej nocy) laboratorium wykryło ślady większej ilości linii papilarnych. Nie meldowałem, bo właśnie ustalam tożsamość kolaborantów, a wynikami będę dysponował tuż przed kolacją.

 

-Aaaaaaaaaaach! – Anzelm nie wytrzymał ciśnienia w lędźwiach i pośladkach. Ejakulował bez kontroli i popuścił. Różowe springi beznamiętnie zignorowały brązowy strumień, pozwalając mu pokalać poselską ławę.

 

Teofil… wciąż daremnie masował niezbyt jurne zwierzątko, wzorem piskorza usiłujące wymknąć się brutalnym dłoniom.

 

- Ilu moich następców musi tam nadal pomieszkiwać – pomyślał Anzelm, kiedy zmysły zaczęły przywracać ład i porządek wszechświata, a grawitacja wkroczyła na swojskie, wydeptane ścieżki.

 

Oblizał dłoń demonstracyjnie. Nie była smaczna ale polityka wymaga poświęceń. Sukces, nawet podbity cykutą, smakuje bardziej niż ambrozja. Młodzieńcy tymczasem kontynuowali rześkie poglądy, dalekie biernie śpiącym Matuzalemom i tym, podążającym ścieżką wytyczoną przez Anzelma…

2 komentarze:

  1. Eh polityka. Najmniej smaczny erotyk jaki przeczytałam :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyżby wyobraźnia zaatakowała organ smaku?

      Usuń