niedziela, 6 maja 2018

Zabawka.


Miękisz chleba gniotłem w dłoniach, a ten chwytał sole z palców i pożerał je wraz z wilgocią, tężejąc w kulkę plasteliny. Bezmyślnie nadawałem kształt tej bryłce, formując ją na coś człekokształtnego – cztery kończyny, głowa… Nie bardzo udanie, bo kulka mała, a palce niezgrabne i pozbawione talentu. Położyłem ludzika na otwartej dłoni, a on leżał z rozrzuconymi rękoma taki bezradny i bezbronny, że aż mi się wstyd zrobiło. Jakbym laleczkę zrobił do uprawiania magii.

- Dziwne – pomyślałem – przecież nie pałam wściekłością względem nikogo, krzywd żadnych też wyrównywać nie chcę, ani nawet starych zapieczonych żali przelać nie potrzebuję, więc czemuż ta lalka chlebowa ma służyć? Po co ją do życia powołałem?

Miałem ją zgnieść, ukryć w pięści zaciśniętej jednym mocnym skurczem palców, zapomnieć o widzianym, a kulkę rzucić ptakom na żer, lecz coś mnie powstrzymywało. Nie lubię zabawy jedzeniem, a teraz leżała mi w ręku laleczka chlebowa upleciona moimi palcami. Żałosna i do nikogo niepodobna. Bezpłciowa i wiekiem żadnym nieobciążona – mogła być oseskiem i staruszkiem, dojrzałością, bądź nie. Taką ideą człowieka. Pustą formą, którą dopiero trzeba napełnić uczuciami, wspomnieniami i doświadczeniem. Po prostu życiem.

Ale ja demiurgiem nie jestem, więc napełnić ją mogłem tylko własnym beztalenciem, albo przekleństwem. Własnym potem z niezbyt czystych rąk i bezmyślnością dzieła stworzenia. Gapiłem się na coś bez imienia, bo martwe natury imion nie posiadają i żal mi było – bezimienny ludzik z zerową szansą na życie. Szczęściem nie wpadłem na pomysł nadania mu imienia, chociaż już siebie łapię na tym, że przestałem traktować figurkę jak rzecz, jak przedmiot - mówiąc „mu”.

Ludzik milczał, bo przecież mówić nie potrafił, albo gadał coś w niedostępnych mi zakresach. W każdym razie mimiką nie dysponował najwyraźniej, ani nie był skażony niecierpliwością. Uprawiał ruch jednostajny, tak monotonny i rozciągnięty w czasie, że zasadniczo, dla ludzkiego oka uprawiał bezruch. Raz tylko zadrżał lekko, kiedy mi dłoń podskoczyła, gdy mijał mnie pies zaglądając z ciekawością, cóż takiego chowam w dłoni i dlaczego bezmięsny to kawałek.

Dzień zachowywał się przyjaźnie i wobec mojego rozleniwienia również nie spieszył się nigdzie, więc wspólnie gapiliśmy się w moją dłoń – on trochę bardziej obojętnie, bo nie takie rzeczy widywał w świecie szerokim, a ja, już pobudzony tłokiem myśli sączących się we mnie mrzonkami wymyślałem zmaltretowanemu kawałkowi chleba jakieś fantastyczne przyszłości.

Mogłem nadać znaczenie, imię, płcią obarczyć i wiekiem, wmówić mu przeszłość dramatyczną, albo wysłać w przyszłość z tarczą, na której mógłby powrócić, gdyby nie podołał moim aspiracjom. Słońce zajrzało mi w kołyskę dłoni, bo mięśnie zwiotczały i laleczka leżała w ciepłym hamaku pieszczona zaintrygowanym słońcem. A ja gdybałem niespiesznie patrząc, jak schnie chlebowy ludzik i skóra mu pęka od upału. Czyżby już przegrał? Zanim wymyśliłem jego los?

Wciąż był mój i to był chwilowo jedyny pewnik. Przelać w niego nadzieje? Opowiedzieć własne wspomnienia? Zarazić mną? Moim umysłem? Bo moim aromatem już został zarażony, kiedy dłonie wyciskały powietrze z kromki chleba i kleiły malutką, zabaweczkę. Jakiś gawron usiadł na drzewie i przyglądał mi się ze wzrokiem błąkającym się pomiędzy nadzieją, a politowaniem. Że problem stworzyć potrafiłem z niczego, zamiast zjeść kawałek chleba i zająć się czymś pożytecznym.

Co tu gadać – zawstydził mnie, bo kiedy on żeruje, to ja za obiboka robię i deliberuję nad nieistniejącym problemem. Rozejrzałem się, czy mój wstyd ma większe audytorium, ale nie, więc czym prędzej włożyłem chleb w usta i nawet niespecjalnie gryząc połknąłem ludzika. Gawron wzruszył ramionami, albo tym, co gawrony mają do wzruszania i odfrunął, skoro skarcony wzrokiem zawiodłem jego nadzieje i nie zaprosiłem na przekąskę.

Ludzik ważył. Aż nieprawdopodobne ile on ważył, kiedy przemieszczał się w dół organizmu. Może czepiał się kurczowo łapkami przełyku i tych wszystkich kanałów prowadzących do śmietnika żołądka? Może usiłował być urojona ciążą? Ech! Już go nie ma, a ja wciąż o jednym, zamiast do żywych wrócić. Zwarłem się w sobie i stanowczość pobudziłem ukrytą gdzieś głęboko na peryferiach sumienia. Ręce uwolnione od ludzika oparłem o ławkę, żeby z niej wstać dziarsko i ostatecznie. Uniosłem miękkie tkanki i zmierzałem ku wyprostowanej pozycji, kiedy ludzik dotarł chyba do miejsca przeznaczenia i dał głos! Klapnąłem na tyłek zdumiony tak, że bardziej nie można – burczał na mnie!. A niech go!

13 komentarzy:

  1. Błe.
    Nie zjadłabym czegoś takiego wymemłanego w brudnych rękach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie memłałbym chleba nadaremnie.

      Usuń
    2. Czasem ludzie memłają coś bezwiednie.

      Usuń
    3. to trzeba im kupić spinnera na imieniny, albo kapsel na deskę gwoździkiem przybić i niech kręcą.

      Usuń
    4. Niech się sami o to martwią - ja nie memłam.

      Usuń
    5. ja również. a rzeźbić nie potrafię absolutnie w niczym. plastelina też mnie nie słucha.

      Usuń
    6. Eks wykonał kiedyś piękną rzeźbę z szarego mydła. Szkoda, że nie potrafił spożytkować swoich talentów inaczej.

      Usuń
  2. Robiłam kulki z chleba jako dziecko, teraz to nawet chleb nie ten, same polepszacze i zero zapachu.
    Ludzika zjadłeś jak kanibal jakiś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiedzmy odwrotność porodu i już nie brzmi tak źle.

      Usuń
  3. Na myśl nie wiem czemu przyszedł mi Golem. Może teraz takie twory można powołać z chleba też? Ja tam bym chyba też zjadł takiego ludzika, choć wydaje mi się, że w moim wykonaniu wyglądałby ciągle jak kulka, ewentualnie bezkształtna masa. Mam inne talenty (chyba), rzeźba czy ceramika się do nich nie zalicza, a to z nich najwięcej umiejętności potrzebnych do takich działań.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najwyraźniej cierpimy na podobna przypadłość - na rzeźbiarza, czy malarza nie nadaję się absolutnie. wiem, którą stroną trzymać ołówek, bo czasami nim piszę, ale z pędzlem już takiej pewności raczej nie mam. No... może bałwanka ulepiłbym... a o chlebowych golemach nie słyszała chyba literatura - próbuj - będziesz pierwszym może.

      Usuń
  4. No właśnie. Człowiek zrobi coś bezwiednie, bezmyślnie i nagle kłopot ma. Nie potężny, ale ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może stąd się wzięła właśnie popularność spinnerów?

      Usuń