wtorek, 14 sierpnia 2018

Pigmalion współczesny.


Zachciało mi się zabawy w Boga. Pomyślałem, o ile można rzecz myśleniem nazwać, że stworzę człowieka. Na początek postanowiłem zająć się dziełem ciut łatwiejszym, niż produkowanie człowieka z niczego i chciałem wystartować od istniejącej już materii, z której zamierzałem zedrzeć to, co niepożądane, a dostarczyć wszystko, czym teraźniejszość służy spełniając kaprysy nuworyszy. Nie pukaj się w głowę, bo jeśli stać cię, to możesz. Nie jest łatwo, szybko, ani tanio, jednak granice wciąż się przesuwają. Popatrz na banalne biustonosze, które potrafią uformować nawet próżnię w przedmiot pożądania, materiały pozwalają zatuszować niedostatki, wypełnić ubytki i wyeksponować walory lepiej, niż programy komputerowe pastwiące się nad pikselami w pocie czoła. Półprodukt, jakim stała się kobieta saute, po obróbce zewnętrznej, w warsztacie, który wsparty technologią i chemią użytkową potrafi kompleksowo przeredagować dowolny gabaryt tak, aby zewnętrze faktyczne w zamówione zmienić z gwarancją stabilności określaną w tygodniach lub miesiącach. Nawet latach, jeśli dysponujesz odpowiednią ilością zer na rachunku, nim przecinek odetnie istotność od ogona.

Znalazłem ciało. Pokancerowane, choć młode. Kryjące się w cieniach, bo każde wyjście na świat zewnętrzny wypełniało mu duszę wstydem i upokorzeniem. Sam patrzyłem z trudnym do ukrycia grymasem, ale znalazłem w zapyziałych oczach iskrę nadziei i determinację. Zgodę na wszystko, co dla niego szykuję. Na każdą torturę i publiczną chłostę. Ciało stanęło nagie, dygoczące, rozpaczliwie szukające w moich oczach deklaracji, że się nie wycofam. Nawet mówiło to ciało dość sensownie, choć wulgarnie. Obiecałem. Rok, albo dwa tortur całodobowych, niekończący się melanż łez, bólu i taniec skalpela, wierteł, noży, igieł. A ciało zaciskało zmurszałe przedwcześnie zęby i pięści posiniaczone, krwawymi liszajami ozdobione i kiwało głową, że się zgadza. Nawet, gdy przyniosłem aparat, żeby uwiecznić, jak nikczemnie może wyglądać zaniedbane ciało patrzyła mokrymi oczami w milczeniu i nie protestowała.

Może jestem świnią, ale kazałem powiększyć fotografie do naturalnej wielkości i ściany pustego pokoju wokół okleić. I zażądałem, by przychodziło to ciało każdego miesiąca, by stanąć pośród tych fotografii, żeby nowe powstawały. Żeby udokumentować proces tworzenia. Potem… Potem były już tylko łzy i przekleństwa. Powołałem sztab mechaników, skoszarowałem ich niemal, i dałem tydzień na obserwacje i diagnozę. Ciało łkało szturchane i podszczypywane, miętolone bezdusznymi łapami o sile takiej, że wyrywanie się mijało się z celem. A kiedy wreszcie tydzień minął, a ciało potwierdziło zgodę na piekło zaczęły się tortury fizyczne. Piersi i pośladki zostały wypełnione po kres wytrzymałości skóry, aby doścignąć tabloidowe wzorce, uda i brzuch zostały pozbawione tkanek o krok dalej niż potrzeba, żeby przed dietetykiem nie stawiać zbyt rygorystycznych wyzwań. Skalpel rzeźbił podbródek, nos, uszy, wymodelowane kości policzkowe dodały twarzy charakteru. Nawet cnotę udało się przywrócić dzięki kilku zaledwie szwom i talentowi rzeźbiarza. Stomatolog pastwił się tygodniami, żeby uratować, wymienić i przykryć perłową licówką to, co uśmiech mógł uzewnętrznić. Kosmetyczka wręcz skórę z ciała zdarła szukając czystej, niepokalanej powłoki, a kiedy ją znalazła i zdążyła się wygoić zafundowała jej permanentną depilację, nie ograniczając się do fragmentów, lecz tylko czaszkę zostawiła na pastwę fryzjerowi. Ten też sobie nie żałował, bo przecież kolor i długości, gęstość i miękkość – wszystkie parametry podlegać mogły transformacji.

Czas mijał, a fotosy wspinały się na kolejne szczeble drabiny już było widać, że sięgają nie pierwszego nieba, lecz wyżej. Pomimo niezagojonych do końca ran, pomimo plastrów i plam jodyny. Obraz zmieniał się błyskawicznie i sam już zapomniał chyba o pierwotnych wstydach i zażenowaniu. Teraz nie miał czasu, bo organizm bronił się przed zmasowanym atakiem na cielesność, na fragmentaryczne, nieustające podgryzanie, cięcie, szycie i klejenie. Lekarze czuwali nad ciałem, żeby nie zdechło nim osiągnięty zostanie efekt końcowy. Aż nadszedł dzień, bo taki dzień nadejść musi, jeśli historia ma posiadać finał, kiedy zgrubne ciosanie się skończyło i krew przestała dominować postępy prac. Rzeźbiarze zdjęli zbędne warstwy, dołożyli, gdzie brakowało, a ślady włamań zamaskowali. Teraz tylko czas mógł bardziej wygładzić i schować ślady gwałtu na ciele. Ciało w klepsydrę wyrzeźbione syczało chodząc, lecz ilekroć obok lustra przechodziło uśmiech koił ból. Bandaże spadały z młodego ciała aż stanęło nagie. Kolejne zwycięstwo ciała nad cierpieniem i licznymi uszkodzeniami. Ciało goiło się młodzieńczą siłą pchane.

Teraz rehabilitacja przebiegała już błyskawicznie. Dietetyk i trener osobisty twardymi dłońmi trzymali ciało w cuglach, żeby nie oszalało z nadmiaru energii i już bezkrwawo katowali je do granic. Świat protein i witamin został oddzielony szlabanami do których warczące rottweilery przywiązane były niedbale, żeby mogły wyładować wściekłość na śmiałku, który tylko się zbliżył do zakazanej strefy. Ciało, pamiętające niedostatki poprzedniego życia poddawało się dość pokornie, choć nie do końca rozumiało, dlaczego wódka zakąszana słoniną wędzoną jest słabym pomysłem i nikt mu na to nie pozwoli, jednak widząc przemianę zacisnęło dłonie, tym razem wypielęgnowane i miękkie, z paznokciami starannie dobranymi, których do ust kwasem hialuronowym wypełnionych wkładać pod żadnym pozorem nie było wolno. Nowe brwi wytatuowane i z lekka tylko wzbogacone naturalnym włosem barwionym na wymagany odcień pasujący do grzywki i oczu, rzęsy wydłużone, makijaż, który choć dyskretny, to potrafił przecież ukryć uczucia przed światem. Bo ciało wciąż niedowierzało i od zachwytów dostawało czasami jakiejś szajby – oczy wytrzeszczone, usta szeroko otwarte i bezdech, z którym walczyć trzeba było kuksańcami, żeby się nie udusiło. Odrobina biżuterii plus tekstylna osłona sugerująca jawnie, że gdzieś tam kryje się intymność równie idealna, jak ta publiczna nagość odsłaniająca ramiona, czy uda. Wpleciona w ból nauka poruszania się, zachowania i wysławiania w więcej niż jednym języku, karcona za każde niedociągnięcie i wulgarność okryła prymitywną przeszłość szlachetnym nalotem, który zaczął w końcu przypominać dobrze skrojony płaszcz i nie raził otoczenia dwulicowością.

Ostatnie zdjęcie, ostatnia sesja, podczas której ubrania ześliznęły się z ciała, aby uwiecznić finał drogi. Ciało tańczyło pomimo nagości, tak ze mną już oswojone, że nie czuło najmniejszego skrępowania. Wreszcie bezwstydne, nie schowane w zapyziałej oficynie, lecz na pierwszym planie. Chyba w końcu uwierzyło, że może stać się marzeniem. Męskim marzeniem. Świadomość własnej urody docierała do niej powoli, jednak powtarzana przez cały sztab mechaników w końcu odepchnęła w przeszłość lęki i rozgoryczenie. Patrzyła na zdjęcia, patrzyła w lustro. Patrzyła na siebie samą i na mnie. W oczach miotały się uczucia tak rozmaite, tak poplątane, że wolałem milczeć i czekałem co się wydarzy.

Miałem swojego człowieka, który przeszedł proces stworzenia i był kimś, kogo nie było na świecie jeszcze chwilę temu. Człowiek doskonały, proporcjami zachwycający, każdą linią ciała kreślący w półmroku łuki idealne. Miałem obraz początku drogi powielony na ścianach i ciało po transformacji, które gapiło się teraz z niedowierzaniem na te ściany. Mechanicy odeszli już, bo nie byli potrzebni. Zostawili wizytówki, na wypadek, gdybym chciał powtórzyć akt stworzenia i poszli wielocyfrowo bogatsi.

A my staliśmy w milczeniu i patrzyliśmy sobie w oczy, porównując obrazy – teraźniejszy i przeszły. Ciało zerkało to na mnie, to na ściany i widać było, ze w głowie kiełkują mu myśli i podejrzenia. Powolutku obracało się wokół własnej osi i patrzyło na własną przeszłość ze łzami w oczach. Trochę to trwało, lecz nie zamierzałem przeszkadzać. Podeszła do mnie bosymi stopami klaszcząc o kamienne posadzki i patrzyła na mnie z… chyba z nienawiścią…

- Ty świnio! – trzasnęła mnie w twarz otwartą dłonią i próbowała powtórzyć, lecz ją schwytałem za nadgarstki starając się nie posiniaczyć ich delikatności – Ty… Teraz wiem, po co ci zdjęcia. Chciałeś mnie dla siebie, chcesz mieć dowód mojej przemiany, żeby każdemu, kto się do mnie zbliży pokazać jaką byłam wcześniej, żeby zniechęcić każdego, komu okażę odrobinę życzliwości. Nie zrobisz mi tego, bo cię zabiję. Naślę na ciebie moją przeszłość i będę cię prześladować. Tylko spróbuj, a pożałujesz.

Ubrała się trzęsącymi dłońmi i wyszła niosąc buty w dłoniach, bo nie miała w sobie spokoju, żeby pozapinać delikatne zapięcia. Wyszła w noc, jak ja kiedyś ją z tej nocy wyjąłem i przyprowadziłem tu. Wyszła już nie ona, lecz nowy człowiek. Ten stary zużył się chyba. A może trwa gdzieś w tych ścianach przesyconych bólem i krwią? Może mieszka w mojej głowie, skoro nowy człowiek nie życzy sobie takiego adresu? Usiadłem na posadzce i patrzyłem na człowieka, którego zabiłem, unicestwiłem, na ciało, z którego stworzyłem to, co w noc poszło samotnie. Sarkazm podniósł mi kącik ust – długo samo nie będzie to ciało, chętni się na nie znajdą w każdym zakątku świata. Swoją cielesnością może sobie kupić każde niemal towarzystwo. Poradzi sobie. A ja? Zostanę z pakietem zdjęć i tym pokojem, którego zmienić nie pozwolę nikomu. Będę patrzył, jak się powodzi. Z daleka i bardzo dyskretnie. Może wróci, kiedy nasyci się zachwytem świata?

9 komentarzy:

  1. Przestałem nadążać. Czy Ty w ogóle śpisz, pracujesz, jesz, kochasz, wydalasz? Mam nadzieję, że nadrobię, ale to tylko nadzieja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdarza mi się coś takiego jak życie.
      ale takie bla bla, to godzinka zaledwie.
      zauważ, że nie bawię się w obróbkę graficzną, w kompozycje, linki do stron, które wiedzą lepiej, ani obrazka, ani muzyki - gołe literki. a to idzie szybciej.

      Usuń
    2. A może zwyczajnie jesteś cyborgiem?

      Usuń
    3. tak - maszyną spamotwórczą. na razie poligon doświadczalny, żeby zbadać odporność publiki, a potem... wedrę się w umysły żywe.

      Usuń
    4. Tłumaczy się pokrętnie, czyli jest!

      Usuń
    5. masakra - no chyba muszę na ten kieliszek kawy się pojawić, żeby uwierzył Tomasz Niewierny. Maszyny kieliszkiem się nie dezynfekują i w piwie wartości odżywczych nie znajdą.

      Usuń
  2. Zachciało się bohaterowi być demiurgiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przewidzieć trudno, z jakim oddźwiękiem spotka się działanie.

      Usuń