Było ich równiutko trzy, bo trójcami lubią chodzić i święci i furie. We czwórkę, chadzają ci dosadni, przewidywalnie brutalni i bezkompromisowi nawet względem siebie. Więc we trzy, żeby dawać złudzenie, że można je ominąć bez szkody dla… no właśnie. Ciał nie ruszały. A raczej ruszały tylko wtedy, kiedy nie mogły wyłuskać myśli spomiędzy uszu. Zazwyczaj umiały, więc nie sięgały głębiej i ciało nawiedzonego przez tę trójkę zachowywało się jak każde inne, które zostało otrute, czy padło na zawał serca – zimne, z obłędem niedowierzania w pustych, szklistych oczach.
W sumie nie wiadomo, po kie licho wyszły, udając, że spacerują, czy może szukają ciucha dla jednej z nich na specjalną okazję, a przecież okazja, to coś, co w ich przypadku zdarza się na pstryknięcie palcami. Wystarczy, że trafią na swojej drodze ofiarę i już okazja szczerzy zęby w podejrzanie nieszczerym grymasie. Więc wiadomo, to jedynie pretekst, żeby wyjść i zapolować niewybrednie. Pierwszy zawsze był wystarczający. Musiały być w wybitnie romantycznym nastroju, żeby grymasić i pozwolić się minąć bez ekscesów. A kiedy delikwent, kompletnie nieświadomy, że cudem uszedł uwadze tej trójcy, obejrzał się i zaczął wydawać pomruki, niczym zadowolony z życia grizzly, fortuna musiała odwrócić się od niego i nonszalancko zademonstrować zadnią stronę szczęścia.
Pierwsza wynurzyła się z romantycznego zanurzenia najmłodsza. Oczywiste, że najbardziej narwana, szalona i głodna psikusów, jeśli wyjadanie myśli z żyjącej głowy można nazwać psikusem. Przyszpiliła osobnika spojrzeniem gotowym stopić szyny kolejowe nie tykając podkładów. Jęknął, czyli (chyba) zrozumiał swój błąd. Ale był tylko facetem, któremu trudno nie obrócić się, kiedy idą trzy i dopiero szukają stroju na ekstra okazję. Stroju dla jednej, bo pozostałe nie widzą potrzeby zakrywania pokusy czymkolwiek. Czyli tak. Czas przyznać, że były nagie wszystkie trzy i naprawdę szły znaleźć coś wyjątkowego dla jednej z nich. Miał to być eksperyment podparty solidnym zakładem. Jeśli mająca na sobie cokolwiek skusi faceta szybciej niż dwie nagie towarzyszki, wtedy one będą polować na rzecz odzianej, same przy okazji uzupełniając garderobę, którą z niezachwianą złośliwością dobierze im zwyciężczyni. Jeśli jednak przegra, to ona będzie pościć i do stołu będzie dopuszczana dopiero wtedy, kiedy co smakowitsze myśli zostaną już rozparcelowane i skonsumowane przez nagie siostry.
Siostrami oczywiście nie były, ale to bez znaczenia, gdyż ofiara już została zahipnotyzowana i czekała na ciąg dalszy, którego nieuchronność zbliżała się kołysząc sześcioma biodrami. Zerknęły na siebie, otaczając faceta, któremu żadne słowa nie mieściły się w ustach. Za chwilę wszystkie i tak opuszczą czaszkę w trybie przyspieszonym. Języki trójcy, niczym żmijowe organy powonienia uwijały się zapoznając się z pierwszym daniem. Facet był mało wyrafinowany, ciężko zaniedbany kulturalnie i ogólnie umysłowo ciężki, żeby nie powiedzieć ociężały. Nadawał się na zaspokojenie śmiertelnego głodu, lecz nie na wykwintną kolację.
- Nie bawmy się jedzeniem – westchnęła Pierwsza – trudno, mogłyśmy trafić gorzej.
- Gorzej? - Druga była wyraźnie zdegustowana – Ani się najesz, ani naliżesz, same śmieci. Trudno wyczuć, czy w ogóle toto ruszać.
- A może – Trzecia, ta najmłodsza, która dopiero co miała okryć się czymś, co znajdzie w sklepie – może jednak się nim zabawimy?
- W co? - obie były zaintrygowane, gdyż żarty z jedzenia wydawały się czymś niestosownym.
- Jedzmy go na raty. Po małym kęsku. Zabierzmy mu najpierw rozsądek…
- A ma?
- Jeszcze nie wiem, ale spróbujemy. Zabierzmy pamięć…
- Tę, to chyba mieć musi.
- I co dalej?
- Dalej pozwolimy mu iść gdzie zechce i pójdziemy za nim. Zobaczymy, jak zachowa bez pamięci i rozsądku. A potem możemy dobrać się do wszystkiego co znajdziemy poza popędem. Będzie ciekawie, kiedy zostanie mu tylko determinacja prokreacyjna. Nikt nie kazał nam wygryzać im myśli do końca. A nuż okaże się, że tacy mniej myślący staną się bardziej interesujący? Bezpośredni, szczerzy w zachowaniach i słowach.
- Dotychczas nie pozwalałyśmy nikomu odejść.
- I miałaś polować w stroju, a teraz co? Wystraszyłaś się?
- Jedno drugiemu nie szkodzi. Możemy go nadgryźć i pójść na zakupy. Taki ogryzek nie nakarmi nas, choćbyśmy go zeżarły do czysta. I tak będziemy potrzebowały dokładki. Może w sklepie się trafi?
- Chcesz iść do takiego, gdzie damskie fatałaszki sprzedaje facet?
- Pikantnie, co?
- No, nie wiem. Więc jak?
- Niech ci będzie. Najpierw zabawa, a potem uczta. Zostawmy mu te popędy i „smacznego” – Pierwsza potrafiła mówić z przekąsem doskonale zastępującym cudzysłów.
Facet wciąż nie mógł wydobyć ani słowa, być może z powodu potrójnej nagości przyglądającej mu się i oblizującej lubieżnie. Przynajmniej tak sądziłby, gdyby znał słowo lubieżność. Nie do końca siostry, zaczęły łykać ślinę i jednocześnie, w idealnej harmonii ćwiczonej wiekami praktyki dopadły oszołomiony mózg dawcy myśli, żeby go splądrować. Pierwszy raz miały żreć selektywnie i nieco je to rozpraszało, może nawet podniecało. Zakazany owoc. Sięgnęły językami, nie grymasząc, przez nos, ucho, czy oko, byle do wnętrza, byle spaść na tętniący od myśli umysł i ogołocić go z większości idei, empirii, marzeń, czy co barwniejszych fatamorgan. Pociągnęły mocno, mając świadomość, że żadna z sióstr nie odpuści. Jeśli nie chciały, żeby burczało im w brzuchu z niedosytu, musiały za pierwszym razem pobrać całą należną część. Umawiały się, że nie tkną popędu, a honor ważniejszy był od sytości – przynajmniej na razie.
Facet skamieniał. I sztywniał bardzo malowniczo. Nic dziwnego. Trzy nagie samice ogryzały go z wszelkich myśli, wypijały nawet zorganizowany chaos, trzymając się z dala jedynie od popędu. A ten, czując coraz większą przestrzeń osobistą, coraz mniej ograniczeń i coraz większą potrzebę zaspokojenia, rzucił się na wszystkie naraz. Na wpół głodne, zszokowane bezpośredniością kontrataku poddały się trawione przez niewyszukane myśli, które dopiero zaczynały trawić. Facet naprawdę był prosty. A one ową prostotę dodatkowo podzieliły na trzy. Zanim ją strawią, nie będą w stanie się bronić. Transfer przykrył umysły samic strawą ciężką, wymagającą czasu i mnóstwa samozaparcia. Po każdym posiłku potrzebowały chwili na trawienie, a teraz jej nie miały, bo samiec przyszpilił je do ziemi i realizował popędy z takim animuszem, że zabrakło im tchu. Wszystkim naraz i każdej z osobna także.
Konsumpcja trwała krótko, jak to w świecie przyrody, gdzie licho nie sypia i w trakcie aktu można zostać pożartym, bez mrugnięcia okiem. Bezbronne istoty umysłowo uwięzione w prymitywnych myślach, cieleśnie zaspokojone jak nigdy dotąd zaczynały dopiero otrząsać się po jedzeniu, a musiały też poradzić sobie z nieoczekiwanym „gratisem”
- A wiecie, czemu się nie zrasta? - parsknęła Pierwsza
- Bo nie ma czasu – chichotała Trzecia, nieco jeszcze pijana po niespodziewanym rozdziewiczaniu.
- Oględnie mówiąc – Druga jako jedyna zachowała resztki rozsądku – nie było to takie złe. Od czasu do czasu mogłybyśmy pozwolić sobie na szczyptę szaleństwa. Pomyślałybyście, że taki prostak potrafi wykrzesać z siebie tyle ikry?
- Na głodniaka kiepsko myślę – mruknęła Pierwsza, najwyraźniej kończąc trawienie.
- To jak? Idziemy na zakupy, czy…
Wzięły się pod ręce i zaśmiewając się poszły, zostawiając niedopowiedzenie zwijające się właśnie w znak zapytania gdzieś tam, gdzie dopiero co doszło do masowej defloracji, przygniecionej nieco przaśną konkluzją, że już się nie zrośnie.
Trzy nienazwane, bo każde imię byłoby zbyt delikatne. Nie tyle pożerają, co testują granice łakomstwa i świętości. Polowanie jako gest analizy – selektywnej, okrutnej, śmiesznie ludzkiej. Głód zostaje – ale przekształcony. Jak po każdym akcie nasycenia: więcej pytań niż odpowiedzi, więcej przestrzeni niż materii.
OdpowiedzUsuńkażdy akt zaraża jak narkotyk i chce się wciąż więcej. pikantniej. inaczej.
Usuń