poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Smaczki.

 

    Cierpię zapewne na przewlekły, ostry kompleks mięskości. Czuję eskalujące zakłopotanie na sam widok tatara tak świeżego, że trzeba było mu nóżki spętać, by nie zwiał z talerza, kiedy się go okłada pierzynką z cebulki, albo żeby nie merdał ogonkiem, bo rozchlapie ocet, czy co tam się dodaje wg gustu. Kiedy coś malowniczo nazywa się „flaki”, nieodmiennie nawiedzają mnie wizje bestialstwa i tortur, z nawijaniem wnętrzności na kłąb kolczastego drutu, czy włóczenie za koniem lejcami z pulsującej cierpieniem dwunastnicy, niczym podczas wołyńskich krwawych nocy. Nawet surowa kiełbasa/metka wydaje się być starannie opakowanym w folię spożywczą stworem, który gotów miauczeć, ćwierkać, czy beczeć i to przed pożarciem – być może stąd właśnie biorą się tajemnicze odgłosy po spożyciu co bardziej żywotnych fragmentów? Te powarkiwania brzuszne, posapywania, przelewanie się i nienaturalnie żywiołowe ruchy robaczkowe. Salceson? Znakomite doświadczenie dla studentów medycyny, żeby nauczyli się preparatyki fragmentów tkanek. Pasztet? Podobnie, lecz dla studentów medycyny sądowej, specjalizujących się w badaniu treści pokarmowej żołądka. I jeszcze kości. Kompletnie nie archeologiczne pozostałości z ery mezozoicznej, czy choćby z wojen trojańskich, choć też można badać, kiedy się już odłowi z wywaru na rosół. Carpaccio, surowe jaja, sushi z surowej ryby, czy ledwie ogrzane na patelni podroby typu krwista wątroba uzupełniają jadłospis marzeń, potrafiący zniechęcić mnie do węszenia, zerkania, czy nasłuchiwania, jak zachowuje się potrawa na talerzu. Jestem padlinożercą, jednak preferuję mięso, które nie tylko nie żyje, ale jest pieczołowicie przyprawione ogniem.


    Życie pełne jest zwrotów akcji i niespodzianek, ale czas potrafi wygłaskać je na gładko i pamięć co najwyżej pośliźnie się na krawężniku historii. Albo i nie. Zachwycające i kompletnie niezrozumiałe jest, że można pamiętać tak selektywnie. Znałem człowieka, który uwielbiał fusy z kawy, choć kawy pić nie znosił. Kupował ją w restauracji, prosząc znajomych o wypicie, a następnie łyżeczką wyjadał śrutę z dna. Inny na szklankę sypał ze cztery czubate łyżeczki (jak już pić, to musi być mocarna) kawy i sześć (jak już pić, to musi być słodka) łyżeczek cukru. Kiedy pytałem, gdzie mu się woda zmieści, wzruszał ramionami i zalewał, tworząc gęste błoto borowinowe, które spożywał (nie wiem, czy pił, czy jadł, więc użyłem słowa niezdeterminowanego czynnościowo) z lubością.


    Był taki czas, a jak słyszałem, nie każdemu się taki trafił, że los pchał w moje objęcia pijaków (bo pijaków i szaleńców los pcha i nie ma jak z tym walczyć). Nie, że zawsze i wszędzie. Los był łaskaw obarczać mnie zdezynfekowanym dogłębnie towarzystwem podczas podróży pociągiem. Znajdą się tacy wśród żywych, co jeszcze (może) pamiętają, że jeśli na peronie stał jeden jedyny człowiek z mózgiem rozcieńczonym wódeczką, to bezbłędnie trafi do przedziału ze mną i będzie się fraternizował wyłącznie z piszącym, kompletnie ignorując pozostałe towarzystwo. Próbowałem różnych sztuczek – udawałem, że śpię, kręciłem się po korytarzu, z desperacji sam usiłowałem nieco się podtruć zacnym trunkiem z lokalnego browaru. Wszystko na nic. Los był uparciuchem i sterował nieszczęśnikami z wprawą i rutyną. Byłem jak bulaj w bezpiecznej przystani, a oni cumowali wdzięcznie, wonnie i swoją elokwencją zmieniali odległość z miasta A do miasta B. I odwrotnie, bo wracając trafiał na mnie jak na ostatnią deskę ratunku kolejny z zaburzonym postrzeganiem rzeczywistości.


    Można zapomnieć wiele z życia, ale niektóre drobiażdżki tak mocno przykleją się do człowieka, że prędzej zapomni własnego imienia i drogi do domu, niż ich.

17 komentarzy:

  1. Ha!
    "...trafiał na mnie jak na ostatnią deskę...",
    ja tak miałem z latającymi ptakami. W marszach, pochodach, w jakimś tłumie zawsze ptaszysko trafiało we mnie. I tak od małego... . Na nic się przydała, proca, lornetka, czy wiatrówka z celownikiem. Ptak trafiał niezawodnie, ja nigdy! Z kompleksu wyleczył mnie koleś. Akuratnie w miłym gronie kończyliśmy spożywanie, gdy znienacka znowuż mnie trafił. Ja pudłowałem raz za razem... . Żartów nie było, bo miałem mir(stawiałem). Przyjaciel mnie w końcu przekonał, żebym się nie przejmował, byle guanem... . Czowieku, zaprawił trzeźwo-pomyśl se, a jak by to słonie latały to byśmy musieli lecieć po łopaty. Uradowany poleciałem po zestaw..., co mam się przejmować byle..... . Co innego podeszwy, trzeba patrzeć gdzie się chodzi, bo jak się przylepi... Taki fart...
    Drin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam tę teorię - dobrze mi, bo komuś jest gorzej. jakoś nie przekonuje mnie.

      Usuń
  2. a gorzej mi, bo komuś jest lepiej? Taki ptak na ten przykład, gdzie chce i na kogo, może sobie dowolnie nas... i nico. Mam w tym praktykę, a jakąś teorię można by dorobić z punktu widzenia ptaka. Mam pewną myśl...,"ale pewne drobiażdżki tak mocno przyklejają się do człowieka"-to może jednak prowadzić na manowce... . Jest socjologia psia, ale o ptasiej cisza.
    Drin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak właśnie jest. jak komuś powodzi się lepiej, to człowiek czuje się przy nim nieudacznikiem i poziom szczęścia mu spada. a jak okazuje się być orłem pośród kurcząt - wtedy jest dumny, choćby "przy okazji" połamał nogi.

      Usuń
  3. Ja! Ja mam pewną teorię! Można zmniejszyć prawdopodobieństwo nieporządanych spotkań poprzez zmianę środka transportu.
    W przeciwieństwie do meneli, słonie podobno są pamiętliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. menele jeżdżą wyłącznie pociągami?

      Usuń
    2. I... komunikacją miejską. Tyle, że obserwacje i zapisywanie ich byłoby wówczas utrudnione. No ciężki orzech do zgyzienia, ale wierzę, że poradzisz sobie lub w końcu przywykniesz do towarzystwa.

      Usuń
    3. Szczegółowiej bym również...
      transportu publicznego, w tym miejskiego, komunikacji miejskiej(megafony itp), telekomunikacji, może inne? Badania terenowe-obserwacje na ten przykład były b. popularną metodą badawczą stosowaną itd., itp.. W sumie badacza wysokich lotów charakteryzuje anielska cierpliwość i obiektywizm. Badania Freuda w szpitalach psychiatrycznych sprowadziły go..., inna bajka...
      zdobyłem przepis na pasztet po wielkanocny-nawiązując do tematu. Na sygnale zajechali koledzy balsamiści z półproduktami... . Tak na marginesie, miałem kiedyś praktykę, jako"kijarz", później dostałem awans na"pałkarza"i"wydłubywacza czaszkowego"."Składacza szkieletów", niestety nie doczekałem... . To były szybkie i spore pieniądze, jak dla nastolatka... . Tyle mumii wokół nas, nawoskowanych i pokolorowanych-czy w tym temacie, jakieś interesujące spostrzeżenia-czytam z ogromnym napięciem notki. Wiem, jeśli trafię na minę -wszak jestem na poligonie..., zero zdziwka! Wylecę...achtung!
      Drin

      Usuń
    4. zdaje się, że zaginąłem w zbyt wielu wątkach. ja prosty chłop jestem, a w Tobie kipielec zakręcony. czytaj bez napinki. może to coś ułatwi.

      Usuń
  4. Salceson? Afrykański. Ze słoninką pokrojoną w kosteczkę i uchem słoniowym. Ucho w paseczki. Wszystko ugotowane na miętko na tylnej lewej podeszwie stopy słoniowej. Troszku juszki spuszczonej z trąby... . Przyprawiony ziołami, hehehe wywar, po schłodzeniu wlewany jest do moszny słoniowej. Po zszyciu wora, należy przycisknąć go solidną dechą z palmy kokosowej. Na desce siadają wybrani mieszkańcy wiochy, wraz z czarodziejem i jego babą. Wysiadujo produkt przez trzy dni i nocE. Baba śpiewa ze swoim starym dziadem-czarodziejem piosnkę rytualną, z dziada pradziada przekazywaną wysiadaczom, miejscowym menelikom. Pewien misjonarz przetłumaczył i zapisał tylko początek tekstu-"Psia kość słoniowa z dębowego drzewna, alleluja, alleluja..." . Został po nim ten kawałek tekstu i dolna żuchwa sztucznej szczęki... . Podroby wykorzystano do salcesonu a la italijano bezamemuczi. Ogolono całą wioskę. Owłosione zostały tylko kozy i żona wodza-taki jego gust.
    ku..., co za sen ..., i to po tekście o smaczkach-co będzie...
    menel, to starszy brat menelika, bliźniak jednojajowy. Ojciec men, matka NN. Pogotowie już podobnież jedzie, na sygnale...
    Drin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za sny do wariatkowa chyba nie pchają. śnij do woli.

      Usuń
  5. Ten dziwaczny taniec między prozaicznymi detalami życia a chwilami głębszej refleksji – to sposób na to, by zmierzyć się z rzeczywistością. Ciało, jedzenie, ludzie – wszystko to mieszają się w pełnej sprzeczności codzienności, której trudno uciec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie da się uciec, bo to samo życie, a od niego nie ma co uciekać. na koniec przeważnie okazuje się, że było za krótkie i wielu rzeczy się nie spróbowało.

      Usuń
  6. Kurczę, smaka narobiłeś na tatara.

    OdpowiedzUsuń
  7. haha, sie q zakrztusiłem...
    z dwoma żółtkami..., dobre!
    ale jajca.
    A z nad? Odwiedziłem oddział zamknięty-wygnali mnie po starej znajomości. Zresztą już nie ma kuchni, ani tego żarcia domowego-flaki z żołądków, albo z boczniaka były super, chociaż to były podróby podrobów.
    Wróciłem w celu sprostowania. Tłumacz niedokładnie tłumaczył tekst- słonie nie posiadają moszny. Przepraszam słonie i salceson.
    Drin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to straszne. rodzą się kalekami, czy dziewczynkami?

      Usuń