czwartek, 15 listopada 2018

Okruch melancholii.


Kręgi na wodzie maluję uparcie. Drobne, gasnące, niedopowiedziane. Podobne iskierkom płochego światła wieczorami wypełniającymi cmentarze rękami tych, którym samotność doskwiera. Wrzucam ziarnka żwiru, a wróble przekrzywiając zabawnie łebki patrzą podejrzliwie, że wolę kaczkom rzucać, niż im podać na otwartej dłoni. A ja piasek do wody wrzucam. Ten, który z klepsydry wyciekł i czas swój już odmierzywszy odpoczywa teraz daleko od harmidru świata. Może krzywdę mu robię?

Podnoszę oczy na most, który łączy dwa brzegi, a z obu stron taka sama nicość i pobieżność. Te same wrotycze zamarzają pochylając się sztywno nad nurtem, te same topole kruszeją i z drżeniem czekają prężenia muskułów zimowych wiatrów, które utopią próchniejące korony w leniwym nurcie. Podobne tataraki przeglądają się w wodzie i smutnieją, widząc swą gasnącą urodę. Most który nie łączy nic więcej, poza beznadzieją. Most donikąd, stwarzający złudzenie. Takie, które pcha podróżnika poza horyzont, poza zakręt drogi i szczyt najbliższy bo za nim to już raj nieustający i zachwyt mieszka trzymając wiekuistą dobroć za rękę, jak wnuczek trzyma dłoń babci, zanim go motyl spłoszy i do biegu poderwie.

Most hurgocze kocimi łbami torturowanymi oponą ciężarówki wypełnionej piaskiem i szoferem, który oddechem rozmraża szyby od środka, bo przecież wczoraj imieniny szwagra, więc koniecznie trzeba było toast, a piasek? A co z nim? To nie jajka, nie potłucze się w drodze, a blaszana podłoga, choćby najbardziej była pijana, to przytulona przez grawitację nie pozwoli ziarnom na swobodny lot ku ziemi. A kiedy już przejechała, a most uspokoił dudniące tętno, wiatr przyniósł mi na skosztowanie kilka ziaren wprost z ciężarówki. Musiał je wykraść, kiedy szofer w lusterku sprawdzał, jak bardzo jest nieogolony. Teraz podawał mi wprost do oczu i krzyczał:

– Zobacz! Żółty jest, suchuteńki, chociaż z dna rzeki wzięty. To ja go suszyłem. Dla ciebie, żebyś dał radę unieść, bo nie każdy jest taki silny jak ja. I co? Nie podziękujesz? Jeśli chcesz więcej, to powiedz i przyniosę. Dam radę…

Rozgadany, jakby opowiedzieć chciał tym ziarnkiem całą swoją przeszłość i wszelkie nadzieje, szarpał mnie za włosy i język w ucho wkładał, a ręce pod koszulę wpychał pieszczotą jaką mogą dać sękate dłonie ślepą ekstazą obejmujące delikatność dziewiczej piersi. Wydłubałem z oka ziarnko opite moimi łzami. Cud narodzin – szepnąłem sam do siebie i jak zwierzę oblizałem je starannie, żeby żaden drapieżnik nie dotarł tu za aromatem poczęcia. Ogrzewałem w dłoni, lecz nie miałem w sobie ognia, żeby skrystalizowało w szklaną łzę. Nie umiałem go wydorośleć, dojrzeć, obrodzić, zakwitnąć… Nic nie umiałem. Mogłem tylko nosić w dłoni. Opuszczone, samotne i takie mną zarażone, jakby w genach otrzymało moją samotność, której nikt adoptować nie chce.

Nie skarżyło się ani słowem. Nie mruczało swoich żali, niepokojów, ani żądań nie stawiało żadnych. Nie tupało nóżką, że czeka bez nadziei. Wtuliło się samo w siebie i gdzieś na linii serca znalazło pękniętą przeszłość, w której wymościło sobie legowisko i drzemało. Dziwne miejsce wybrało. Patrzyłem zdumiony, bo w moich dłoniach było wiele innych miejsc, gdzie mogło zamieszkać, ale wybrało właśnie to miejsce i wiercąc tyłeczkiem wpasowało się właśnie tu. Zawłaszczyło to miejsce, jak czarownice zawłaszczają rozstaje dróg, choćby i cztery kapliczki ludzie tam ustawili. Ziarnko piasku…

Patrzyłem, bo moje. Niosłem, bo czułem się za nie odpowiedzialny. Chciałem mu imię nadać, usynowić, dom stworzyć, choć sam go nie miałem. Wiatr zaglądał w kołyskę mojej dłoni i usiłował głaskać, ale ziarnko drżało pod jego niecierpliwą pieszczotą, wiec zamknąłem dłoń. Nic, że mnie w twarz uderzył do łez. Że klął wprost do uszu słowa kaleczące sumienie, że pod nogi ciskał wszystko, co znalazł w pobliżu. Potknąłem się raz i drugi, ale na most wyszedłem i przytuliłem się do kamiennej balustrady, a wiatr gryzł mnie po kostkach, jak wściekły pies. Mogłem uciec… My mogliśmy uciec, ale ziarnko zdawało się być smutnym bardzo i nie chciało odchodzić. Może tęskni za kimś, kto został w nurcie? Może ma do kogo wracać?

Nie wolno być aż takim egoistą i zabierać, przywłaszczać, kraść korzystając z przewagi. Wyciągnąłem dłoń, poza balustradę i otworzyłem. Wiatr kipiał złością, a ziarnko zgrabnie ześliznęło się z dłoni i żółtym okiem uśmiechnęło się do mnie skacząc w nurt rzeki. Zaborcza miłość potrafi dopiec i doczekać dłoni, która odepchnie każde zbliżenie. Ze strachu. W krzyku wolności, która przepali kajdany ramion pazernych, zazdrosnych i faszerowanych potrzebą zawładnięcia. Gryziona do krwi, do najskrytszej myśli i dotykana poza granice intymności zbuntuje się i ucieknie. Nieważne dokąd, bo ucieka się od. Ucieka się z… Dopiero później szuka się azylu.

Zwróciłem ziarnku wolność, a wiatr urażony opluł mnie nim poszedł w szuwary i tarmosi je z wściekłością. Most taktownie milczał, ale on nie takie rzeczy widział. Wiekowy most pamięta zapewne to, czego w czarnych snach nie można wyśnić, bo wyobraźnia nawet we śnie broni przed koszmarami. Popatrzyłem na dłoń. Ziarnka już w niej nie było. Linia nie zrosła się, nie rozrosła się dendrytem świeżego pnia. Nawet wgłębienia nie było po miejscu, gdzie ziarnko chowało się przed wiatrem. Tylko w bajkach ziarnko piasku może zmienić przeszłość, albo ofiarować nieoczekiwaną przyszłość. To najwyraźniej było rzeczywiste i turla się teraz po dnie szukając drogi do domu. Może to ja jego bajką się stanę, kiedy już dotrze i pośród radosnych okrzyków snuć będzie opowieść z podróży? Uśmiechnąłem się życząc mu szczęśliwej podróży, wsunąłem ręce w kieszenie i poszedłem, zanim wiatr zdążył zupełnie zmotłoszyć szeleszczące, ostre jak brzytwa trzcinowisko.

6 komentarzy:

  1. "Zgarnij piasku jak najwięcej
    ile się da na jeden raz-
    może za małe mamy ręce,
    żeby zatrzymać nimi czas?"

    https://www.youtube.com/watch?v=ph4ALUkunc4

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby tak podążyć za ziarnkiem piasku... nie korci Cię taka historia?
    O każdym drobiazgu nawet potrafisz ciekawie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie korci. pomysły wpadają do łba i się rozwijają. był taki czas, że myślałem o czymś dłuższym, żeby miało ciągi dalsze i perspektywy. chyba dobrze czuję się w niedopowiedzeniach. w niedokończonych historiach. niech to ziarnko podąży dalej już beze mnie - w Twojej głowie, albo w jakiejkolwiek innej.

      Usuń