wtorek, 23 stycznia 2018

Niedopowiedzenie.

- Przyjdą do ciebie, zobaczysz. Przyjdą wszystkie, nawet te, których byś nie podejrzewał, że przyjść mogą…

Mężczyzna miał poplamioną, brudną koszulę, w której komplet guzików był bardzo odległy od teraźniejszości. Głos miał spalony wódką i spierzchnięty wiatrem. Dokładnie taki, o jakim marzyłby frontman śpiewający jazzowe standardy za Armstrongiem. A on miał taki głos od niechcenia i zamiast śpiewać, tułał go po śmietnikach i ruinach okolicznych podwórek. Widywałem go przelotnie, bo trudno nie widzieć mieszkając, jak zwiedza okoliczne śmietniki w poszukiwaniu śniadania, albo raczy się tanim piwem dzielonym na trzy spragnione gardła, pod litościwym skrzydłem przechodniej bramy. Dzisiaj miał zapewne lepszy dzień, bo pośród skisłego smrodu niemytego ciała czuć było wyraźnie wysokoprocentowe, taktowane oddechy, które alkomat wprawiłyby w zakłopotanie.

Czemu dzisiaj się odezwał? Czemu do mnie? Ilość pytań bez odpowiedzi rosła, bo kim są oni i dlaczego przyjść mają do mnie… Wystarczyło, żeby osadzić mnie w miejscu i wygiąć ciało w jedną pulsującą ciekawość. Oczami pokazał sklep całodobowy i nie przejmując się mną zupełnie, poszedł marynarskim krokiem nad rzekę. We włosach pajęczyny drżały kilwaterem, a on szedł niespiesznie, jak iść może emeryt, któremu donikąd spieszno, bo drogę, którą przemierza za dnia, w nocy zwiedzał myślami zbyt często.

Zdumiała mnie jego wiara, że nie będę w stanie zapomnieć, pójść gdziekolwiek i udawać, że się nie stało. W końcu aż taką atrakcją nie był. Lecz on dryfował już w kierunku brzegu i miejsce miał upatrzone, oswojone i przesiąknięte jego obecnością tak bardzo, że niemal łasiło się do niego, żeby nie poszedł w inne rewiry. Siadł przy kręgu rozsypanych kamieni i kości i śmieci rozmaitych, a drzewo położyło na nim dotyk cienia gęstego od liści i pachnącego sokiem wiosennego krwiobiegu. Siedział teraz cichy, mieszając patykiem popiół wygasłego ognia i mącąc brzeg rzeki, a narybek usiłował znaleźć na końcu patyka posiłek.

Wszedłem do sklepu w rozterce, bo sam nie wiem, po co wszedłem. Pani od nałogów, piękniejsza niż zwykle, w zadumie bawiła się kosmykiem rudych włosów i szeptała dziękczynne mantry do minionej nocy, jednak kiedy mnie zauważyła obciągnęła bluzeczkę – chyba nie po to, żeby uzmysłowić mi, jak bardzo urosły jej piersi od wspomnień, lecz z zawodowego przyzwyczajenia. A ja nie wiedziałem czego potrzebuję. Stałem jak bezradność idealna, aż się śmiać ze mnie zaczęła, bo widziała z kim rozmawiałem, zanim tu wszedłem i skojarzyła. Z politowaniem pokręciła głową, że kolejny naiwny dał się nabrać, ale pieniądze wzięła i spakowała dwie reklamówki, jakby prowiant na drogę szykowała, a podając mi, wskazała przeznaczoną dla niego. Patrzyłem w jej oczy, bo domyślność kobiet zdumiewa mnie od kiedy pamiętam, ale wypchnęła mnie oczami, żebym już poszedł, bo on czeka, a ona chce już wrócić do marzeń i pozwolić piersiom puchnąć nadal.

        Usiadłem na pustaku noszącym ślady jego pracowitej przeszłości w ścianie walących się tuż obok garaży, przesiąkniętego smarami, smrodem najtańszych papierosów, jakiejś farby mającej ukryć liszaje. Teraz pije wilgoć brzegu rzeki i poddaje się pieszczocie traw. Usiadłem i wyciągnąłem w stronę gospodarza reklamówkę. Nie udawał, że się częstuje. Wziął od razu całą i postawił obok siebie, a pierwsze co mu w ręce wpadło otworzył z wprawą nie wymagającą angażowania zmysłów. Wódka. Tania i krzykliwa nalepką. Łyk zrobił większy i powtórzył, jakby popijał. Poszperał we wnętrzu i papierosy znalazł, więc zapalił od razu, chciwie zaciągając się, bo smak ten bodajże rzadko mu się trafiał – na ogół skazany był zapewne na niedopałki i skręty z resztek wyszperanych na przystanku tramwajowym i zawiniętych w bibułę reklamowej gazetki z „Biedronki”, czy „Żabki”. Palił z namaszczeniem, jakby to kadzidło oczyszczające duszę było i zatonął cały w meandrach płynnej mgły sączącej się z nosa i ust, porywanej detalicznym wiatrem nad nurt rzeki, gdzie rozpływała się bezszelestnie.

        Miałem wrażenie, że zapomniał o mnie, że zatonął we własnej głowie, albo alkohol zwalczył w nim wolę rozmowy. Monologu – bo przecież ja słowa jednego z siebie nie wydobyłem i tylko siedziałem na kawałku betonu, wygięty niby pytajnik niecierpliwości artretyzmem pogięty. Na chybił-trafił sięgnąłem do reklamówki własnej i wyjąłem piwo chyba, bo też mi się patrzeć nie chciało i otworzyłem je z nieco mniejszą wprawą, lecz smak schłodzonego napoju kazał mi uśmiechnąć się z wdzięcznością do pani od nałogów, że pamiętała, w czym zazwyczaj topię melancholię. Siedzieliśmy, a ja widziałem jego profil, rzucający na pofałdowany nurt cień, na którym nos znaczył rysę orlim pazurem i niemal powodował własną, prywatną zmarszczkę polującą na ryby ościeniem. Ani drgnął, kiedy znowu zaczął mówić, zupełnie tak, jakby honor, umorusany w zakurzonym gównie, utopiony w morzu bylejakości wypłynął styropianowym spławikiem i odblaskową czerwienią wykrzyczeć chciał własne istnienie i wartość przekraczającą granice horyzontu i poznania.

- przyjdą… zobaczysz, że przyjdą. Te, które znasz i te których się zaledwie domyślasz. Przyjdą wszystkie i każde będzie mieć pytań bez liku, a odpowiedzi wcale. I to ty będziesz musiał odpowiedzieć, albo nie. Nieważne. I tak przegrasz, bo nie wygrywa się z przyszłością. Przyjdą…

        Znowu pociągnął z flaszki i znowu z tej samej flaszki popił, a kolejny papieros niczym akapit, niczym koniec rozdziału, zamknął wypowiedź pozostawiając mnie, jak czytelnika z fabułą wieloznaczną i niedopowiedzianą pośród nocy. Kto uczył go dramaturgii? Kto smakiem zaraził i instynkty wyostrzył? Siedziałem i żadna siła mnie nie była w stanie oderwać od końca tej historii i chwała pani od nałogów, że na bogato siatki zapakowała, bo ja, z już wyschniętym gardłem sięgnąłem po jeszcze… Skąd wiedziała…? Nie zapytam przecież, ale to tubylec, który żyje jak ja – od zawsze tutaj i bez szansy na odmianę. Chyba… Bo te piersi rosnące pod bluzką mogły być nadzieją… Jej nadzieją. Ostatnią deską ratunku…

- najpierw przyjdą te, które znasz z codzienności. I zaczną pytania zadawać – zachrypiał do mnie nieomal z bólem w rodzonych słowach – przyjdą i zaczną pytać, nie o to, o co pytają każdego dnia, ale pytać „dlaczego”. O życie będą pytać, dlaczego takie i dlaczego w ogóle. A potem przyjdą inne – te adoptowane, bądź nie, których boisz się domyślać, chociaż wiesz, że być może chodzą po świecie i szukają cię nieświadomie, choćby po to by uderzyć pytaniem tym samym. I dlaczego ty właśnie, jakbyś był Stwórcą wszechmocnym. Przyjdą te, o których nie wiesz wcale, ale ich matka wie, że byłeś. Przyjdą bez wyjątku i staną się sądem ostatecznym, staną się bramą piekieł i szlabanem do nieba. Wszystkie. Nie naraz. Po kolei zerkną w dno twojej głowy, otworzą czaszkę łomem i wykręcą mózg, jak mokrą szmatę, a później powieszą na słońcu, żeby najdrobniejszym cieniem się nie dało przykryć prawdy. Niechby ohydną, ale nawet najbrzydsza prawda zawiśnie w blasku południa.

        Reklamówki znowu pozbyły się balastu, a trawa wręcz stęknęła kiedy musiała przyjąć ładunek rzucony beztrosko i bezmyślnie w jej łono. Milczałem, jakbym miał usta zaszyte magiczną, nierozpuszczalną nicią, a płyny zamieniałem na oddech desperacki, nadal nie do końca rozumiejąc, jakiej indoktrynacji zostałem poddany i ścieżki prowadzącej na zewnątrz nie widząc. 

- idź już! – powiedział zmęczony nadmiarem słów chyba – idź, i nie wracaj, dopóki nie przyjdą. A kiedy się pojawią, kiedy poznasz wszystkie… nie wiem, czy straszyć mam ciebie – ale pod moim drzewem… zmieścisz się… o jedno tylko proszę, jeśli wolno mi prosić o cokolwiek na świecie właśnie ciebie… gdyby… gdyby udało się znaleźć odpowiedź… gdybyś choć jednemu ze szczeniąt wytłumaczył skutecznie dlaczego… powiedz mi proszę, niech nie zdycham nadaremnie. Bo na mnie już za późno. Takiej rozmowy nie da się powtórzyć, bo pisklęta nie przyjdą więcej. Niech chociaż dowiem się, jak brzmieć powinny dobre argumenty… idź już… i życzę ci, żebyś nie miał powodu wracać…

20 komentarzy:

  1. Konia z rzędem dla tego, kto potrafi odpowiedzieć na wszystkie pytania DLACZEGO...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe co byś odpowiedział 3-latce na pytanie- dlaczego lekarstwa nie mają oczu?

      Usuń
    2. bo wpadają do ciemnego brzuszka i nic by im to nie pomogło - muszą się wkaturlać bez używania wzroku.

      Usuń
    3. Super, nie wymyśliłabym tego!

      Usuń
    4. dziś pytanie - dziś odpowiedź (przy okazji masz z głowy kształt - mają się toczyć, bo tak szybciej dojadą gdzie trzeba i nie potrzebują nóżek)

      Usuń
  2. Niesamowite spotkanie. Zresztą spotkanie może i jak spotkanie, ale to w jaki sposób, je przedstawiłeś, to jest absolutnie wyjątkowe. Masz niesamowity dar pisania. Słowa wprost lepią się do Twoich dłoni, a Ty z taką łatwością, jakby od niechcenia, umieszczasz je w odpowiednich miejscach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie każdy bezdomny cierpi na defekty umysłowe. tak samo nie każdy nadużywający alkoholu jest kretynem.
      czasem można spotkać dobrą opowieść - ale tę wymyśliłem.

      Usuń
  3. ... wielu wrażliwych mężczyzn miewa takie rozterki?

    TU nie na temat, a takie tylko skojarzenie...


    OdpowiedzUsuń
  4. zżarło mi wpis, a rzuciłam pytanie: czy wielu wrażliwych mężczyzn miewa takie dylematy?

    no i moje skojarzenie (nie, nie na temat, ale...)
    https://www.youtube.com/watch?v=KBRu4yx6HBw :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam pojęcia - nie rozmawiałem z obcymi na taki temat - niby jak?

      Usuń
  5. Dobra, choć wymyślona opowieść, walczy ze stereotypami. Nie warto oceniać zbyt pochopnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Na wiele pytań "dlaczego" nie odpowiedziałam, na swoje nadal czasem nie otrzymuję odpowiedzi. Bo nie tylko one pytają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieci dały żyć bez odpowiedzi?
      czy sprawdzoną metodą napytanie dlaczego odpowiadałaś - a dlaczego nie?

      Usuń
    2. Czasem się udało uniknąć odpowiedzi, czasem musiały poszukać same.
      Kiedyś padło pytanie: czy ty musisz mieć zawsze rację? Nie pamiętam co odpowiedziałam.

      Usuń
    3. mamy są niezwykle dzielne i wszechwiedzące - i bardzo dobrze, autorytet pomaga przeforsować wychowanie.
      lubię trudne pytania bo mieszkają we mnie długo, choćbym od ręki najgłupszej odpowiedzi udzielił. Teraz na gorąco wydaje mi się, że znakomita odpowiedzią byłoby - chciałabym... i tobie życzę żebyś w dorosłości sobie radę z tym pytaniem dało.

      Usuń
  7. Witaj, Oko.

    Dziś mam skojarzenia eschatologiczne - pewnie ze zmęczenia:):

    "Nie wierzysz w siebie większego od siebie
    w śmierć mniejszą od śmierci
    w to że można zachorować na grzech
    w to że samotność jest zła jeżeli się przed nią ucieka
    w to ze czas krzyczy na całe gardło ale go nie słyszysz albo udajesz
    Greka
    siedzisz smutny jak Stańczyk w Hołdzie pruskim oparty na flecie
    nie wierzysz w nic
    ale dlaczego się boisz"
    (Jan Twardowski "Dlaczego")

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kolejne dlaczego. jakby tych z treści było za mało.
      i dobrze - niech się tłoczą niby sardynki w puszce.

      Usuń