niedziela, 14 stycznia 2018

Podsłuchane.

Wiatr zawodzi tak żałośnie, że pewnie znowu przedarł się przez szczeliny w drzwiach wejściowych i teraz mozoli się wspinając na kolejne piętra klatki schodowej, wącha kwiaty na parapetach, palce pomiędzy drzwi wciskać próbuje i sprawdza kuchenne zapachy bulgocące pod pokrywkami. Przystawia ucho do dziurek od klucza i podsłuchuje bezwstydnie zupełnie, a jeśli kto go spłoszy, to pędzi po schodach na strych i przez dach uciec próbuje szarpiąc się z zardzewiałą kłódką, która śpiewa mosiężnym dźwiękiem nie okrętowe szklanki wybijając, lecz tłukąc się jak dzwonek na koziej szyi.

No tak! Już i mnie obłapił, bo gęsią skórą porosłem, a drobne włoski stały się czułe na dotyk i drżenie powietrza. Jak kocie wąsy, tylko drobniejsze, gęstsze i rozproszone po gabarycie całym. Widać mu było mało, bo mnie za czuprynę schwytał, wzdłuż szyi wspiął się do ucha i zaczął mamrotać. Zrodził nadzieję na opowieść niezwykłą. Uroiłem sobie, że taki wiatr zapewne opowieści snuć potrafi – z bliska i daleka, byle nie pod przymusem, bo wtedy kręci mu się we łbie i oderwany od gruntu szaleje trąbą powietrzną po świecie, szkód czyniąc tyle, że aż mu wstyd później i chowa się na zbyt długo, a upiorna cisza i bezruch sprawiają, że świat się poci, albo zamarza.

Machnąłem ręką, niech sobie gada, niech mnie uwiedzie, albo czym oszołomi. Oczy zamknąłem i pośród tchnień chłodnych w słuch się zmieniłem, zupełnie jakbym się stał ciałem jednozmysłowym. Nawet chłodu nie czułem, ani tych jego rączek wścibskich, niewychowanych i bezwstydnych, kiedy w trakcie gaworzenia zwiedzał moje ciało, posapując z zadowolenia. Czekałem na barwną opowieść o tym, co na końcu świata, albo ulicy, może jakieś niedyskrecje lub nadinterpretacje pozszywane z fragmentów słów ludzi mi nieznanych, albo zdarzenia zmiksowane zbytnią pobieżnością i splecione echem w łańcuch niewiarygodny.

No i nie zawiodłem się, bo kiedy już mamrotanie wśliznęło mi się strumyczkiem do ucha, to ono takie jak wiatr – nieuczesane, prędkie, nieprzewidywalne. Jedno zdanie zaczął z dumą po hiszpańsku, żeby w pół drogi być szczebiotem francuskim, a twardą, hardą kropkę stawiał już po flamandzku. Jak z dziewczęcym, chińskim okrzykiem zaczął, to rosyjskim, rubasznym śmiechem nafaszerował puentę jakby po warcie syberyjskiej kto stanął naprzeciw bimbru szklanki niespodziewanie. A ja, jak ten tuman nierozumny mogłem tylko podziwiać ekwilibrystykę jego brzuchomówstwa, gdy był paragwajskim przedszkolakiem, który na jednym wydechu na szwedzką turystkę wyrósł, co na Cyprze obedrzeć chce z cnoty Hindusa.

Chichotałem, choć pojedynczych słów nie rozumiałem, a wiatr połykał już i gubił, bo znów się spieszył gdzieś, gdzie go jeszcze dzisiaj nie było. Przypomniał mi poranne odgłosy, kiedy sąsiadce jakieś garnki wysypały się z szafki i jej żarliwe, niepowtarzalne błogosławieństwo goniące je aż do podłogi, a na mnie rumieniec zażenowania malujące. Nauczył się mojego chichotu, więc razem pochichotaliśmy chwilę, a potem szczypnął mnie w sutek, który niebacznie wyściubił się pod jego dotykiem i poszedł sobie bez słowa. 

Nawet się nie pożegnał, tylko pobiegł dalej – zapomniał? Taki roztargniony, czy coś usłyszał za rogiem i pobiegł zaciekawiony, niczym szczeniak świat wycieraczką ogona rozsuwający, żeby widoczność poprawić? Zdmuchnął paproch ze schodów i tylem go widział. Usłyszałem jeszcze, jak gwizdnął z podziwem, więc pewnie kokietował sąsiadkę, co do kościoła szła jak co tydzień, pieniążek wrzucić do koszyczka w tajemnej intencji.

8 komentarzy:

  1. Leżąc w wannie wietrznym wieczorem mam wrażenie, że wiatr podgląda mnie nawet w łazience...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wstydu nie ma zupełnie - każdemu pod spódnicę zajrzy.

      Usuń
  2. Podglądanie natury ma to do siebie, że widzimy lub słyszymy nie zawsze to, co chcielibyśmy wiedzieć. A podglądaczy mnóstwo. Nie tylko wiatr.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ten wiatr! Doskonały plotkarz i intrygant.
    Wspaniale o nim opowiedziałeś.
    O, właśnie słyszę jego wycie za oknem!
    Przybył i do nas. Och, ta holenderska pogoda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. holenderski wiatr jest jodowany i bardzo słony jak sądzę - ten nasz niesie smak prosto z gór, które nieopodal raczyły przycupnąć

      Usuń
  4. Góry... Brakuje mi ich bardzo w tej płaskiej krainie depresji.
    Wiatr ma tu więcej miejsca na swoje hulanki, nie może się schować za wzgórzami.
    Podgląda niemal bez przerwy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nostalgie zmieniają życiorysy. najwyraźniej potrzebujesz co najmniej wakacji w górach.

      Usuń