środa, 24 października 2018

Pod wiatr.


Myślałem, że to gawron, ale one fruwają zdecydowanie zgrabniej, a to „coś” bardziej było fruwane, niż fruwało. Wysoko, ponad dachami kamienic, nawet uwzględniając drapaki anten telewizyjnych szamotało się toto w objęciach wiatru, jak bezdomny latawiec. Wymyśliłem sobie, że alternatywą jest opakowanie po chipsach – świecące folią aluminiową flirtującą ze słońcem. Gawrony tylko wzruszyły skrzydłami i niespiesznie oplotkowały latawca, gdy tylko udało im się zająć eksponowane miejsce na chwilowo wolnym maszcie antenowym. Eskadra jerzyków kosiła w locie niewidzialny, podniebny plankton, a sroki przyczajone pośród ubożejącego garnituru drzew pokrzykiwały coś z szyderstwem. Wiatr swawoli bezustannie i tylko wypatruje, czy ktoś w kilcie, albo innej spódniczce nie zawita w te okolice.
Potem pomiędzy nogami przemknął mi jednostronny banknot dwustuzłotowy, który nijak dwustronną stówką być nie chciał, a zaraz po nim ksiądz incognito z namaszczeniem brodził w suchych liściach sunąc z wiatrem jak Latający Holender po Pacyfiku mijając mnie fordewindem. Za nim (kilwaterem można by rzec) wędrowała pani uroczo nadmiarowa i z oczami ogrodzonymi od świata zewnętrznego parawanem nieskazitelnie czarnych okularów i ustami okraszonymi sztuczną czerwienią tak intensywną, że krew z zazdrości skisnąć powinna. Potem już tylko panie, którym udało się już zmienić sierść rzęs na zimową. Grubym, długim włosem mogłyby omiatać elewacje w marszu nie zmieniając rytmu kroków. A na przystanku pan nabijał uszy słuchawkami dla ochrony przed wiatrem. Płaszcz miał zimowy, ale dżinsy z dziurami wystarczającymi, aby rzepki kolanowe mogły puszczać oko do przechodniów. Dość ekstrawagancka gospodarka temperaturowa, szczególnie, że chłód lubi się wspinać. Popatrzyłem w twarz pięknej, bladolicej pani. Uśmiechnęła się spod lśniąco czarnej grzywki, a pieprzyk nad górną wargą dodał uśmiechowi uroku. Kobiety wiedzą, jak rozprowadzać po ciele pigment, żeby skupić na sobie męski wzrok i czynią to nieomal nieświadomie – no, chyba, że to ja jestem tak bardzo naiwny. Kolejna młoda pani wolała założyć okulary, największe z możliwych, żeby podkreślić, jak okrągłą ma buzię i jak wielkie oczy. A trzecia, żeby nie powielać schematu założyła króciutką spódniczkę i rajstopy z rozpoczętą grą strategiczną, lecz nie wyglądała na taką, która pozwoli ją skończyć byle komu. A ja byłem właśnie byle-kto, więc poszedłem jak niepyszny. Dobrze, że chociaż spod pieprzyka pożegnał mnie uśmiech.

20 komentarzy:

  1. W taką pogodę dobrze jest torby obciążyć zakupami, aby wiatr nie majtał nami na wszystkie strony.
    Kilka gniazd leżało na chodnikach pod drzewami, można było misterną ich konstrukcję obejrzeć z bliska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. młode już wyfrunęły. a na wiosnę jak wrócą, to zbudują nowe

      Usuń
  2. Skoro piękne panie uśmiechają się urokliwie to nie jest źle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba szukać pozytywów, kiedy aura nieprzychylna.

      Usuń
  3. Niby kobiety upiększają się dla mężczyzn? Ha ha ha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ideologia bez znaczenia. grunt, że nieustająco się podobają, pomimo kpin.

      Usuń
  4. Te rajstopy z nutką strategii uświadamiają mi, że jesień może być kokieteryjnie piękna, a nawet wywoływać uśmiech.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam wielu ludzi, którzy deklarują, że uwielbiają "dobrze zaplanowane przypadki".
      Też jesteś osobą o bardzo wyraźnie zarysowanych potrzebach i oczekiwaniach - zerknij na ostatnią własną notkę. potrafisz mieć własne zdanie tam, gdzie nie jest to popularne. i zerknąć "ciekawym wzrokiem" na absurdy codzienności. nieodmiennie Ci życzę - nie zmieniaj się zanadto.

      Usuń
  5. "Pani uroczo nadmiarowa" wymiata.
    Kilka innych pań z sierściami rzęs .... też

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam wrażenie, że pracujemy na podobnych długościach fal.
      czytałem dopiero co Twoje zniesmaczenia i poczułem przypływ dobrego humoru. ja uwielbiam rozmaitość i cieszy mnie każde zdumienie. usiłuję nie zapomnieć żadnego, ale to bardzo trudna sztuka.
      w ramach zapowiedzi dorobiłem się już jeszcze nie publikowanego dotąd określenia: pan bezwstydnie wymykający się sztampie i pani wolna od diet wszelakich zarażają przestrzeń obłą, wspólną tożsamością. lepiej nie wnikać, co z tego wyniknie, bo następstwa gotowe sięgnąć ideału pana rumianego, karmionego (tuczonego) w przybytkach masowego rażenia o inicjałach MC i KFC - ale, jeśli cyfra nie zostanie sprowadzona do analogu, to powinno się objawić wkrótce - idę na spacer i po drodze zamierzam minąć 2 KFC i 3 MC Donaldy. A oczy mam na ogół otwarte.

      Usuń
  6. Panie bardzo się starają i każda chyba ma jakąś strategię, niemniej niewiele z tego rozumiem. Osobiście ja wcale się nie staram, bo nie wiem po co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty już nie musisz...
      masz z kim pójść w niepojęte. i z kim dzielić ciszę.

      Usuń
    2. Jak nie musiałam, też tego nie rozumiałam i nic się nie zmienia. Mąż mnie poznał bez tego całego anturażu, w luźnych gaciach i fryzurze prawie na jeżyka, Mało kobieco się prezentowałam. Może jestem jakaś staroświecka, ale nadal twierdzę, że żeby poderwać mężczyznę, trzeb wykazać się osobowością, a nie seksowną kiecką.

      Usuń
    3. to chyba nowoczesna, bo historia podrywania stoi na kieckach i wyglądzie zewnętrznym pacykowanym na bogato, żeby zbliżyć zastane do jakiegoś niezrozumiałego ideału.

      Usuń
    4. Czytałam kiedyś ciekawy artykuł o tym, jak to było z podrywem w XVIII wieku. Mowa była o zabłyśnięciu inteligencją i wiedzą na szerokie tematy. O oczytaniu, o pisaniu poezji. Pacykowanie się istnieje od czasów starożytnych, to nic nowego, ale nie było wówczas kartą przetargową. Tak mi się wydaje... Albo za mało jeszcze przeczytałam.
      Historia to bardzo ciekawe źródło wiedzy o obyczajności.

      Usuń
    5. a ile miejsca na wyobraźnię zostawia. i polemiki. szczególnie, kiedy pamięta się, że historię piszą zwycięskie wojska. mam raczej mało wiary w "prawdy historyczne". ale gdybania lubię, więc mi to nie przeszkadza. dobra opowieść nie musi być prawdziwa - ale musi ponieść opowiadającego i słuchaczy. chętnie posłuchałbym zawodowego gawędziarza. byli tacy... może i teraz są.

      Usuń
    6. Interesowało mnie zawsze życie codziennie zwykłych ludzi, różnych czasów. Ciężko dziś powiedzieć jakie wieści są prawdziwe. Gawędziarz słucha się najlepiej, oni wszystko widzieli na własne oczy... jednak zasięg ich historii za płytko sięga, a reszta dawno pogrzebana.

      Usuń
    7. nie szkodzi - opowieść z sąsiedniego podwórka sprzed dwóch lat może być pasjonująca bardziej, niż życie jakiegoś arystokraty z pierwszoligowej stolicy europejskiej cofnięta w czasie o tysiąc lat.

      Usuń
  7. Wiatr...kiedyś lubiłam, budził niepokój, zachęcał do walki.
    Teraz już nie, ale obserwowanie w bezpiecznym zaciszu tańca liści, nierównego lotu gołębi i reszty upierzonego bractwa bywa interesujące.
    Twoje oryginalne określenia dodają uroku opisywanym obrazom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiatr ma fantazję - próbuję choć w ogonie się ciągnąć... za nim... zanim...

      Usuń