Lodówka mruczy jak wygłaskany kot, a ja idę po bułki. Zza otwartego okienka słyszę ochroniarza niemiłosiernie fałszującego „o mnie się nie martw”, podzwaniając przy tym łyżeczką w szklance. Uśmiecham się i do niego i do wczorajszych widzeń. Na przykład takich:
Pan, nieco szerszy od chodnika, którym meandrował (jak mu się to udało?) przebierając nóżkami niczym pijany bosman szedł wpatrzony w monitor z wdziękiem i delikatnością pracującego walca. Strącał w niebyt przechodniów nieświadom własnej wyporności. A przynajmniej strącał na brzeg rowu porośniętego chwastem wszelakim.
Marzną dziewczęta w ponadczasowej czerni, wierzby pochylają się nad przechodniami, trawniki chwalą świeżą szczeciną (wcale nie ze Szczecina), wczoraj bodajże modelowaną. Zerkam (nieodosobniony) na blondynkę w różowym futerku i takich leginsach, uśmiechając się do myśli, że lekarz mógłby ją skomplementować – jaką ma pani piękna miednicę – na przykład, gdyby był chirurgiem, ortopedą, czy coś. Inny specjalista też miałby co pochwa-lić. Przytulone do kamienic krzewy róży kwitną na czerwono i żółto, jak co roku, czyli nie jest źle. W parku podziwiam trzy bazaltowe obeliski upamiętniające nic – no, chyba, że ktoś ukradł im dedykację kutą na więcej niż cztery litery. Zerkam w nurt i szukam porzuconej hulajnogi – znikła, więc może ryby dysponują jednak aplikacją i pognały z prądem dokądkolwiek płetwy poniosą.
Wrony wyjmują ze śmietnika worki z resztkami jedzenia i dzielą się nimi z gołębiami, które tego nie potrafią. Pod parkanem chroniącym nieużytek przed radosną budową pojawiły się maki i dziurawce. Z kasztanowców sypią się ostatnie kwiaty i pierwsze, zieloniutkie kasztanki. Kwitnie jarząb szwedzki, jaśminowiec, rokitnik i kosaćce. Tamaryszki wciąż czekają na sygnał, lecz i one lada chwila zaróżowią się miękkimi kwiatami. Stokrotkami i białą koniczyną obrzuciło trawniki, jak styropianem.
Barwny, spieszony peleton cyganów podsuwa mi złośliwostkę, że skoro ich powinno się nazywać Romami, to może Rumunów warto nazywać Rumami? Szczęściem, nie Rumcajsami, bo to nazwa zastrzeżona dla leśnego ludka z czeskiej bajki. Kobieta w pokarmowej ciąży, objuczona plecakiem i mamusią, układała ciężkie walizy, jakby to były kostki domina czekające na popchnięcie. Brunetka zebrała co się da z czubka głowy w dorodny, koński ogon, a resztę ogoliła na zero. Pierwszy raz widziałem tak ekstrawagancką fryzurę, nie dziwne więc, że łeb mi poleciał za zjawiskiem, choć kierowca robił co mógł, żebym się nie nacieszył.
Twój wpis to gęsta, zmysłowa kronika miejskiej osobliwości, trochę jakby Schulz spotkał Bukowskiego w cieniu kasztanowca. Bestion naprawdę tętni życiem: osobliwościami chodnikowymi, ironicznie ciepłymi obserwacjami i złośliwością, która zamiast ranić, raczej przyszywa rzeczywistość jak śmieszno-gorzką łatkę. A język – jak trawniki w maju – może kwitnąć, ale też zarastać uprzedzeniem, jeśli nie uważać.
OdpowiedzUsuńorgan nieużywany zanika. tak przynajmniej uważał Darwin. więc trzeba kwitnąć, albo zarastać, byle używać.
Usuńa w takim spacyfikowanym Albionie gypsy czy gipsy to jeden .....i co?
OdpowiedzUsuńChodzę wyłącznie po trotuaże, pardon, bon ton, eventualnie merde...dla pospólstwa z chodnika. Plują, rzucają petami i chodzą w kitajskich bamboszach na gumie. O maki wyrosły! Bedzie kara, bedzie- ukarać grzywną... zanim ktoś zrobi sznyta i se poliże z lubością...
Drin
a któż to Albion spacyfikował?
Usuńjeszcze nie? WOKE Viveka...
UsuńDrin
Z charakterystyki wnoszę, że i mój łeb by poleciał, albowiem do ogonów końskich wielką słabość żywię, bez względu na stopień ekstrawagancji, poważnie.
OdpowiedzUsuńcóż. piękny był. długi, gęsty i zadbany, żeby nie powiedzieć wycyzelowany przez fachowca.
UsuńCzasami w ogrodach widuję ciekawe formy maków, czyżby można je było wysiewać na grządkach?
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam...
maki wyrastały spod płotu.
UsuńMyślę, że różowe futerko i leginsy każde oko jest w stanie przyciągnąć :)
OdpowiedzUsuńufff... a już się bałem, że to coś ze mną jest nie tak.
UsuńA bestiariusz?
OdpowiedzUsuńto pewnie ranking bestii.
UsuńZjadło Ci się "c" w chirurgu.
OdpowiedzUsuńoch - ostatnio mało czasu na żarcie, więc się zjadło. już poprawiam. dzięki.
UsuńOstatnio zamarzyła mi się różowa sukienka. Zakupiłam w sklepie Internetowym, w którym zawsze zaopatruję się w sukienki. Z bólem serca ujrzałam ją na sobie za dużą. Odesłałam i po zwrocie pieniędzy kupię mniejszą.
OdpowiedzUsuńi słusznie. sukienka, to doskonały plan. każda niewiasta w sukience wygląda lepiej, niż sama to podejrzewa.
UsuńNapatrzyłam się twoimi oczami w kolejne osobowości/osobliwości w twoim Bestionie. :)
OdpowiedzUsuńTakiej fruzury też jeszcze nie widziałam, ale pobudziła moją wyobraźnię.
Szacun dla opisów, bardzo obrazowy ten twój język :)
o to chodzi, żeby ktoś mógł zobaczyć - dlatego tę formę nazywam obrazkiem.
Usuń