Jaskółki, jak podniebne świerszcze rozćwierkiwały niebo, ignorując tłusty kożuch chmur, jakie rozproszyć dopiero mała prognoza pogody. W trawach roiły się kępy koniczyny, a z posterunków schodzili właśnie renciści, dumni, że pod ich ochroną osiedle przetrwało noc bez widzialnych szkód.
Kobieta w nieprzemakalnych spodniach i czarnych okularach pacyfikowała wzrokiem wszelki ruch i tak karłowaty z powodu kalendarza i pory dnia. Kierowca na chwałę wsiadających kobiet zdzierał opony, podjeżdżając zbyt blisko naprawdę wysokich krawężników zbudowanego z premedytacją bus-pasa. Emerytowany pinczer biegnący ścieżką rowerową zagłuszał Miasto prywatnymi treściami sączonymi dousznie. Mamusia z dzieciątkiem tańczyli siedząc, do wtóru radia kierowcy. Od rozmawiających pasażerów dowiedziałem się, że „Marysia jest ciepłolubna”, jednak nie umiałem skonsumować tej wiedzy w żaden sposób. Czarno-fioletowe dziewczę pozwalało hasać własnej klatce piersiowej, nieskrępowanej tak tekstylnie, jak i pruderią.
Mały zagon maków wyglądał krwiście i soczyście. Na schodach knajpy ratownicy pomagali komuś wrócić do żywych, a obok tłumek dziewcząt w minispódniczkach niewiele szerszych od pasków szczebiotał beztrosko. Dziewczę o karnacji starannie wylizanej słońcem ściągnęło gumką kucyk tak mocno, że aż kąciki oczy uniosły się z azjatycka. Blaszany pies reklamuje wodopój dla zwierząt, pani w czerwieni reklamuje siebie, póki nie jest za późno, kloszard śpi na ławce otoczony ptasim świergotaniem. Platany nie czekając jesieni zrzucają liście, a ambrowce chwalą się ich żywą zielenią.
Bulwar oblepiony gastronomicznie tak gęsto, że gołębie musiały się przenieść w bardziej ustronne miejsce. Znajduję złamana gałąź wygiętą (nie)naturalnie i przypominam sobie, że niegdyś popełniłem opowieść „ludzie wolą proste patyki”. Rozmachany gość szedł tak energetycznie, że nie widział nic dookoła. Chyba skupiał się na bogactwie życia wewnętrznego. Czas podgryzał tylne elewacje kamienic, a słońce stara się te rany zabliźnić.
Twardziel na motorze ozdobił kask zielonym pluszem z jakąś maskotką, a na plecach wiózł plecak z podobizną żółtego pokemona. Obok mnie przemknął dryblas w spodniach, których nogawice miały pojemność spódnic, a własną męskość traktował nonszalancko, a może nawet lekceważąco. Inny usiadł na balustradzie dzielącej stały ląd od marzeń o wielkiej wodzie i dla zachowania równowagi uda trzymał szerzej niż do porodu. Tymczasowa towarzyszka, schylając się w skupieniu, z lampą błyskową i aparatem robiła zdjęcia krocza. Fotki łagodziło nieco tło Starego Miasta i Wysp.
W gorączkowej modzie na tatuaże „malowana lala” brzmi jakoś inaczej niż chcieliby (od)twórcy. Pani w letniej spódnicy i bufiastym czymś – za dużym na stanik, za skromnym ba bluzkę, miała tego detalu tyle, że barok ukląkłby ze wstydu nad własnym ubóstwem. Pomijając fakt, że do obcych niełatwo się odzywać, to kiedy rzecz dotyczy istoty, której pasuje zaimek osobowy ONO jest jeszcze gorzej. Dodam tylko, że nie dziecko miałem na myśli.
Fascynujące, co współczesna odzież potrafi wyczyniać z sylwetką.
Czy fotki krocza bez lagodzacego tla bylyby nie do przyjecia ?
OdpowiedzUsuńFascynujace sa Twoje spostrzezenia, ale ... strach wyjsc na ulice. 😜
a byłyby? może nie mieszkamy aż tak blisko. poza tym - jestem sensownie dyskretny. nie opisuję zbyt szczegółowo obiektów, żeby dało się je namierzyć.
UsuńStrach, to fakt, czujny jest oko i nie bierze jeńców.
OdpowiedzUsuń"barok ukląkłby ze wstydu nad własnym ubóstwem" - to jest wyborne. :)
nie dla baroku.
UsuńCiekawe, na co komu fotki krocza. Osłoniętego zapewne w dodatku tekstyliami.
OdpowiedzUsuńtak było właśnie. spodnie, niespecjalnie atrakcyjne. facet zresztą też nie najwyższych lotów.
UsuńJest tu sporo precyzyjnych, trafnych obrazów,, świetnie zarejestrowanych, wręcz soczystych scenek miejskich ale czuję też, jakby narrator ustawiał się ponad nimi, z dystansu, z niepokojącą mieszaniną zachwytu i dezaprobaty. Miasto żyje, szumi, jeździ, błyska i obnaża, ale wydaje mi się, że narrator nie chce być częścią tego świata, raczej go kadruje, czasem wyostrza aż do przesady. I może właśnie to napięcie, między ciekawością a pogardą, między czułością a osądem, sprawia, że zostaję z pytaniem: co tak naprawdę koroduje? Czy tylko elewacje i style, czy też sposób bycia razem?
OdpowiedzUsuńusiłuję się nie wtrącać w życie innych. ale kiedy widzę, to jakoś mnie to pobudza. przynajmniej wyobraźnia ma zajęcie i nie popada w depresję. w ten sposób jestem czujny i nie nudzę się maszerując wciąż tymi samym ścieżkami. a to nie jest łatwe.
Usuń