Popołudniami Rynek jest fascynujący. Pulsująca tłokiem pokusa. Stężenie urody może oszołomić nawet zaśniedziałe pomniki, a co dopiero żywe istoty. Białe sukienki wybijają się z tłumu, jednak różowość w japońskiej stylizacji, czy pończochy uzupełniające drapieżną odsłonę nie mogły przejść niezauważone. Od obcych gęsto wszędzie, lecz to pewnie pokłosie finału piłkarskiej Ligi Konferencji. Miasto ostrzy pazury na te jednodniowe jętki, a ceny hotelowych pokoi skoczyły nawet trzykrotnie. Strach na piwko usiąść w ogródku, bo może i ono, choć i wcześniej drogie, skoczyło do gardła szokiem cenowym.
Para koni w przyczepie zmierzała w stronę gór, za to blade łydki dziewcząt trzymały się centrum, meandrując między Rynkiem, a galerią handlową. Młoda pani z mnóstwem włosów mrużyła oczy przed słońcem i ćwiczyła usta, by stały się mniejsze, co przy jej posturze zdawało się trudne, a jednak udało się. Sprawdziła efekt na moim obliczu i chyba była zadowolona z wrażenia.
Tęsknię za widokiem dziewcząt w sukienkach, na razie widuję tylko czarne komplety i to mało dziewczęce...
OdpowiedzUsuńwjeżdżaj - tu są! naprawdę.
UsuńPodoba mi się ten fragment o pani ćwiczącej usta, ledwie zaznaczone, ale celne. To pisanie jak przymrużone oko z dobrze wyczutym zoomem.
OdpowiedzUsuńrozbawiła mnie - dzióbek robiła i chyba nawet nie wiedziała o tym.
Usuń