piątek, 5 lipca 2024

Słońce – dziecko słonia.

 

    Niskopienny king-kong futruje. Kabanosy śmierdzą chemią. Chyba jest w towarzystwie innego king-konga, równie kompaktowego i zaniedbanego. Obaj towarzyszą bardzo doświadczonej „nastolatce” w spodniach składających się zasadniczo z dziur. Jedynym całym miejscem jest chyba kieszeń na smartfon.


    Parka przerośniętych nastolatków okazuje sobie czułość ignorując otoczenie – norma. Każdy kiedyś tak ma. Dziewczę z okazji pierwszego zauroczenia musiało mocno wyrosnąć, żeby sięgnąć ustami chłopca. Widać to po sweterku, który choć rękawy ma wystarczająco długie, by sięgnąć nadgarstków, to już dół kurczowo trzyma się ostatnich żeber, a o sięgnięciu bioderka może tylko pomarzyć, albo pozazdrościć chłopcu chwytniejszych dłoni.


    Druga parka, na pierwszy rzut oka składająca się z roześmianych koleżanek wertuje zawartość jednego telefonu. Jedna z nich jest tak „zmasowana”, że zasługuje na prywatnego satelitę. Satelitkę. I ma. Szczupłe dziewczątko krąży wokół z objawami zachwytu na buzi, stopy stawia pomiędzy stopy tej okazalszej, a czasem poprawia jej niesforne kosmyki raczej zaniedbanych włosów. Dopiero, kiedy zbierały się do wysiadania, okazało się, że zmasowana niewiasta jest facetem. Zmylił mnie biust…


    MPK kompletnie nieodpowiedzialnie i bezzasadnie składa deklarację miłości w chamski sposób zaklejając okna wyznaniem i traktując pasażerów jak barany wiezione na jatkę. Może i tak jest? Młodziuteńka dama, objuczona wiklinowym koszem, za którym się ukrywa, nosi na głowie słomkowy kapelusz. Nóżki ma chude i tak blade, jakby słońce miało powstać dopiero pojutrze. Kiedy jednak podnosi główkę, buzię ma prześliczną. Taką buzię powinni sprzedawać na receptę dla ponuraków. Poprawia humor.


    Wśród napisów zdobiących wszechobecne plecaki znajduję „nostalgię” i „borderline”. Ciekawe, czy znajdę więcej przypadków z zakresu medycyny umysłu.


    Przekraczając dołem wiadukt kolejowy dostrzegam zalążek stalagmitu zdobiący chodnik. Wiadukt przecieka od zawsze i chyba ma to fabrycznie wbudowane. Kropla za kroplą spada na chodnik tlenek żelaza plus okruchy szarej farby budując strukturę znaną z jaskiń wapiennych.

7 komentarzy:

  1. Słońc zatrzęsienie, ileż to razy słyszymy - słonce ty moje, nasze sloneczko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a pewnie. do ciepłego dobrze się przytulić.

      Usuń
  2. A słonina to mięso ze słonia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście. słony słoń słania się na nogach.

      Usuń
  3. Ciekawe, jak wyglądałaby taka współczesna jaskinia, gdyby oczywiście pozwolić na dalsze kapanie, a wręcz je podtrzymywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapewne ściany miałaby upaćkane ogłoszeniami matrytmonialnymi, wulgaryzmami i bohomazami bez żadnej myśli przewodniej.

      Usuń