Toffi – ksywa przylgnęła do niego, jak właśnie toffi w zęby. Istny mordoklejek. Jak się uwziął, to zamęczył człowieka niemal na śmierć. Szedł, niby obok, a wiecznie miało się wrażenie, że jego dłonie, łokcie, oddech, penetrują człowieka na wylot, z kieszeniami i rozporkiem włącznie. Uśmiechnięty, słodki, trudny do wyplucia. Wampir energetyczny. Zawsze potrafił jakoś tak obrócić słowami, że robiło się go żal i czułem potrzebę wsparcia go, jeśli nie finansowo, to chociaż towarzystwem, czy uchem, w które wlewał wciąż świeże pomyje. Po każdym spotkaniu czułem się brudny, wyzuty z talentów i chęci. Z sił witalnych. Nie byłem jedyny, a każdy, kto choć raz doświadczył wie, jak chora była to symbioza. Przyjaźń z rakiem. Z amebą, czy tasiemcem uzbrojonym.
Niby wiele nie chciał, tu papierosa, tam piwko w ogródku pośród ludzi, czasem drobna pożyczka, choć tu nie przeginał – kwoty były niewielkie, ale skrupulatnie ich nie oddawał. „Zapominał” już w chwili, gdy kwota lądowała w jego kieszeni. Życiorysem, a raczej nieszczęściami, jakie niezasłużenie nań spadły starczyłoby chyba dla wszystkich pensjonariuszy Dachau zamęczonych przez znienawidzony reżim. I każdym detalem, każdym strupem na tym życiorysie musiał się podzielić i wyszarpać dobre słowo. W zamian machał ręką, gdy chciałem „pochwalić się” sumą moich nieszczęść, twierdząc, że to nic w obliczu tego, co przeżył w ubiegłym tygodniu, a jeśli chcę, to opowie zdarzenia mijającego miesiąca, jeśli tylko mam czas i postawię chłodne piwko z czymś na zakąskę.
Pod pozorem ciśnienia wewnętrznego uciekłem do toalety, a stamtąd na zewnątrz. Trwożliwie się obracając w obawie, że mnie dogoni, dostrzegłem go siedzącego już przy innym stoliku i chyba chwalił się blizną na ramieniu, trzymając kogoś za nadgarstek i czekając na piwko (z czymś na zakąskę). Współczułem, ale niezbyt intensywnie. Toffi dał mi się we znaki, niech teraz kto inny poczuje siłę uwodzenia. A przecież, kiedy się go spotkało – trudno było się na niego gniewać. Grzeczny, elokwentny i niewątpliwie wykształcony. Najwyraźniej Bóg takim go stworzył, podobnie, jak stworzył pijawki, czy kleszcze. Widać – ma na niego jakiś wyrafinowany plan. Może to czyśćcowa pokuta?
Ciekawe, co Bóg myślał, stwarzając kleszcze, pijawki, tasiemce. I może to dla bohatera była pokuta za życia, żeby później iść prosto do nieba?
OdpowiedzUsuńciekawe,. ale trudno zapytać, a jeszcze trudniej uzyskać odpowiedź.
UsuńNa każdym kroku utrudnienia. Ech...
Usuńbrak sprawnego komunikatora, albo awaria sieci. względnie hakerzy zablokowali dostęp.
Usuń