czwartek, 3 listopada 2022

Miliardy nudnych lat później.

 

***

Co wrażliwsi ludzie w mieście, a na wsiach niemal wszyscy wierzyli, że nad każdym dniem czuwa nieznana siła magiczna, jakiej lepiej nie prowokować. O smokach opowiadał głośno wiecznie pijany kuternoga, chwalący się, że kiedyś, trzeźwo, polazł daleko od gościńca w dziczejące beztrosko góry i przystanął za potrzebą na momencik nie tam gdzie trzeba, trafiając ponoć smoka w punkt tak bolesny, że nawet śmierć nie powstrzymała go od ukąszenia śmiałka. Szczęśliwie trupem był niemal doskonałym i na dodatek uleżałym przez miliardy lat więc i refleks nie ten i zgryz daleki od doskonałości. Dość powiedzieć, że przybłęda nogę stracił i odpełzł klnąc jak szewc. Od tamtej pory przesiaduje w gospodzie – miejscu o trwale podwyższonej temperaturze i obniżonym ciśnieniu, i zamęcza przyjezdnych opowieściami w zamian za kufel spienionego piwa, czy miskę zupy na baranich kościach. Co hojniejszym proponował zgoła wspólną wyprawę do spróchniałego smoczego zęba, a skrywany szelmowski błysk w oku świadczył, że hultaj ma raczej podłe zamiary.

 

Smok, nie smok, nawet po śmierci wydawał się ludziom zbyt groźny do strojenia żartów i każdy żegnał się znakiem żeglarzy, na wszystkie strony świata rozpędzając nieprzychylne wiatry. Jeśli nie istniał, puste miejsce po smoku mógł i zapewne zajął ktoś jeszcze groźniejszy. Więc nie. Na wszelki wypadek. Wioskowy głupek opowiadałby w nieskończoność tę samą bajkę, za każdym razem ubarwiając ją nieznacznie, żeby stali bywalcy nie zorientowali się, że epopeja powoli nabiera znamion wartych uwiecznienia w Białej Księdze.

 

Od razu wyjaśnię, że w stolicy Gildia Filozofów prowadziła Świętą Białą Księgę, na wieki namaszczając pamięcią dzieła i jednostki tego warte. W księdze, jako pierwszy zaznaczył swój niebanalny żywot twórca Gildii – Mistrz Kleofas Należyty i jego życiorys przetrwał w Księdze, choć na wpół strawiony przez mole, termity, czy inne, niezwykle małe i przebiegłe stworzonka łaknące nasycić się bogatym żywotem myśliciela. Gildia zatrudniała specjalnego człowieka do ochrony i konserwacji Księgi. W zamian za mundur, pełne wyżywienie i zakwaterowanie w oficynie Wieży Myślicieli miał pilnować, aby nikt nieupoważniony do Księgi nie zbliżył się i wrażym oddechem nie zbezcześcił. Strażnik był od dawna na rencie i do domu wracał niechętnie. Żona wiecznie gderała na wysokość uposażenia i brak ambicji mężowskiej. Ale nawet on, w swoim niechętnie używanym rozumie, zdawał sobie sprawę, że z pasożytami żrącymi żywoty świętych nie poradzi sobie ani sam, ani nawet zatrudniając zawziętość szanownej małżonki. Rzecz wymagała cudu, czarów, albo zaawansowanej wiedzy. Nie posiadał żadnego z przymiotów zdolnych zaowocować sukcesem, a trzeba przyznać że próbował, aż mu oczy na wierzch wyszły, a medyk opłacany przez Magistrat orzekł kategorycznie, że dożywotnio. Pilnował więc Księgi z pełną powagą i nieudolnością na jaką było go stać, a wybałuszone oczy Strażnika stały się przestrogą dla zbliżających się do Księgi.

 

Wracając do Józefa bez nogi i jego z pietyzmem polerowanej opowieści – Józef doszedł już do takiej wprawy, że potrafił deklamować historię nie korzystając ze świadomości. Potrafił ciągnąć wątek śpiąc, pijąc, czy wykłócając się o cenę suszonej ryby w wiejskim sklepiku należącym oczywiście do Korporacji. Podróżni nieśli w świat historię Józefa, często przekłamując i dodając od siebie, co wydaje się być naturalną konsekwencją konsumpcji substancji psychoaktywnych w rzeczonej gospodzie lekkiego prowadzenia się, o zastanawiającej nazwie kołyszącej się na drewnianym szyldzie wiszącym nienachalnie przed wejściem – „Trzy Zęby”. Nic dziwnego, że opowieść docierając do Gildii Filozofów była już zbyt bogata na Białą, czy jakąkolwiek inną Księgę. Mistrz Gildii - Fran (wymuszony, praktyczny skrót od Franciszek, gdyż połowa myślicieli, zanim zlepiła w całość wyraz podobnej objętości, zdążyła trzykrotnie, skutecznie meandrować w obszary zakazane ludziom mniejszego kalibru) podrapał czoło spierzchnięte zdumieniem, bo w myśl wiarygodnych (jak wszystko inne) plotek, Jozef osobiście smoka zarżnął, względnie zerżnął i zarżnął, a teraz solowo pilnuje, aby z jaja nie wykluł się przedwcześnie spadkobierca świata. Jak napomknąłem już wcześniej siedząc bezpiecznie na ambonie narratora – ze smokami nigdy nic nie wiadomo i na wszelki wypadek Święty i Emanujący Mądrością Mąż popadł w zadumę, która zmarszczyła mu czoło i nie pozostawiła głowy obojętną.

 

- Tego Józefa koniecznie musimy wysłuchać – wycedził wreszcie zwracając bladoniebieskie spojrzenie w stronę siedzącego naprzeciw Arka (praktyczny i wymuszony skrót od Arkadiusz, reszta jak poprzednio). W tym samym czasie jego przebiegły umysł wertował listę wrogów wewnętrznych, żeby któregoś z nich posłać w delegację daleko od zacnego i sutego stołu Gildii na długie miesiące – Niechby taki Teo! (j.w. tym razem od Teofila) On, wiecznie młody i pełen wigoru, a ikra w nim kipi nieustannie. Tylko patrzeć jak wybuchnie od natłoku niespożytkowanych myśli. Uczniowie bez jego atencji zyskają na samodzielności w tym czasie i okrzepną nieco. Albo Boro (do znudzenia będę przypominał że ze względu na i tak dalej… no właśnie Boro, zanim wstąpił w szeregi Myślicieli był Boromirem!) Ten nawet posturę ma budzącą szacunek. Nie wiadomo, czy nie zaistnieje potrzeba używania argumentów natury mniej intelektualnej. Jak sądzisz mój drogi?

 

- Hmmm… - Arek nie należał do osób pochopnych i każdą myśl mielić potrafił dłużej, niż wymagała tego chwila i odporność każdego rozmówcy. Tym razem, widząc jak gęstnieje wzrok Mistrza, odstąpił od ceremonii szlifowania i patynowania wypowiedzi i (jak na siebie) błyskawicznie zasugerował – A czemu nie obaj? Wszak Gildia sobie poradzi bez dwóch Myślicieli. Wyprawa niekoniecznie będzie sielanką z ciepłą leguminą poobiednią.

 

- Widzisz! – sapnął z zachwytu Mistrz – I za to cię szanuję! Naprawdę potrafisz myśleć plastycznie, kiedy nie poświęcasz zbyt wiele energii masturbacji własnego ego! Poślij ich obu do Bierutowa! Niech jadą natychmiast. Powiedzmy za tydzień. Po śniadaniu.

 

Mistrz bez zbędnej fatygi i żalu pożegnał się z bieżącym problemem i dwoma zaocznie skazanymi na wygnanie przedstawicielami frakcji opozycyjnej, z satysfakcją odnotowując, że podczas wieczornych partyjek brydża przy omszałym winie, zwanych szumnie Radą Starszych, jego poplecznicy uzyskają miażdżącą przewagę głosów i może wreszcie uda się przeforsować drobne roszady meldunkowe w Wieży Oświecenia stanowiącej cień Wieży Myślicieli, mieszczącej szkołę i internat dla adeptów wiedzy tajemnej, a także bibliotekę, kuchnię i pomieszczenia techniczne. W Wieży Oświecenia mogli przebywać jedynie Wielcy Filozofowie. Emerytowani również. Tu odbywały się kluczowe narady i debaty z pożytkiem dla połowy świata. Tu mieszkały i pracowały w niezmąconym spokoju najtęższe umysły kraju. I nie potrzebowały zakłóceń. Były absolutnie samowystarczalne. Świat już dawno dostarczył wystarczająco dużo problemów wszelkiej możliwej natury, a każdy bardziej ważki i rzutujący na przyszłość Królestwa. On – Wielki Mistrz Loży Mędrców nie całkiem skrycie pożądał najwyższej kondygnacji Wieży w całości, do wyłącznego użytku. Ale tam mieszkało obecnie siedemnastu Emerytów i ilekroć ów stan się zmniejszył z powodu przejścia któregoś w stan wiecznego spoczynku Administracja (znów ten okropny Boro!) dokoptowywał kogoś, uzupełniając kolonię tak szybko, że łóżko pod świętej pamięci Emerytem nie zdążyło ostygnąć, gdy już popierdywania kolejnego lokatora rozgrzewały jego sprężyny. Teraz wreszcie pozbył się aktywisty i może przed letnim przesileniem sprowadzi szanownych Starców (z nieustającym szacunkiem dla siwych głów) na najniższą kondygnację, gdzie stanowić będą bufor przed naporem świata zewnętrznego i tylko służba będzie miała dostęp do Uczonych pogrążonych w kontemplowaniu Wiedzy… Emerytom zaś – dobrze zrobi odświeżający kontakt ze studenckim entuzjazmem, czy materialistyczną wizją dostawców, komiwojażerów, listonoszy, całą zgrają domokrążców i innych pluskiew małomieszczańskiego autoramentu.

 

- Taaaa… - rozmarzył się Mistrz z błogością przymykając oczy – To zdecydowanie najpiękniejszy dzień tego roku!

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz