piątek, 4 listopada 2022

Relacja z obu końców wyprawy.

Kiedy już błękitne słońce przegryzło się przez zasłony pokoju Mistrza, a służba bezszelestnie rozstawiła zastawę na pierwsze, niezwykle istotne śniadanie, spokój poranka skaleczył Arek wzburzony i z włosem zmierzwionym od wściekłości. Wymachiwał kartą papieru i najwyraźniej głos stracił. Mistrz porwał papier i rzucił niechętnie okiem. Usiadł z wrażenia, nim skończył czytać.

 

- To łotr! - sapnął, a sapać umiał, jak mało kto – Widziałeś podleca?

 

- Uhu – Arek tylko wzruszył ramionami. Wszak to on przytaszczył nowinę – I co teraz?

 

- Trudno zgadnąć – Mistrz intymnie przedzierał się przez partię wewnętrznych szachów błyskawicznych – Ty jechać musisz, bo Król nam łby pozdejmuje. I będziesz Wodzem wyprawy, co chyba jest oczywistością. A na miejsce Boromira weźmiesz jego Zastępcę, Wala (w cywilu Wal był Waldemarem jednak z przyczyn znanych od początku w Domu Filozofów został Walem). Nie może tak być, że Boro upiecze się nocna bezczelność!

 

Dialog spowolnił nieco, kiedy nosy wzburzonych rozmówców zderzyły się z aromatem świeżo wypieczonych bułeczek, kawki z mleczkiem i konfiturą z malin zbieranych o brzasku na łowieckich polach Pałacu. Z każdym kęsem temperatura gasła, aż osiągnęła status quo porannej, leniwej gawędy. Dopiero za dwie godziny miało się rozpocząć oficjalne drugie śniadanie – a ono (jak każdy doceniający liczbę dwa wie) jest święte i jedzone musi być w godziwym towarzystwie i w świętym skupieniu, z rzadka przerywanym światłą myślą autorytetów.

***

 

Dwór symultanicznie ochłonął z niepojętych nerwów i w pracowitym ruchu żuchw opracowywał strategię godną Króla.

 

- Co za szczęście, że Boromir jest tak odpowiedzialnym człowiekiem. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby naraził wszystkich członków wyprawy.

 

- Albo nas!

 

- I Króla Leona!

 

- Ale skład uzupełnić trzeba koniecznie.

 

- Rozważnie, panowie, bez gorączki, trzeba przemyśleć dogłębnie, nim Królowi zaproponujemy zmiennika – szepty przepychały się jak gołębie przy pełnym korycie, choć każdy usiłował pozostać w głębokim cieniu własnej rady.

 

- A gdyby tak wysłać z nimi Izę? Znaczy Izydę, którą w Domu Filozofów nazywają Izą (z wiadomych wszystkim powodów).

 

- No… nie wiem… - wątpliwości sączyły się, gdyż Historia złośliwie przypominała Dworowi, ostatnie potknięcia w doradzaniu Królowi – ale może… Ktoś musi jechać. A kobieca ręka może Józefa Kuternogę nastroić na dobrowolną współpracę.

 

- Tak! Niech jedzie Iza! – wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy zbiorowe argumenty ZA przeważyły nad indywidualnym strachem.

***

 

- Więc, mówicie Iza… - bladobłękitny jak wtorkowe słońce wzrok Władcy patrzył na Dwór z niewypowiedzianym smutkiem – Kobieta na Polach Pasikoników… Jedna z niewielu filozoficznie nastrojonych niewiast tego Świata…

 

- Półświata – wyrwał się jakiś młokos dworski.

 

- Tego Półświata – powtórzył z jeszcze większym smutkiem bladobłękitny głos ociekający słodyczą sugerującą nieśmiałą chęć wyłowienia młodziaka z tłumu i solidnie pogłębionej nauki krzyku w krypcie wyznawania grzechów głównych (oczywiście zlokalizowanej na nieznanych ogółowi podziemnych kondygnacjach Pałacu) I co ja mam nieszczęsny począć? Iza mówicie? I mam się zgodzić żeby właśnie ona zastąpiła naszego Boromira? Ulegam, absolutnie wbrew sobie. Przekażcie Mistrzowi decyzję Dworu, bo wtorek już dojrzały a mieli wyruszyć wczoraj nim drugi kur zapieje.

***

 

Pod nie wiedzieć czemu „Trzema Zębami” Katarzyna sprzątała właśnie podłogę po całonocnej szychcie. Podchodziła kolejno do ciężkich dębowych stołów i jedną ręką unosiła blaty, gdy druga, uzbrojona w miotłę, wygarniała odpadki spod stołów. Pośród wszelakich kapsli, papierzysk, strzępów materiału i szkła znajdowała rzeczy, o jakich nie godzi się mówić cnotliwej panience w jedynie słusznym rozmiarze 2XL. Dzisiaj dla odmiany spod jednego z nich wyłowiła miotłą Kuternogę…

 

- Chyba mu się powiodło minionej nocy nad wyraz – mruknęła z niechętnym podziwem. Zawsze fascynowała ją siła witalna Józefa. Nic nie robił, a żył i to całkiem, całkiem – A może jaki grosz ma w pantalonach i długu ciutkę by zwrócił przy braku świadomości?

 

Za szynkwasem kobieta musi być interesowna, inaczej ją sprzedadzą i nawet skarpet nie zostawią oczajdusze pijackie. Sprawdziła tylko, czy postronne oczyska nie śledzą jej zaradności i przetrzepała śpiącemu jak suseł Józefowi kieszenie:

 

– Dwadzieścia groszy, dobre i to!

***

 

Szpieg z wysokości kalenicy z podziwem patrzył na zadek Katarzyny, wypięty w jego stronę zupełnie bez wstydu. A naprawdę było na co patrzeć.

 

- Zawodowo – usprawiedliwił się w duchu – Mam Józefa pilnować przecie! A swoją drogą wędrówka po takim globusie byłaby więcej niż zacną!

***

 

Gwiazda zaranna najwyraźniej była wściekła z własnego wyboru i południa nie dożyła w błękicie.

 

- Niech szlag trafi to całe niebo! – bluźniło Słońce i ze złości zmieniło wystrój własny na delikatny seledyn. Pejzaż złagodniał jeszcze bardziej i nawet Pasikoniki zaczęły gruchać między sobą sugerując zbiorowe rozmnażanie, nie czekając, aż Pola okryje fioletowo-gwiezdna noc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz