sobota, 6 stycznia 2024

Czysta energia cz.3 OZE.

 

    Noc upłynęła w miarę spokojnie, jeśli nie liczyć hałasów z sąsiadujących cel. Wolałem nie domyślać się, co w nich się działo. Może to wpływ emocji, może drzemało we mnie nieodkryte fatum, domyślające się, że wpadka jest wyłącznie kwestią czasu, a szczęście nie może trwać wiecznie. Niepokój splątał się ze spokojem w kłąb nierozerwalny, usypiając mnie w poczuciu przeświadczenia, że najbliższy ranek rozwikła dylematy i określi ciąg dalszy.


    Klawisz skreślił poranek otwierając dawno nieoliwione, metalowe drzwi. Skuł mnie z wprawą i bez złośliwości, na koniec w dłonie wpychając foliową torbę.


    - Prowiant – mruknął wyjaśniająco – Należy się całodzienne wyżywienie, a idziesz za mury przed śniadaniem.


    Zaskoczył mnie. W głowie roiły się rozmaite koncepcje, ale nikt nie raczył mnie uświadamiać. Widać, nieustający stres był jedną ze standardowych tortur penitencjarnych i każdy podejrzany, zanim sąd go skaże musiał przejść przez piekła niepewności, żeby skruszał i zmiękł w dłoniach oficera śledczego.


    „Suka” śmierdziała strachem poprzedników, trochę moczem, tanią wódą, a atmosfera dzielona na drobne kwadraty drżąc usiłowała przeciskać się przez gęste kraty. Za oknem świat trwał niemal w bezruchu, a poranek dopiero rozgrzewał się przed wstaniem z łóżka, przyglądając się zmęczonej nocy wracającej z trzeciej zmiany. Dopiero w takim wnętrzu poczułem, jak bardzo nierówne są jezdnie w mieście. Jechaliśmy wystarczająco długo, że wątroba zaczęła protestować, ale przecież w końcu zatrzymaliśmy się, a kierowca wraz z towarzyszącym mu strażnikiem wyprężyli się przed kimś, wystrzeliwując z siebie komunikaty bardzo, ale to bardzo służbowym głosem. Później otworzyły się drzwi, a przesłuchujący mnie wczoraj oficer kazał mnie rozkuć i wrócić po mnie po osiemnastej.


    - Rozgość się – powiedział, gdy tylko odjechali – Mam nadzieję, że rozsądku ci nie brakuje i nie będziesz podejmował jakichś desperackich kroków, bo to nigdy się nie opłaca. Poza tym… Lepiej pogadać, niż usiłować. Usiłowanie ma swój wymiar w latach odsiadki. Nie będziesz, prawda?


    Nim doszliśmy do jego domu, wyjął mi z ręki reklamówkę z prowiantem i wrzucił ją do śmietnika, twierdząc, że nie zechcę tego nawet oglądać i proponując śniadanie na tarasie. Nie okazywał zniecierpliwienia, nie drążył tematu do czasu, kiedy odsunąłem talerze, a kawa w kubku opadła całkiem blisko dna.


    - Nie mogłem pozwolić, żebyś wczoraj kontynuował opowieść – rozsiadł się wygodnie w fotelu i zapalił papierosa – Nie w tamtym otoczeniu. Podejrzewam, że druga część opowieści jest zbyt fascynująca, żeby mógł ją usłyszeć każdy. I raczej się nie mylę, prawda?


    Uwielbiał prawdę, wycierał sobie nią gębę, ale nieprzesadnie. Dla mnie, kontynuacja wątku w takich okolicznościach wydawała się najlepszą z możliwych opcji. I jeszcze wspomnienie komendy głoszącej, że zostanę tu do osiemnastej uspokajało. Mamy czas. Choć mój, jakoś przestał być czasem zależnym ode mnie.


    - Jasne. Czemu nie. Możemy kontynuować – potwierdziłem, nie utrudniając i rozpocząłem opowieść.


    - Przypomnę w paru słowach, żeby nie umknęło. Pozyskałem całkiem sporo urządzeń bez elektroniki śledzącej i stałem się posiadaczem podobnych baterii. Brakowało wyłącznie nielimitowanego dostępu do źródła energii pozasystemowej. Odpadały wszelkie dostępne w sieci gotowe źródła. Musiałem znaleźć coś, czego nie śledził system. I znalazłem.


    - Tak podejrzewałem! I dlatego rozmawiamy tu – wydawał się być z siebie niezwykle zadowolony, choć ja nie domyślałem się praprzyczyny tego zadowolenia.


    Obaj poprawiliśmy się w siodłach, a gospodarz, najwyraźniej oczekujący niezwykłości, ignorując młodą porę nalał w szklanki rudego płynu, czającego się, żeby rozpuścić jelita śmiałków. Jego jedyną zaletą było zmiękczenie także języka, na czym zyskiwały nawet banalne opowieści niewybrednych gawędziarzy wiszących nad szynkwasem.


    - Energia odnawialna… Wie pan… Dla wielkich korporacji liczą się oceaniczne pływy, stały, silny wiatr i słońce. Energia wielkich rzek. Nad rozproszoną, drobną wielkością nigdy nie zamierzali się pochylać. Obecnie mając nadmiar zasobów energetycznych w ogóle nie szukają nowych rozwiązań, a już szczególnie takich, które wykorzystują energię rozproszoną. Za to ja… Widziałem w niej jedyną szansę pozyskania prywatnych zapasów.


    - Do brzegu! - zniecierpliwił się w końcu mój jedyny słuchacz, wreszcie okazując ludzką ciekawość.


    - Ludzie! Przecież to oczywiste – niemal krzyknąłem, bo rozwiązanie było wręcz banalne – Ludzi na świecie nie brakuje, a każdy ma w sobie układ nerwowy wykorzystujący bioprądy do komunikacji głowy z resztą ciała. Do napędzania nóg, rąk, czy pracy serca. Bez wewnętrznej energii każdy człowiek byłby trupem. I nie pomogłyby nawet cudowne leki entej generacji.


    Postanowiłem wykorzystać układ nerwowy człowieka, żeby okraść go z energii, najlepiej tak, żeby się nawet nie zorientował. Najchętniej tak, żeby wracali do mnie z własnej woli i błagali o powtórkę. Długo zastanawiałem się w jaki sposób nakłonić człowieka, by oddał cząstkę siebie, ale w końcu wymyśliłem. Salony masażu! Relaks potrzebny jest każdemu, a delikatny masaż staje się namiastką raju. Kto raz spróbował, nigdy nie zrezygnuje. Nałóg wszczepiony za pierwszym podejściem staje się skutecznym do bólu i niezawodnym wędzidłem.


    - Masaż? - wydawał się nie rozumieć.


    - Tak. Masaż który był wyłącznie przykrywką. Preludium. Byłeś kiedyś na profesjonalnym masażu? - zaskoczyłem go, a kiedy zaprzeczył, kontynuowałem – Człowiek mięknie, roztapia się w delikatnej mgiełce lenistwa i zaczyna zastanawiać, czy poziom przyjemności można wznieść o jeszcze jeden poziom w górę. A ja oferowałem nie jeden gówniany stopień, ale piekło oszalałe w niebie. Splątane żywioły, świat, w jakim nie ukrywa się nic, bo nie ma nic poza pulsującym życiem. Oferowałem rzecz bez precedensu, ale i bez oficjalnego cennika. Cena była ustalana indywidualnie, każdy klient płacił tyle, ile uznał, że warto zapłacić za zapomnienie. Oferowałem orgazm. Prawdziwy, nieudawany.


    - Co?


    - Orgazm. Masażyści i masażystki do pakietu masażu relaksacyjnego dokładały orgazm. Klient był w rękach profesjonalistów i żaden nie wyszedł zawiedziony. Ale to był dopiero przedsionek doznań. Za wejście na szczyt trzeba było zapłacić ekstra. O tej części oferty dowiadywali się później, kiedy rozsmakowywali się w doznaniach czysto fizycznych. Wtedy, sugerowałem im, że mogą pójść jeszcze krok dalej. Dwie drobne elektrody i stosunkowo bezbolesny zabieg wszczepienia ich płytko w mózg przenosił orgazm w świat metafizyczny. Świat nieznany, czekający dopiero na odkrycie. Masturbacja ośrodka rozkoszy. Zawładnięcie jestestwem i niewolnicze oddanie. Kto skosztował tak wysublimowanej przyjemności był już mój. Nieistotne były jego siły witalne, wygląd, czy możliwości. Nawet brak erekcji nie przeszkadzał starcom doznać tego, o czym ślinili się bez nadziei na spełnienie. U mnie mogli być wiecznie młodzi, dopóki żył mózg i sprawny był układ limbiczny z fragmentem odpowiedzialnym za ośrodek nagrody.


    Gospodarz niemal połknął szklankę i krztusząc się walczył o oddech, a ja spokojnie toczyłem kolejne zdania.


    - Kiedy elektrody stymulowały mózg, z ciałem dawcy mogłem zrobić wszystko. Mało tego! Im więcej pobrałem bioprądu, tym szczęśliwszym stawał się klient. Sądził, że nogi zmiękły mu pod wpływem ekstazy i spełnienia. Czuł się Bogiem na nogach z waty. I był nim. A ja byłem dostawca ambrozji. Przy każdym fotelu do masażu mózgu lokowałem baterie akumulatorów. Prąd sprzedawałem na czarnym rynku, a uzyskane środki inwestowałem w kolejne salony masażu. Na pewno widziałeś ich całą sieć, a jako policjant zapewne zastanawiałeś się, co dzieje się na terapeutycznych łóżkach.


    - Hmmm… - chrząknął jakoś tak nieokreślenie, ani na tak, ani zaprzeczając. Zapewne to policyjna umiejętność, bo w szkołach cywilnych nie uczą niczego podobnego.


    - Nie wiem, kto i w jakich okolicznościach mnie wsypał – powiedziałem kończąc opowieść z nadzieją na wykwintny obiad – Ale się stało. Trudno. Wpadłem, ale warto było marzyć. Pan marzy?


    - Hmmm – znajome, nieokreślone dźwięki zaczynały mnie irytować. Wszak inteligentny być musiał, a gada półgębkiem, jak jakiś półdupek – Marzy? Oczywiście, ale z takim rozmachem. Za to powiem ci, jak wpadłeś. W ogóle! Nikt w policji nie miał nawet cienia podejrzeń co do twojej faktycznej działalności. Doniósł jakiś rolnik, który uznał, że zbyt tanio opchnął ci zepsutą kosiarkę elektryczną. Paru detektywów pokręciło się tu i tam, ale nic nie zwęszyli. Uznaliśmy, że spróbujemy cię zastraszyć i sam wyśpiewasz, co trzeba. Ale…


    - Dałem się podejść jak ostatni idiota – smutna prawda właśnie do mnie docierała – To dlatego tak chętnie słuchałeś, bo nie miałeś pojęcia dokąd to zmierza!


    - To prawda – znowu ta jego święta prawda – Ale zauważ, gdzie rozmawiamy. Nie daje ci to nic do myślenia?


    - A co niby? - w stresie trudno o intelektualne wyczyny.


    - A to niby – był z siebie wyraźnie zadowolony – Że tylko ja wysłuchałem tej spowiedzi. I nie zamierzam dzielić się tymi atrakcjami z nikim. Za to nauczę cię ostrożności. Za posiadanie sprzętu elektrycznego bez czipów i nielegalnego ich użycia (dodam, że incydentalnego, bo nic więcej nie udowodnimy) dostaniesz wyrok w zawieszeniu i zakaz nabywania czegokolwiek poza systemem sklepów. Wyjdziesz za kaucją i nie będzie ona porażająco wysoka. Ale jeszcze kilka dni spędzisz w areszcie. I będziesz meldował się na komendzie co rano, żeby zachować pozory dogłębnego śledztwa. W sądzie nie szarżuj. Zgadzaj się cokolwiek usłyszysz, a ja powalczę, żebyś poniósł straty minimalne. I nie próbuj wracać do tematu na komendzie, bo ci gębę obiję.


    - To miło – wykrztusiłem z trudem – Dziękuję.


    - Ach! - dodał, jeszcze, bo na krańcu drogi pojawił się już szaro-błękitny furgon więzienny – Nie martw się o zakupy sprzętu. Zostaw to mnie. Baterie również znajdę. Sądzę, że za jakiś miesiąc zostaniemy wspólnikami. Ja i salony masażu… Kto by pomyślał…

***

12 komentarzy:

  1. Kto by pomyślał...
    Ja bym pomyślała.
    I nawet już to robię.
    Doznaję metafizycznego orgazmu masturbując mózg Twoją literaturą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uważaj, bo ktoś Cię oskubie z energii.

      Usuń
    2. Gdyby ktoś chciał mnie oskubać, to by się cholernie naciął. We mnie nie ma ani krzty energii!
      Może już ktoś mnie oskubał?

      Usuń
    3. o właśnie - przeprowadź śledztwo. znajdź i odzyskaj, co Twoje.

      Usuń
    4. W tej chwili spłynął na mnie inny problem: czy kanalia i kanał to małżeństwo?

      Usuń
    5. kanał raczej wybrałby kanalizację, a kanalia, to już nie wiem. kanarka, konwalię, albo popełniłby jakiś mezalians, który się we łbie nie mieści.

      Usuń
  2. Może dlatego orgazmy są niewskazane przed planowanym dużym wysiłkiem fizycznym? Taki ubytek energii, że pozostaje potem tylko leżenie/pływanie do góry brzuchem?
    A policjant też człowiek i swoje potrzeby też chce zaspokoić....nie tylko podstawowe ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. seks należy do podstawowych potrzeb? ot - ciekawość przy okazji.

      Usuń
    2. Miałam na myśli raczej zysk z interesu.
      w temacie

      Usuń
    3. a pewnie - gnidy wepchną się wszędzie.

      Usuń
    4. No i od razu nasuwa się temat praw autorskich i podwójnego żerowania jednych na drugich. Wampiryzm energetyczny w całej rozciągłości ...

      Usuń
    5. święci nie podbijali świata, prędzej byli tyłkiem, jak kijem.

      Usuń