środa, 3 lipca 2024

Amator.

 

    Bóg dokonał aktu samokreacji i z braku doświadczenia powołał do życia prymitywnie liniowy czas. Wtedy zaczęła się nuda, przerywana rzadko stworzeniem mało angażującej galaktyki, czy mgławicy, względnie obserwacją apetytu czarnych dziur tworzących się spontanicznie, jako odpowiedź na masę masy wypełniającej próżnię. Chaos stworzenia dostarczał ubożuchnej rozrywki, pozostawiając sporo wolnych chwil na przemyślenie twórczości. Bóg wybrał sobie jeden ze światów i postanowił go zaludnić, żeby pozyskać choć kilku wyznawców. Inaczej jego byt był abstrakcją pozbawioną sensu. Niby się udało, jednak zawiodła komunikacja z wiernymi.


    Mądrzejszy Bóg postanowił poczekać, aż wierni sami go wymyślą i abdykował w niebyt, licząc na stosowną chwilę.

Skwarek – mały upał.

 

    Dorodne dziewczę, wsiadając, wyeksponowało pośladki, na których nawet początkujący geograf bez trudu rozpiąłby siatkę południków i równoleżników. Z tą pupą konkurować mogła wyłącznie „twarzowa” maska – istna karykatura. Gdyby była to twarz naturalna, musiałaby mieć korzenie w sennych koszmarach.


    Hałdy urodzajnej ziemi, zeskładowane w wielkich kopcach i zasiedlające pobocze budowanego bus-pasa błyskawicznie zostały skolonizowane przez chwasty. Gdzieś obok szedł chłop wyglądający jak boja na krótkich nóżkach. A przecież wędrował szybciej, niż hipoteza o jego skromnych możliwościach. Zerkając na jędrne i krzepkie zaplecza młodych niewiast nie mogłem uwolnić się od idei, że projektanci dżinsów powinni pójść za potrzebą czasu (a może i własną) i zaproponować piękniejszej połowie ludności tylne kieszenie, w które zmieści się bez trudu nowoczesna maszyna telekomunikacyjna pogardliwie nazywana komórką.


    Rozglądam się po autobusie, którym niemal co dzień o tej samej porze zaszczycam świat swoją mało widowiskową postacią: Tańczący Z Mięsem, Skórzastogłowy, Mała Mi z kichającym na świat cherubinkiem, dwie Kobry, Śpiąca Królewna, Sympatyczna Z Hipopotamim Ziewnięciem… Sami Starszy, Dobrzy Nieznajomi.


    Nastolatka, chuda była do tego stopnia, że wisiały na niej legginsy. A w tramwaju jechał sobie prześliczny karampuk… żeby dla orientacji choć po jajkach się podrapał, albo nieśmiało poprawił ubożuchny biuścik… nic z tego. Bliżej Rynku, dziewczyna powoziła pojazdem roweropodobnym, zbudowanym z jakiejś skomplikowanej instalacji hydraulicznej, mieszczącej na peryferiach układu stereofoniczny system audio, z którego korzystała, jakby słuch miała zakurzony bardziej niż chodniki po wielkiej majówce. Para trzymająca się za rękę z wolna oddalała się od Rynku. Wierutna bzdura! Już kwadrans później para trzymająca się za ręce z wolna oddalała się… Czyli w piętnaście minut musieli okrążyć Ziemię! I nawet się nie spocili. Z wolna… Niezłe szyderstwo.


    Na głównych deptakach galerii handlowej mam okazję podziwiać pancerne, ciężkozbrojne dziewczęta piękne alternatywnie i dość mrocznie wystrojone, przewidujące rychłą wojnę, albo inny armagedon. Tuż obok nich przemknęła omdlewając pod ciężarem urody własnej dziewczyna w jedwabnej piżamce letniej i różowych kapciach z futerkiem. Wdepnęła w dwa farbowane na różowo chomiki?

wtorek, 2 lipca 2024

Parowiec – zgromadzenie par.

 

    Dzień kobiet puchatych, wzbudzających uczucia miękkie i aksamitne. Nawet Mała Mi przestała być złośnicą i nabrała ciała, żeby mieć energię do wychowania blond aniołka kichającego na cały świat. Nieliszcne „szparagówki” miały miny zacięte i wzrok skupiony na elektronicznych ploteczkach. Może to z powodu asfaltu który nie potrafi pochłonąć nocnego deszczu. Sympatyczna pulcheryjka zademonstrowała migdałki, ziewając niczym hipopotam. Dwie panie, gdyby ćwiczyły boks (wstydziłem się napisać bokserki, bo brzmi to odzwierzęco, albo bieliźnianie) musiałyby „chodzić” w kategorii open, albo zmienić dyscyplinę na sumo, gdzie także nie nazwaliby ich chudzielcami. Przezornie stanęły po przeciwległych burtach autobusu, lecz kierowca nieufny z natury testował siłownikami ułożenie podwozia. Panie miały piękne buzie i stopy absolutnie zbyt delikatne do dźwigania wszystkiego, co udało się im zgromadzić na czarną godzinę.


    Wiatr strącił z jabłoni nadmiar wciąż zielonych owoców, służby walczą z powodzią szkła cyklicznie zalewającą wyspy. Trawa, kretyńsko ścięta przed falą upałów zmieniła barwę ze słomkowej na brązową. Kobieta zapewne nazwałaby ów kolor na sto (lepszych) sposobów, ja poprzestanę na tym prymitywnym, przypisanym męskiej połowie świata.