środa, 5 lutego 2025

Determinacja.

 

    Postanawiam powalczyć z naturą i odmłodzić się. Nie, żeby od razu do oseska, ale tak o połowę. Na dzień dobry farba do włosów, by były tak czarne, żeby czarne dziury skisły z zazdrości. Żeby piękne panie nie mogły powstrzymać chęci pogłaskania owej grzywy, lśniącej, pachnącej obietnicą grzechu wyssanego z mózgu nosiciela.


    Resztę sierści depiluję bez litości, czując się jak Cezar na brzegu Rubikonu. Tym wrażliwszym na historię. Efekty podziwiam przed lustrem i niestety… Natychmiast muszę przyznać się do błędu. To, co pod futrem nie wygląda. Jabłko kopcowane przez zimę podobnie wygląda dopiero w kwietniu, więc nie. Nawet zaszczepiony mi przez rodzinę narcyzm nie wytrzymał owego widzenia. Płyn na porost włosów – cała wanna i bezkompromisowa walka o ukrycie tego, co winno takim pozostać.


    Szczególnie, że w pakiecie promocyjnym zaczynam dbać o ciało za pomocą roweru, który nigdzie nie dojedzie, dźwigam płonne ciężary, które nie wnoszą nic dla świata, choć moje bicepsy mają nadąć do rozmiarów talii panny nieszczególnie dbającej o linię. Zestaw ćwiczeń (morderczy dla amatorów o posturze niegodnej King-Konga) uzupełniają czary mające na moich krągłościach przypępkowych przemodelować całkowicie układ wewnętrzny i przebudować go na wzór kaloryfera. Po błyskawicznej serii zabiegów nadaję się jedynie do zanurzenia w kąpieli. Czas przyznać – włosy odrastają szybciej niż rośnie biceps, że o kaloryferze wyrażał się nie będę, bo być może nie każdy zna słowa właściwe dla tej inwokacji.


    Skoro negliżem nie mogę powalić nawet niewiasty o upośledzonym wzroku, usiłuję okryć goliznę tekstylnie. Styl się liczy. Niestety - w grubych liczbach. Wydatki ukrywam przed własnym sumieniem, żeby mnie nie ubezwłasnowolniło z tytułu uzasadnionego podejrzenia o samounicestwienie finansowe. Szmaty wreszcie mam takie, że mógłbym je puścić samopas, żeby oszołomiły płeć kruchą i powabną, ale szmaty nie chcą leżeć. Chcą się nosić z wdziękiem. Wdzięku nie znalazłem w żadnym domu mody, ani butiku. Musiałem sobie poradzić bez. Ale bez, to czujne oko niewieście od razu wykrywa. Każdy niedostatek wypunktuje.


    Musiałem podbudować majestat czymś więcej. Na przykład kasą, przy której liczba zer nie mieści się w linijce, a nawet dwóch. Albo władzą. Władcy są strasznie czuli na punkcie utrzymania tego co mają i chętnie podbierają ją innym, więc aspiranta nie dopuszczą na tyle, by dał radę wystrychnąć ich na dudka. Ale od czego giętki umysł? Skoro jakiś przedsiębiorca może sobie pozwolić, żeby puścić tysiące maszyn, żeby osaczyło naszą planetę, to ja mogę wziąć w posiadanie dowolnie wybraną, dopóki nikt inny nie wpadł na taki pomysł. Mgławica Andromedy? Wolna, nikt nie pretendował. Kasjopeja? Krzyż Południa? A co mi tam! Droga Mleczna z Przyległościami! Biorę, jak swe i od razu cycki mi rosną o sześć numerów, kaloryfer ciąży brzemieniem, a wzrok mam tak ostry, że mogę nim obierać pomarańcze, względnie depilować pryszcze na nastoletnich buziach.


    Byłem gotów. Czas wypróbować nową, lepszą wersję siebie. Avanti! Nadciąga Młody Bóg. Ze starą duszą… steraną... startą... starczą...

6 komentarzy:

  1. No i problem, młode ciało, sterana dusza, a wiedza?

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie, nie! Dusza jest nieśmiertelna, więc te określenia sterana, starta, starcza zupełnie jej nie dotyczą. To tylko umysł Młodego Boga nie nadążający za AI ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i całe szczęście. nie mam ochoty "nadążać za AI"

      Usuń
  3. na kasę to nie dupę, ale mizeryję się świetnie łapie... wiek tu akurat jest bez znaczenia...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń