czwartek, 6 lutego 2025

Raz poproszone, rozproszone prosionki kupują skupioną kupę.

 

    Oszczędnie oświetlone ulice zdają się być porzucone. Samochody mkną, jakby się wstydziły zakłócać mroczną ciszę. Pani, z wielką, żółtą walizą, zamiast koło dworców, wysiada przystanek dalej i kołuje w stronę kompleksu krytych basenów – aż tyle ma ciuchów na zmianę? Przerośnięty młodzik nosiła na placach tyle pierścieni, że instynktownie insynuowałem, że to krypto-kastet.


    Obwieszona tobołami Czarnuszka Na Chudych Nóżkach przeciera mój szlak codzienny. Kobieta w okularach, zaplatając nogi w iksy patrzy zazdrośnie, jak ignorując czerwone światła pokonuję pustą ulicę. Grupa sześciu młodych sosen pięknie wypełnia pejzaż pełen zabytkowych budowli w Dzielnicy Boga. Naturalne ikadabuki ze snu japońskiego ogrodnika?


    Mija mnie gość, któremu udało się na podbródku wyhodować pędzel. Gęsty i niestety słabo umyty po wcześniejszym użytkowaniu. Potem, to już podziwiam żwawo maszerujący tyłek, który z rozpędu nazywam uniwersalnym. Pasującym, a kto wie, czy nie pożądanym przez każdą z hipotetycznych płci dostępnych w aktualnym katalogu możliwości. Płci tyłka osobiście nie rozpoznałem. Może dlatego, że zirytowało mnie ostrzeżenie – zastrzeż PESEL i śpij spokojnie. Szlag człowieka może trafić – otoczenie wymusza ode mnie dane wrażliwe (ZUS, US, NFZ, Magistrat, banki wszelakie), a potem podnosi larum, że zostało okradzione i to już MÓJ PROBLEM, że ONI sobie nie poradzili ze złodziejami… Marzę o normalności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz