Pozwól
mi być Mężczyzną. Takim, który spotkał Kobietę. I sobie pozwól
Nią być, nie chowaj się w słowach, nie zasłaniaj się rozumem.
Bądź pełnią kobiecości, co słów nie zna i nie potrzebuje, bądź
mi kimś, przy kim poczuję się najważniejszym człowiekiem na
świecie. Pozwól mi na wszystko. I nie pytaj o jutro, bo jutra może
w ogóle nie być. Chcę dzisiaj i tej chwili jednej, najdłuższej
chwili, jaką można nosić w pamięci, takiej chwili, kiedy jednym
ruchem ręki skreślimy wszystko i napiszemy wszystko, chociaż nikt
tego nie przeczyta.
Stań
przede mną bez pośpiechu, rozkoszując się chwilą oddaj ziemi, co
nie Twoje, zostaw, porzuć każdy, najmniejszy skrawek materiału,
rzuć go i niech zniknie w chaosie, równie nieważny jak wszystko,
co nas nie dotyczy. Pozwól mi patrzeć na Ciebie najprawdziwszą z
możliwych, taką, jakiej być może nikt nigdy nie widział jeszcze.
Nie spiesz się. Mamy czas. Chcę się cieszyć każdym guzikiem,
który przestaje Cię krępować, każdym zamka błyskawicznego
szelestem i wiatru westchnieniem wzbudzonym upadającym materiałem.
Chcę widzieć, jak aureola Twojego ciepła otacza Twoje ciało, jak
płyną prądy żył pulsujących, jak twarz Ci się zmienia. Nie ma
nic. Ty i ja, a cała reszta gdzieś poza światem realnym,
nieosiągalna jak galaktyki najodleglejsze. Pozwól mi patrzeć na
Ciebie, kiedy oczy przymykasz w tęsknotach niewysłowionych
nadaremnie.
Pokaż
mi te tęsknoty sobą na Tobie malowane nocami, pokaż mi, dokąd
płyną ścieżki pożądania, skąd się wzięły i gdzie mają
źródła. Namaluj mi dłońmi, jak pieszczoty rosną, jak tłuką
się po zakamarkach, jak oddech zabierają i gasną gdzieś tam,
gdzie jest ich miejsce. Chcę widzieć Ciebie w Twoją pieszczotę
otuloną, przytuloną, objętą i zagarniętą do krzyku. Zabierz
mnie, na to zwiedzanie Ciebie Twoją dłonią, pokaż i naucz ciała
jeszcze mi nieznanego. Będę patrzył w zachwycie, z oddechem
zgaszonym, żeby nie zakłócić tej chwili najważniejszej, żeby
nie przeszkadzać, byś ścieżek nie zgubiła, żebyś nie obudziła
się ze snu zanim…
Chcę
patrzeć, jak Twoje palce zaokrąglają Twoje ciało, jak się lepkim
sokiem potu oblekają, jak tętnią nerwy i mięśnie Twoją tylko
wyobraźnią napięte. Zaufaj mi, nie będę przeszkadzał. Będę
chłonął każdy ruch i każdy szept nieświadomy. Każdym krzykiem
karmić się chcę i ciała łukiem wygiętym w ekstazie, by zniknąć
tam, gdzie wszystkie strumienie dążyć chcą dręczone rosnącą
żądzą.
A
kiedy już, zmęczona, pachnąca spełnieniem położysz się przy
mnie… drżącą dłonią pójdę, gdzie byłaś przed chwilą,
pójdę poszukać tych ścieżek własną dłonią. Okrążę cień
Twoich śladów tam, gdzie ich zabrakło dotykiem, bezładnie,
bezwolnie, instynktem tylko gnany. Powtórzę, jak potrafię
najpełniej wszystkie mantry i miraże westchnieniem malowane, by się
moja dłoń Twoją stała i dała kolejne zapomnienie i w kolejne
emocje zawiodła Cię bezwstydnie. Jak bardzo muszę swoją
niecierpliwość powstrzymać, jak usta wyschnięte odsuwać, żeby
pośpiechem nie zepsuć widzenia. Bo przecież… z oczami do Ciebie
przytulonymi, widzieć Ciebie nie będę, a chcę. Chcę tak bardzo,
że resztą sił utrzymuję odległość palcami mierzonej
nieskończoności i chłonę ów widok uchem i okiem, nosem zbieram
gorący oddech Twój i włosem na skórze nadgarstka. Krzycz, nikt
nie usłyszy. Nie ma nikogo poza nami, dzisiaj możesz wszystko. Dziś
jest koniec świata, który znałaś a zaczyna się nowy. Taki, w
którym nasze ciała staną się jednym. W którym nasze oddechy tak
bardzo się wymieszają, że nie będziemy umieli ich rozplątać, w
którym smak Twojego ciała będzie przyprawą każdego mojego
oddechu, a mój aromat Twoim się stanie ubraniem. Krzycz. Poczekam,
aż zobaczę swój obraz w Twoich oczach i pójdę raz jeszcze na tę
wyprawę do Ciebie całej…. Język tak bardzo palcom zazdrości, że
nie wystarczy mu chwila, on przecież całe życie czekał tej
właśnie okazji, do niej został stworzony i krążyć chce po
plecach, pośladkach i udach pachnących najświętszą prawdą. Będę
Cię szukał nim w szyi zakamarkach, w piersi uniesieniu, w dłoniach
gorączką sztywnych. W każdej wyniosłości i w każdej dolinie.
Nie popędzaj mnie proszę, nie ciągnij mnie tam, gdzie przecież
sam trafię. Pozwól sobie na kobiecą uległość, pozwól pieścić
Cię dłużej, niż sama sobie na to pozwalasz. Daj mi proszę siebie
całą i nie spiesz się… nie trzeba, zdążymy na pewno, bo to dla
tego dnia minęło zbyt wiele nocy samotnych, do tego momentu myśli
zmierzały, teraz…
A
kiedy znów upadniesz emocją pokonana, kiedy ciało zacznie stygnąć,
kiedy skrzepnięte wysiłkiem mięśnie znów odzyskać będą
chciały sprężystość, a skóra zacznie się szronem pokrywać i
meszkiem niewidocznych włosków szukać mnie zacznie – będę. Tuż
obok będę. I patrzył Ci będę w oczy, szukając w nich siebie
Twoim wzrokiem malowanego i… leż piękna, dzień się jeszcze nie
skończył. Trwaj chwilo. I kiedy mi pot ocierasz z czoła, i miesza
się on z Twoją ekstazą na palcach własnych zebraną, i dzielisz
go między nasze usta, kiedy już wiesz, że nic ich nie powstrzyma,
kiedy …. Czy można jeszcze bardziej pożądać, czy można czuć
więcej jeszcze i mocniej…? Nie potrafię dłużej hamować siebie…
nie potrafię. A dłonie chcą i oczy chcą i reszta ciała szuka w
przytuleniu Ciebie, już nie we fragmentach, lecz całej… gdybym
tylko umiał przytulić każdą Twą cząstkę na raz, żebym mógł
ją czuć jednocześnie wszędzie, gdybym… Znów mam suche usta aż
po krańce płuc, znów oddechem mogę wypalić dziury w pościeli,
znów ręce tracą stabilność, kiedy pod sobą czuję jak Twoje
ciało mu odpowiada, i wtóruje, i ponagla, i napędza jednym wciąż
rosnącym rytmem, i kusi, zaprasza ud rozchyleniem i tajemnicą
tętniącą żywego ciała. Nie ma słów, nie ma rozumu, nie ma
czasu i przestrzeni. Jest pragnienie niepowstrzymane, monsun uczuć z
żywiołu siłą prący niepowstrzymanie. Czuję Twój krzyk rodzący
się w głębi i czuję, jak mnie ogarnia żar Twojego wnętrza,
czuję nienazwane i to wszystko, co w słowach jest płaskie, a tu…
płynie na nieznanych płaszczyznach tak wielu, że nauce wymyka się
liczba wymiarów. Twoje wnętrze dna nie ma, a ja nie mam rozumu,
żeby przestać go sobą szukać. W nieznane głębie z Twoim na
moich ustach okrzykiem zanurzam się i gaśnie mi rozum zupełnie.
Gaśnie mi krzykiem utopionym w Twoje włosy, splata się w warkocz z
Twoim i łączą się w jedność niepowtarzalną. Najpiękniejszą,
najszczerszą, jedyną. Melodię, po której innych już nie ma. Po
której nic już mądrego napisać się nie da, a i powiedzieć nie
sposób. Zostawiam w Tobie siebie, zostawiam, lecz przecież
jestem….jesteśmy…. czy… nie wiem, czy to możliwe, żebyśmy
byli, bo przecież nie ma nas wcale, bo przekroczyliśmy każdą z
granic, bo świat został tak daleko za nami, że nie trafimy chyba z
powrotem, i może nawet nie będziemy chcieli tam trafić… Teraz
nie. Kiedy pozwoliłaś mi być Mężczyzną… Kiedy Ty stałaś się
Kobietą, kiedy to, co z tyłu mierne takie i płaskie…
Pozwól
mi być… I
bądź mi…
Utwór niezwykle piękny, subtelny, a nawet poruszający, pełen barwnych opisów. Mistrzem przenośni jesteś. Brawo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń