- Potrafisz zaufać? - Istota położyła na mojej głowie coś, co mogłoby być ręką, jednak na pewno nie ludzką.
Oczy miałem rozbiegane. Zapewne przerażone i pełne zdumienia. Znajdowałem się w pomieszczeniu. Chyba... Przestrzeń wokół mnie nie miała ustabilizowanych żadnych osi - nie było tu dołu, czy lewej strony, a ja... nawet nie dotykałem ściany czy podłogi. Lewitowałem urągając grawitacji. Ja, który nie miałem już siły, żeby leżeć. Lekarze wykazywali zawodowy, chłodny entuzjazm ilekroć mnie mijali, ale kłamali szuje wszyscy. Oni wiedzieli i ja wiedziałem, że te stetoskopy, monitory, kroplówki to tylko oszustwo za jakim kryła się bezradność. Mój czas kończył się tak szybko, że w lekarskich skinieniach dostrzegałem już powątpiewanie, czy na następnym dyżurze będą mieli szansę raz jeszcze uśmiechnąć się do mnie spoza karty pacjenta.
Kiwnąłem głową. Zaufać? Niechby i diabłu. Nie miałem do stracenia zbyt wiele. A tu, w tej dziwacznej przestrzeni, dwie istoty zdawały się chcieć pomóc i najwyraźniej liczyły się z ewentualnym sukcesem. Co z tego, że obcy? Wisiałem czy fruwałem pomiędzy okładkami tej przestrzeni bez butelek z morfiną i nie bolało nic. Już zapomniałem, że ciało potrafi nie boleć. A wystarczyło, że jedna z tych... osóbek położyła mi rękę na głowie.
- Dobrze. Wpuścimy ci asystenta. Nie bój się, pozwól mu działać.
Coś ugryzło mnie w ramię. Lekko, trochę jak komar. Popatrzyłem z ciekawością. Pod skórą nabrzmiało coś na kształt gąsienicy i przemieszczało się bez trudu. Kiedy odetchnąłem głęboko i dojrzałem do zgody na takie towarzystwo, gąsienica przestała bawić się w spacery. Przyśpieszyła do tego stopnia, że nie mogłem jej dogonić wzrokiem. Do czasu, gdy weszła mi w oczy i zacząłem patrzyć wzrokiem, jakiego kot mógłby mi pozazdrościć. Brzuch podskakiwał mi, co mnie rozbawiło, chociaż to coś grasowało we mnie po organach. Śmiałem się. Pierwszy raz od lat śmiałem się szczerze.
Nie wiem ile to trwało. Pewnie jakąś wieczność. Ale wreszcie ucichło i gąsienica ukryła się gdzieś poza moimi zmysłami, albo poszła sobie odpocząć. Popatrzyłem z niemym pytaniem na moje osobliwe towarzystwo.
- Ostatnie dwa pytania - powiedziała istota wciąż trzymająca mi rękę na głowie. - Jeśli zechcesz asystent zostanie w tobie. Na wszelki wypadek i na przyszłość. Chcesz? I drugie - jeśli wolisz zapomnieć, powiedz. Asystent wyczyści ci pamięć tego czasu, a lekarze ogłoszą cud. I tak zresztą ogłoszą. Wolisz pamiętać?
Nie dałem istocie dokończyć. Całowałem coś, co chyba było ręką.
- Tak! Chcę, żeby został. Niech sobie mieszka we mnie i niech wiem. Nie chcę o was zapomnieć.
dziś w przychodni jak na ironię przeczytałam napis - PIĘKNE JEST ZYCIE BEZ BÓLU...
OdpowiedzUsuń