piątek, 15 marca 2024

Wielowątkowo.

 

    Narcyzy rozgrywają partyjkę GO z fioletowymi krokusami i widać, że ich przemyślna strategia w końcu pozwoli zdominować przeciwnika. Najwyraźniej dużo ćwiczyły siłę taktycznej rozgrywki. W gęstwinach kalin sztywnolistnych toczy się wesoła gawęda ptasia – jak to bywa przy rodzinnym śniadaniu.


    Autobus wypełnia się nieco zaspaną urodą w każdym możliwym rozmiarze i doświadczeniu, pod czujnym wzrokiem pana, którego gorące myśli przepaliły włosy na czubku głowy, modelując ją na wzór sadzonego jajka. Na rondzie wolnych (szkoda, że nie OD) „sprawców nieznanego pochodzenia” wystrzyżone czupryny traw zerkają na soczystą zieleń tulipanowych liści. Dziewczyna zaplątana w złożoność czasu miała nowocześnie słuch wypełniony słuchawkami (bo bez nich nie słychać świata, przynajmniej wirtualnego) i wzrok „oldskulowo” skierowany na literaturę analogową.


    Okolice dworca niezawodnie obfitują w osoby płciowo niezdecydowane, dyskretnie z wrodzona skromnością ukrywające ewentualne walory przyporządkowujące je do któregokolwiek zbioru. Zbłąkana pszczoła wspina się po szybie bezskutecznie szukając wyjścia. Na zewnątrz brunetka rozmawia z pomarańczową walizką, której chyba zrobiło się duszno i trzeba było jej poluzować zamek błyskawiczny, aby nie straciła przytomności.


    Błękitna karta nieba rozmleczona pastelowym różem chmur snujących się bez celu, niczym owce zabłąkane pośród hal. Smutny pan zabija spokój poranka wdmuchując wytrwale niedopałki i kapsle pod żywopłoty. Wędkarz, doświadczony całym pasmem niepowodzeń życiowych siedzi z buddyjską cierpliwością czekając na taaaaką rybę, gdzie a=30 cm. NA klombie zamkniętym na głucho rosną bordowe hiacynty i nie wiem, czy to z braku słońca nie spłowiały do jasnego różu/fioletu, czy może opiły się soku z buraków i zaraziły głębią ich barwy.


    Na skwerze, gdzie rośnie najpiękniejsza katalpa świata ustawione zostały ławki z oparciem, jakie docenić mogłaby nawet żyrafa. Widok z nich oprawiony w dalszym planie kościelnym murem kusi urodą. Ale po co w Mieście grodzić dwumetrowym płotem trawnik? Jakoś nie widziałem w Mieście wegetarian wystarczająco skocznych, by przeskoczyć dowolną przeszkodę i uszczknąć coś niedojrzale zielonego.

4 komentarze:

  1. Ławki w parkach są przeważnie niewygodne, jakby chciały nas zmusić do spacerowania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny pejzaż, a może raczej piękny jego opis. Robisz mi dobrze w duszę. Ilekroć coś mnie męczy jak zgaga, zagłębiam się w Twoich widzeniach i błogość mnie wypełnia. Dziś na wpół omdlała walizka z dusznościami napawa mnie radością pomarańczu, a wegetarianie rozkoszą skoków na trawniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz - niektórzy weganie muszą się wykazać skocznością, żeby nurzać się w soczystej zieleni.

      Usuń