niedziela, 29 grudnia 2024

Wyzwanie.

 

    Misja, jak większość, była niemal samobójcza. Niemal, oznaczało w tym przypadku, że mało kto wraca z niej sobą. Ale, kiedy kobieta żąda… ciężko odmówić. Nie było czasu na przygotowania, aklimatyzację, zasadniczo w ogóle nie było czasu. Trzeba zacząć działać, nim zajdzie słońce. Natentychmiast! Podbechtany kilkoma komplementami, samiec-prawie-alfa, ruszyłem w bój. Zebrałem ekwipunek zewsząd. Z podłóg zebrałem, z kanap, zajrzałem nawet między żeberka kaloryfera, by wyciągnąć stamtąd zapodziane jak umysł zakochanych smarkaczy skarpety. Kopiec rósł błyskawicznie. Dowaliłem na wierzch zawartość kontenera z łazienki. Niezły początek.


    Byłem z siebie dumny i wzorem zdobywców zdusiłem kopiec stopą. Oddychał niemile. Smród uniósł się aż do nozdrzy i nie zamierzał ich opuścić. Kucnąłem ze wstrętem i pospiesznie sortowałem. Jak Kopciuszek. Zasadniczo pseudonim Kopciuszek oddał ideę zajęcia. Rozdzielałem brudne szmaty na trzy mniejsze hałdy, a dyslokacja dotyczyła nadziei. Nadziei, że po operacji szmaty odzyskają jedną z dwóch możliwych barw: biel, lub czerń. Wszystko pomiędzy rzucałem na trzeci stos.


    Padlina. Bo i jak rzecz nazwać bardziej obrazowo. Wepchnąłem w maszynkę do miksowania zdobyczy, kolanem dobiłem bęben. Kłapnął paszczą i pochłonął osiem kilo skondensowanego smrodu. W ostatniej chwili przed unicestwieniem przypomniałem sobie o chemii. Wiadomo – chwasty i szkodniki tępi się chemią użytkową. Chojnie sypnąłem, podlałem płynem. Chemia tak skomplikowana, że dopiero co zdolniejszy docent wydziału chemii mógł studiować zawartość opakowań bez podejrzeń, że za wiele mu umyka. Mi musiała wystarczyć płytka informacja, że środek należy dozować według ilości i stopnia zaczadzenia towaru. Krytycznie wspomniałem zawartość i nasypałem do pełna. Nic mniej w rachubę nie mogło wchodzić. Płyn takoż – na full, nie będę się rozdrabniał. Tankowanie po korek, to norma, kiedy stać człowieka na tankowanie.


    Teraz już tylko wielka chwila. Enola Gay wystartowała. Little Boy wiercił się w jarzmie komory dokującej. Czułem się jak decydent. Prezydent z walizą, kodami odpalającymi Armageddon. Final Countdown!


    Dziesięć… Dziewięć… - łykałem ślinę. Emocje. Spocone dłonie, Wzrok skupiony na celu. Byle nie chybić i nie narazić się na śmieszność. Na oskarżenie o dezercję, czy dywersję. Osiem… Siedem… Jeszcze chwila. Nacieszyć się władzą. Moc wypełniała mnie po brzegi. Byłem niewzruszony niczym Nemezis. I jak ona poskromiłem furię, by gniew nie zaślepił. Sześć… Pięć… Pod moim wzrokiem ładunek skulił się, usiłował chować za mniej ostrożne sztuki. Cztery… Sprawdziłem zawory wodne, odpływ. Trzy… Dwa… Mięśnie nabrzmiały, twarz stężała. Metalowym wzrokiem przeciągnąłem po przełącznikach. Po tablicy rozdzielczej. Jeden… Suwaki i pokrętła ustawiłem w pozycję „pełna moc”.


    Zero! Atak! Avanti! Naprzód! - wbiłem guzik do końca. Nie zadrżała mi dłoń. Otarłem spocone czoło. Bęben ruszył. Syk zaworów dał świadectwo reakcji na rozkaz. Mój rozkaz. Maszyna drgnęła i spełniła żądanie. Teraz akcja unicestwienia była już poza mną. Zsunąłem się na podłogę. Mokry od emocji patrzyłem w kalejdoskop bębna, w którym widać było zamieszanie. Chemia w akcji, to niezapomniany widok. Hipnotyzuje. Wirujący krąg motłoszył zawartość. Kłębiły się brudy zaatakowane znienacka technologią. Zaawansowaną bardziej, niż trzeba. Otwartą na walkę z nieznanym. Gotową na bezapelacyjne zwycięstwo. Na tryumf.


    Ja również byłem gotów. Nie wiem skąd nabrałem pewności, że wszystko się uda, że brak doświadczenia nie stanie na przeszkodzie i wygram ten nierówny pojedynek, nim kur zapieje. Będzie ze mnie dumna! Wiadomo. Dla swojej kobiety gotów byłem na największe poświęcenia, czy wyrzeczenia. I brak doświadczenia nie przeszkodzi mi w walce o jej uznanie. W tej chwili byłem Bogiem i mogłem wszystko! Mogłem wybełtać świat tak, że Ameryka skurczyłaby się do mizernej wyspy, a Afryka rozciągnie jak wełniany sweter na sznurku. Żeby Europa zaplątała się w rozliczne morza i oceany, a wyspy morza północnego siła odśrodkowa wypchnęła na bieguny. Czysty kataklizm.


    Mogłem. Byłem młody i silny. Testosteron we mnie szukał okazji, by się wykazać.


    Dla niej mogłem uprać całe galaktyki, drogę mleczną wyczyścić z plam i smug. Wystarczyłoby tylko, żeby wskazała je paluszkiem.

10 komentarzy:

  1. O matko! 8 kilo brudów naraz? Ale żeście się zapuścili .... Biedna ta pralka....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeście? przemawiasz, jak naczalnik jedynie słusznej partii robotniczej.
      a TV trąbi, żeby energię oszczędzać i ładować pralkę do pełna. teraz są bębny 8,5 kg wsadu.

      Usuń
    2. No żeście, bo przecież nie żeśmy .... heheh
      I kto niby tak wierzy w to, co TV trąbi .... U nas w radiu to raczej namawiają, żeby zużywać energię na prace domowe jak działają OZE ...
      A ten testeron znalazł tę (!) okazję do wykazania się, czy wszystko zakończyło się na rozwieszeniu prania?

      Usuń
    3. ciekawość pcha Cię poza granice intymności. nie wiem, czy to zaleta.

      Usuń
    4. Może i nie zaleta, ale za to ile emocji ...

      Usuń
    5. w takim razie - życzę ich jak najwięcej i wystarczająco często. niech kwitną i cieszą ciało, względnie umysł.

      Usuń
  2. Odbrudzanie i odsmradzanie to bardzo szlachetne czynności. Rzucą na kolana każdą kobietę, przed którą stanie odbrudzający i odsmradzający rycerz, nawet nie musi być na koniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to z cyklu niezwykłych dokonań współczesnego Don Kiszonki. był już etap zakupu ziemniaków, gotowania zupy i sam już nie pamiętam czego jeszcze.

      Usuń
  3. Nie ulega wątpliwości że masz duży talent literacki.
    Jestem pełna podziwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pisać, to każdy głupi potrafi. a brudy uprać?

      Usuń