Ławice mleczy wygrzewają się na trawnikach. A gołębie stadnie wysiadują komin. Liczą, że co się wylęgnie? Eko-groszek? Dym splecionych łańcuchów DNA? Małe, lśniące kominiątka? Bo chyba nie ekipa kominiarzy płci wszelakiej?
Kos, nieco poirytowany moim pojawieniem się na krawędzi trawnika nie ustawał w wysiłkach, by wyszarpnąć spod ziemi coś długiego i rozpaczliwie broniącego się przed apetytem ptaka. Lipy zazieleniły się nieco zawstydzone, że dopiero teraz uznały wiosnę. Na straganie nieco zziębnięta kobieta sprzedaje ostatnie narcyzy i tulipany, ciężkie, świąteczne siaty wędrują ku domostwom.
I nikt się nie uśmiecha. Wszyscy mozolą się i opracowują strategię prac. A nawet rezygnacji, bo czasu na wszystko zabraknie.
Ten fragment jest jak nieogolony poranek świata – wiosna niby przyszła, ale z ociąganiem, wszystko trochę za późno, trochę niepewnie. A w tle codzienność, która nie ma czasu na zachwyt, tylko planuje – nawet rezygnację. I właśnie przez to jest to tak prawdziwe.
OdpowiedzUsuńprzedświąteczny dryf. wszyscy robią to samo, choć w różnej kolejności. i na radość nie ma już czasu, bo trzeba koniecznie to i tamto, a może jeszcze i owo.
Usuń