Osiedlowa magnolia postanowiła pobić rekord świata, więc w trzy dni rozkwitła i zgubiła kwiaty. Leżą teraz na trawniku jak pierzyna, spod której dawno już uszło życie i podążyło ku zaświatom. Kobieta z mocno już opalonym dekoltem pruła na rolkach, jakby doganiała peleton. Rzadki deszcz mieszał się z kurzem, co nie pachniało szczególnie dobrze. Za to kosom służyło, bo ich garnitury nabrały głębi trudnej do odtworzenia. I dopiero-co-zieleniejącym się brzozom, także było w smak.
Wysoka, szczuplutka dziewczyna w gumowych dżinsach stałą sobie na przystanku i pozwalała spodniom wymodelować własną sylwetkę. Musiała mijać kozacką sprzątaczkę, także w podgumowanych dżinsach, które musiały się o wiele bardziej natrudzić nad efektem, choć etn wyszedł więcej niż pierwszorzędnie. Mięśniak w „markowej” i mocno obcisłej czerni demonstrował sploty mięśni wszystkich kończyn. A wszyscy czekaliśmy na jeden i ten sam autobus do tam.
Wewnątrz była istota istotnie za długa, za chuda i płciowo niezdeterminowana. Ludzki patyczak, a może modliszka? Przynajmniej proporcje nie byłyby jakoś szczególnie pokrzywdzone. Przed piekarnią (ponoć najlepszą w Mieście) kolejka jak za Peerelu. Później, to już kręciła pupką pani Księżniczka. Pupka nie powiem, że wiekowa, bo to byłoby nadużycie, chyba, żeby zsumować ponad pół wieku na każdy pośladek, wezwała wsparcie w postaci męża, żeby pomógł wyrzucić śmieci. Jak się chce mieć księżniczkę w domu/łóżku/życiu, to nie można skalać jej brudną robotą. Aż żal, że nie zaprosiła mamusi i dziadziusia by wygładzili jej szlak przez życiorys. W mojej Galerii Pasożytów Księżniczka wyróżnia się wśród gwiazd.
Córka piekarza, pulchna jak bochenek i gorąca niczym chlebowy piec wyrozbierała się ile tylko się odważyła, by miesić ciasto na ciepłe bułeczki, które cieszyły gawiedź mniejszym zainteresowaniem niż ona, spocona. Na moście z nazwy Piaskowym pachniało mi świeżo obrabianym drewnem, a wokół pomykały w Dzielnicę Boga młode piersi i pupki otulone misternymi koronkami udające piękne pisanki i zasługujące na miano świątecznych. Jeszcze kiecka z farbowanej na czarno moskitiery w komplecie z kozakami – tak też można, bo można wszystko. I bysior w okularach i plisowanej spódniczce polujący na wózek przed „Biedronką” – to nie jest kryptoreklama dyskontu, już prędzej faceta.
Zapewne owa magnolia cierpiała na niedosyt wody. Nie znam się zupełnie na hodowli roślin- mam podejrzenie że być może są różne odmiany owego drzewa, ale w berlińskim Ogrodzie Botanicznym to magnolie z reguły długo kwitną. Tu na przydomowych trawnikach to już ponad tydzień kwitnie malutkie drzewko magnolii. Jakaś zapóźniona w rozwoju chyba jestem bo jeszcze nie widziałam podgumowanych dżinsów. Poza tym mieszkanie w Berlinie nauczyło mnie by nie zwracać uwagi na to jak kto jest ubrany, bo tu "wszystkie chwyty dozwolone" . I jest to rzecz, którą bardzo cenię, bo mogłabym tu spokojnie spacerować z gniazdem wronim na głowie i nikt by się nie dziwił. I za to też bardzo lubię Berlin.
OdpowiedzUsuńanabell
niech więc się darzy w Berlinie z wronim gniazdem na głowie. ja lubię się dziwić i robię to poza Berlinem. a magnolia zeszłego roku miała kwiaty długo. ten rok jakiś inny chyba. przynajmniej dla niej. a dżinsy? kiedyś były z żaglowego płótna - ciężkie, sztywne i niezniszczalne. dla niewolników na plantacjach. teraz naciągają się i dostosowują do ciała. a może nawet pozwalają przemieszczać nadmiary tam, gdzie właściciel cierpi na niedobory.
UsuńI to tak, wszystko rozkwita i więdnie w jednej sekwencji, bez względu na fason dżinsów i intensywność spojrzeń. Miasto przegląda się w lustrze pyłu, a każdy gest, nawet najdrobniejszy, to próba zapisania się w czymś większym niż my sami.
OdpowiedzUsuńA może to tylko moje mrzonki? nadinterpretacje, mniemania? w końcu każdy z tych ludzi mógłby odwdzięczyć się nadobnym i stałbym się bohaterem obrazka jednego z tysięcy wklejonych do innego bloga.
Usuń