Gruszka
mi się zamarzyła. Nie gruszkowy sad owocu pełen, nie skrzynka cała
przepocona aromatem tymczasowych lokatorów, ale jedna, z czułością
mi nieobcą obrana i w cząstkach wprost do ust podana ręką miękką
i ciepłą. Leżałem oczu nie otwierając i modląc się o taką
dłoń, która poda mi drobny kawałek owocu do ust, że namaluje mi
smak na wargach i poda cząsteczkę niewielką i podzieli się ze mną
szczęściem niezmierzonym, kiedy owoc rozpływać się będzie na
podniebieniu, a mój uśmiech dotrze do Kasjopei, albo do mgławicy
Oriona. Wszystkie zmysły zachwycone były tym widzeniem moim i
rozmarzone tak bardzo, że nie poruszyłem ani kolanem nawet, żeby
widzenia nie spłoszyć. Leżałem a wokół mnie drżał wszechświat
chcąc moją fanaberię chwilową spełnić, a ja cierpliwie
czekałem. Usta tylko rozchyliłem, żeby nie uronić ni kropelki
tego soku, który w palcach podsuniętych mógłby kroplą spłynąć,
lecz poza tym bezruch. Uśmiech rósł mi niczym nieskończoność,
poza granice cielesne, aż uderzony piorunem myśli zesztywniałem.
„Może jestem w ciąży?!” Odrzuciłem kołdrę łaszącą się
do mnie przez noc całą, wygrzaną moim ciałem i dłonie na brzuch
obie na raz kładę tym gestem, który ciężarne nawet nieświadomie
czynią głaszcząc i pieszcząc przyszłe życie. Położyłem. Cóż
z tego? Płeć nie ta, więc o poczęciu zapomnieć mogę. A widzenie
precz sobie poszło i nawet cieniem smaku nie zostało we mnie. I
teraz, już obudzony, zesztywniały wstałem i żadnym owocem się
cieszyć nie umiem. A tamten – zakazany, rozpłynął się w
bezkresie tej mojej niemocy. Okrutne to. Niepojęte. Choć ja
przecież za gruszkami nie przepadam wcale.
Niepojęcie.
OdpowiedzUsuń" Odrzuciłem kołdrę łaszącą się do mnie przez noc całą " - jak kot... dobranoc kołdra czeka... kot czeka...
OdpowiedzUsuńZ pewnością coś urodzisz :-)
OdpowiedzUsuń