W zamyśleniu skrobałem rzeczywistość, aż puściła na jakimś słabszym szwie. Nieoczekiwanie dla mnie pojawiła się nić łącząca dwa fragmenty - było za co pociągnąć. Rozpleść to, co do tej pory przylegało ściśle i nie dawało nadziei na więcej. Nie pamiętam już o czym myślałem skrobiąc pazurem zupełnie niepozorny fragment całości, gdy puścił. Palec chciwie wślizgiwał się w szczelinę i drążył nie dając oczom szansy, by się przyjrzeć czemuś tak zdumiewającemu.
Siebie nie mogłem być pewien, skoro własny palec nie chciał mnie słuchać i pchał się na drugą stronę. Przecież go nie odgryzę, bo mimo wszystko jest mój. Do pierwszego dołączyły kolejne usiłując powiększyć otwór, albo wypruć nić łączącą dwie sąsiadujące płachty... ? Nicią łączy się materiały , więc uznałem, że to wielkie prześcieradło zszyte tak dokładnie, że tylko przypadek sprawił, że udało się znaleźć granicę. Jeżeli w ogóle jakaś granica być mogła. Przecież po mojej stronie rzeczywistość zdawała się być ciągła i kompletna, chociaż może uboga i ograniczona.
Potrafiłem sobie wyobrazić inne, bogatsze i bardziej majestatyczne światy, jednak żyjąc w obecnym nie czułem się obcy. Żyłka poszukiwacza skomlała czasami o jakąś większą ekstrawagancję, kolory i niespodzianki, lecz rozsądek tonował te niedoprecyzowane mrzonki wykazując zalety status quo.
Dumałem i chyba straciłem odrobinę kontakt z prującą się rzeczywistością pochłonięty dywagacjami, a palce tymczasem zdołały powiększyć dziurę do wielkości, przy której można było już myśleć o wzrokowej inwazji na drugą stronę. Uśmiechałem się z jakąś dziwną satysfakcją, jak chłystek, który wie, że w płocie okalającym wiśniowy sad dwie sąsiadujące sztachety można rozchylić i przekraść się na drugą stronę, by poczuć w ustach sok dojrzałych i ciepłych od słońca owoców.
Po mojej stronie rzeczywistość lekko się zmarszczyła, gdzieniegdzie naciągnęła, a w jeszcze innych miejscach uwypukliła. Patrzyłem na nią pozwalając palcom na ciąg dalszy i miałem wrażenie, że rzeczywistość staje się krzywym zwierciadłem deformującym dość zabawnie wszystko, czemu można było się przyjrzeć. Pewnie zawiniła ta dziura, która przestała być domysłem i miała wielkość pozwalającą wedrzeć się do środka (?) dwóm palcom.
Zaintrygowany byłem niesamowicie. Mogłem wyjrzeć poza rzeczywistość, czyli chyba na zewnątrz. A może do środka jednak? Gdzieś. Mogłem. Wnętrze dłoni łaskotał koniuszek pękniętej nici. Nie miałem sił dłużej opierać się ciekawości. Wyszarpnąłem z dziury palce i przytknąłem do niej oko, mrużąc to drugie, żeby mieć większą ostrość widzenia i skupienie. Jakbym przez lunetę lub monokl patrzył. Przełknąłem z emocji ślinę. Z drugiej strony...
Z drugiej strony patrzyło na mnie oko. Ciekawskie jak moje.
Są światy równoległe ale nie każdy dostrzeże i uchwyci nić, wetknie palucha, rozciągnie dziurkę na szwie. Warto było?
OdpowiedzUsuń