piątek, 10 stycznia 2020

Guzik

Pani była tak roztargniona, że nawet nie zauważyła mnie, gdy stanęła przede mną i bezwiednie drapała paznokciem klapę marynarki. Stałem sparaliżowany nie mogąc nawet drgnąć, gdy szpon przedarł się przez materiał i od niechcenia przeciął jedwab koszuli. Trudno wymagać, żeby tak delikatna tkanina wytrzymała napór paznokcia wyostrzonego na bojowo.
Gdybym mógł to pewnie krzyknąłbym, gdy przecięła mi skórę i pierwsza nieśmiała strużka krwi zaczęła przeszukiwać ścieżki w głąb ziemi, wybierając na ciele te miejsca, którymi najszybciej mogła to osiągnąć. Część krzepła wyznaczając koryto, część wsiąkała w materiał, aż nachlał się do syta, lecz reszta wytrwale płynęła w dół nie przejmując się stratami. Krwi byłem pełen i wydawało się, że nie zabraknie jej na fanaberie pani o szklanym wzroku, w którym nie umiałem odnaleźć siebie ani jej.
Palec wgryzł się we mnie jak dżdżownica w glebę. Wolno lecz nieustannie pogrążał się omijając kości od niechcenia. Nie wiem dlaczego, jednak byłem przekonany, że kości mam zbyt miękkie, by przetrwały tak wielkie roztargnienie i nieustępliwość. Mięśnie wiotczały i napinały się pod wpływem ruchów palca, który zaczął już łaskotać skórę od wewnątrz pleców. 
- Och! - twarz kobiety ożyła, kiedy palec wynurzył się z drugiej strony. Usta zgasły zaraz po okrzyku, a dłoń cofnęła się zawstydzona. Pani oparła dłoń o drugą klapę marynarki, jakby chciała wytrzeć ją z krwi, ale palec tak zasmakował, że drążył już drugą dziurę. Znów zapomniała o mnie i pozwoliła narzędziu na swobodę. Wprawa uzyskana za pierwszym razem sprawiła, że pazur wynurzył się na plecach zdecydowanie szybciej i nie zaspokoił swoich ambicji. Tym razem kobieta powstrzymała się od wydania jakiegokolwiek dźwięku, lecz przystąpiła do trzeciej przeprawy. A potem do następnej. 
Stałęm bezradny w kałuży stygnącej krwi i wyglądałem jak ochłap. Nie miałem pojęcia jak wielkim apetytem wykaże się kobieta, lecz cztery stygmaty rozlokowane w niedoskonały kwadrat najwyraźniej ją zaspokoił. Na moich oczach oblizała palce i ujęła w nie przeźroczystą nić. W szklanym wzroku nie było widać ani skupienia ani niecierpliwości, gdy nawlekała nić na sporą igłę. Zanim zorientowałem się w jej zamiarach zaczęła mnie przyszywać do ciężkiej, aksamitnej kotary w kolorze dojrzałego burgundu. Krew opuszczając ciało pozostawiła mnie bladym, niczym stara kość słoniowa - jak pożółkły, pomarszczony guzik poruszany wiatrem na ciepłej, głębokiej czerwieni zasłony dzielącej świat na części. 

1 komentarz: