Wymyśliłem
sobie, że zaniosę własną codzienność do pralni. Takiej
ekologicznej i błyskawicznej. Dokładnie takiej, jakiej spodziewać
się można w galeriach handlowych i do odbioru po dziewięćdziesięciu
minutach zaledwie. Zakurzyła mi się ta codzienność, spłowiała i
wartość słów zgasła. To zaniosę, a sam w tym czasie wstąpię
może do księgarni, zobaczyć jak słowa niezakurzone, pachnące
jeszcze drukarnią smakują. Zupełnie akuratny pomysł na dzień, z
którym nie-wiadomo-co-począć. I zapakowałem codzienność w
torebkę foliową, nawet nie składałem specjalnie, bo torebka duża,
a codzienność pokurcz jakiś taki… wlazła jak jabłko do studni
wrzucone. Może za mała ona i trzeba nową kupić? Zobaczymy –
przymierzę, jak się wyczyści już dobrze. Jeśli się skurczyła i
za małą mi będzie, to sklepów nie zabraknie chyba. Najwyżej –
poproszę jaką uczynną panią o pomoc, żebym czego starego nie
kupił, albo kiepskiej jakości. Bo panie ponoć się znają. Na
modzie i na jakości. Może mi która pomoże… Portfel w spodnie,
nogi w buty i wymarsz wojsk. Drogę z grubsza kojarzę, bo w końcu
mieszkam tu jakiś czas, więc do galerii jakoś wceluję, chyba, że
mnie na pokuszenie powiedzie człowiekiem spotkanym, albo zdarzeniem
błahym uwiedziony dam się na manowce sprowadzić. To też dobra
forma spędzania czasu. Takie manowce. One się słodko kojarzą w
czasie teraźniejszym. Idę, ale czuję już, że preteksty szukają
do mnie dostępu i odwieść mnie chcą od planu. Bo z planów
ludzkich, to bogowie się śmieją przecież. I łatwy dostęp mają
do rozmaitych przeszkadzajek, które z drogi ściągnąć potrafią i
mocny organizm, a co dopiero takiego mnie codzienności pozbawionego,
bo ona skołtuniona w torebce siedzi teraz i piszczy cicho. Chyba nie
chce się kąpać. Albo chemicznych się boi odczynników. A ja jak
twardziel bezwzględny, jak zimna suka za uszy ścisnąłem
torebeczkę i zdusiłem w zarodku te łkania i niosę do pralni
zakurzoną, kusą codzienność. Niech tylko stęknie, to ją zeklnę
słowem obelżywym. Cicho być ma i basta. Bo nie wiadomo, co dzień
przyniesie.
Byle za dokładnie nie wyprali, bo może i czysta będzie, ale barw soczystych i historii pozbawiona...
OdpowiedzUsuńCzy jest nadzieja Oko, że się w końcu pojawisz? Ubrany w codzienność.
OdpowiedzUsuńCodzienność jest po coś. Święta są po coś. Jotka dobrze zauważyła - by nie wyprać historii nawet tej która ma rysy i blizny, bo one są świadectwem i mają coś ważnego do powiedzenia. Dobrego Nowego Roku !
OdpowiedzUsuń