- Postać: Spacerujący zimą ślimak
- Zdarzenie: Wycieczka do hodowli ludzi
- Efekt: Świat bez samochodów, wszyscy poruszają się pieszo. Zaakcentować to wyraźnie w treści.
- Zdarzenie: Wycieczka do hodowli ludzi
- Efekt: Świat bez samochodów, wszyscy poruszają się pieszo. Zaakcentować to wyraźnie w treści.
Był stary, a przynajmniej skorupa, którą dźwigał
zdawała się nosić piętno długotrwałego użytkowania. Wysłużona, z licznymi
śladami wieloletniej, nie zawsze ostrożnej eksploatacji. Połatana tu i tam,
zdawała się być pamiętnikiem długiego i nie zawsze nudnego żywota. Jako jeden z
nielicznych nie pozwolił sobie ozdobić muszli żadnym tatuażem, czy kolorem,
zachowując pierwotny wzór zgodny z jego DNA. Szedł powoli, z godnością
wynikającą z wieku. Jego zdecydowany krok zdawał się świadczyć o doskonałej
znajomości szlaku, jakim szedł. Pewnie w przeciągu życia nie raz pokonywał tę
ścieżkę, więc dziś gotów był kontynuować spacer nie zerkając specjalnie przed
siebie i bez najmniejszej wątpliwości trafić do domu wprost na podwieczorek.
Zimą spacery były łatwiejsze. Ląd pokryty warstwą lodu sprzyjał brzuchonogom i
pozwalał na rozwinięcie przyzwoitej prędkości podróżnej, bez nadmiernego
angażowania energii. Latem… Latem było znacznie gorzej i ślimaki wolały
podróżować drogą morską, maksymalnie skracając wizyty na stałym lądzie, których
na szczęście było jak na lekarstwo.
Przypomniał sobie oglądany
przed chwilą program BBC i zaklął szpetnie pod nosem. Irytowała go arogancja
władzy. Bezmyślność i marnotrawstwo wynikające z dostatku i możliwości, jakich
przeciętni mieszkańcy nie mieli. Program przedstawiał codzienność zapomnianej
plantacji leżącej mniej więcej na obszarze, jaki Pacyfik dzielił niegdyś z
Australią. Dziś, zamiast wielkiego kontynentu, pozostało kilkadziesiąt mocno
wypiętrzonych wysp leżących tak daleko od cywilizacyjnych centrów lądowych, że
niemal zapomnianych. Właśnie tam naukowcy odkryli dziko żyjącą kolonię ludzi
rządzących się własnymi prawami. Własnymi! O zgrozo – film przedstawiał rzecz
bez precedensu w świecie – ludzie korzystali z dawno zakazanych samochodów! A
przecież kodeks narzucał restrykcje tak dotkliwe, że żadna istota nie śmiała
nawet pomyśleć o podobnym wykroczeniu. Samochody uznane zostały za narzędzia
zbyt lekceważąco traktujące życie, by dopuścić do korzystania z nich. Ba!
Zakazano nawet remontów dróg, posuwając się zgoła do ich celowej dewastacji i
przywracania naturalnego porządku rzeczy. Podróżowanie zostało ograniczone do
pieszych wędrówek, co miało również subtelne podteksty natury politycznej. Utrudniało
bezpośrednie kontakty sprowadzając wizyty do absolutnego minimum. Życie
skupiało się w centrach cywilizacyjnych łatwych do kontrolowania i
monitorowania, spowalniając podstępną działalność ewentualnych ugrupowań
podziemnych.
Starzec musiał wyjść, przewietrzyć głowę. W jego
wieku silne emocje mogły się źle skończyć. Życie kontrolera na ludzkiej farmie dostarczyło
wielu stresujących sytuacji i teraz, na zasłużonej emeryturze musiał zadbać o wewnętrzny
spokój. Szczególnie, że mieszkał sam. Od czasu do czasu odwiedzały go wnuki,
którym opowiadał historie, albo snuł wspomnienia z własnego życia. Wnuki
uwielbiały legendy i starożytne historie. O samochodach też im opowiadał i o
ludziach, jacy byli, zanim ogólnoświatowa wojna nuklearna w XXI-wieku nie
postawiła na głowie porządku rzeczy. Nie do uwierzenia, że ci ludzie śmiesznie
chodzący na patykowatych, za chudych nogach potrafili zawojować świat i rządzić
nim niepodzielnie przez tysiące lat. Chwytne dłonie i zdolność do
abstrakcyjnego myślenia dawały im kolosalną przewagę nad resztą świata
zwierzęcego. Aż żal było patrzeć, jak bardzo cofnęli się w rozwoju pod wpływem
powojennego szoku i mutacji. Czasami zabierał wnuki na wycieczki, pokazując
faktorię, na której hodowano ludzi, a on przez wiele lat sprawował codzienny
nadzór. Nie każdy dziadek mógł pokazać maluchom ludzi i w szczegółach omówić
procesy hodowlane. Sam był jednym z ostatnich, którzy nie tylko ślęczeli przed
monitorami, lecz wybierali się na wielodniowe inspekcje w teren. Ślady prób
zamachu nosił na skorupie, jak medale za odwagę i był z nich dumny, a zachwyt w
oczach wnuków wynagradzał mu reumatyczne bóle budzące się czasem na dnie
starych ran. Za oddaną służbę na plantacji otrzymał akt własności służbowego
dotąd domku na skraju oceanu, dzięki czemu starość mógł spędzać w środowisku do
jakiego przywykł.
Wojna… O niej wnuki chciały wiedzieć najwięcej. To
była apokalipsa. Świat wybuchł. Oszalał. Ziemia uniosła się i zatonęła w
słonych wodach. Gdzieniegdzie tylko wzbudzony erupcjami ruch górotworu
wypiętrzył enklawy pozwalając przetrwać nielicznym ludziom. Trzydzieści procent
lądów stopniało do raptem trzech, rozrzuconych po bezkresie błękitu, a zgon
półprzewodników sprawił, że wyspy nie miały łączności. Impuls
elektromagnetyczny cofnął świat w czasy analogowe. Fale uderzeniowe rozniosły w
pył drobne życie i zdeformowały naturę. Wszystkiego trzeba było uczyć się od
nowa. Choroba popromienna, jak śmierć z opóźnionym zapłonem, schylała się po
liche życie i zbierała żniwo tak liczne, że padlinożercom przeciążone brzuchy
ciągnęły się po ziemi. Szczęściem dla ślimaków – ludzie spontanicznie i z
niewiarygodnym zapałem rozmnażali się pomimo nieustannej grozy. Po wojnie
ludzkość już się nie podniosła. Jednostki pozbawione opieki socjalnej, wsparcia
nauki i maszyn degenerowały, traciły pewność siebie i stawały się bezradne.
Jakby dla zachowania status quo, na dnie mórz
sytuacja zmieniła się na plus, z wielką korzyścią dla nowych gospodarzy
ziemskich - ślimaków z rodziny charonia tritonis, zwanych ówcześnie przez
ludzkość trąbkami trytona, osiągających rozmiar maksymalny na poziomie
sześćdziesięciu centymetrów. Do dzisiaj nie udało się zdobyć dowodów, w jaki
sposób morska woda spolaryzowała impulsy i przemodelowała siły uderzeniowe tak,
że w wyniku działań wojennych doszło do radykalnej przemiany kompletnie
niezgodnej z teorią ewolucji. Ślimaki błyskawicznie uzyskały samoświadomość,
inteligencję, oraz rozmiary przewyższające gabaryty ludzkie. Chłód oceanów i
przyrost masy sprawił, że zapotrzebowanie organizmów na energię wzrosło do tego
stopnia, że trytony musiały radykalnie zmienić dietę, kierując zainteresowanie
w stronę produktów wysokobiałkowych. Jako polifagi wykorzystały uniwersalność
apetytu i rozpoczęły rabunkową gospodarkę w obrębie głębin, doprowadzając w
stosunkowo krótkim czasie do znacznego zubożenia zasobów. Niestabilne czasy
charakteryzowało szabrownictwo, a wewnętrzne wojny w obrębie gatunku nie miały
końca. Przed zmasowanym głodem hord ślimaczych podwodne życie nie zdołało się
obronić i oceany zaczęły ziać pustką porównywalną do wcześniejszego ubóstwa życia
pustynnego.
To wtedy triumwirat wybitnych, ślimaczych mózgów
utworzył globalny rząd i wprowadził jednolity kodeks, narzucony siłą przez
fanatycznych pretorian niezachwianie wierzących w idee w swoich guru. Wojny
wewnątrzgatunkowe trwały całymi latami, jednak grupki oportunistów działających
po amatorsku pretorianie roznosili w pył, konsekwentnie doskonaląc sztukę
wojenną. Kiedy nastał pokój, ludzkość stała się siłą roboczą i paszą, którą
hodowano w wolno wybiegowych faktoriach rozmieszczonych na stałym lądzie, gdyż
jednostki ludzkie bardzo źle znosiły długotrwały kontakt ze słoną wodą, a
oddychanie powietrzem rozpuszczonym w wodzie przekraczało ich możliwości
adaptacyjne. Topili się jeden za drugim nie potrafiąc nauczyć się prostej
przecież sztuki. Musieli przegrać – stać się żywicielami i zgodzić się na układ
antagonistycznego współżycia z nowymi władcami świata. Ślimaki chętnie posilały
się krwią osobników, pozostawiając je przy życiu, by po regeneracji mogły dalej
służyć pracą. Niepokornych jednak zabijały, by spożytkować całe ciało na użytek
rasy władców. Zapasy samorzutnie odnawialne sprawiły, że ślimaki uzyskały stały
dostęp do diety tak bogatej w kalorie, że mogły bez przeszkód rozwijać potrzeby
wyższego rzędu. Tymczasem ludzkość chyliła się ku ostatecznemu upadkowi. Gdyby
nie ślimacze zainteresowanie gatunkiem ludzkim zapewne szybko doszłoby do
wymarcia gatunku, tak, jak spotkało to wiele innych, które nie udźwignęły
drastycznych zmian środowiska. Ślimakom adaptacja zabrała parę wieków,
poświęconych barbarzyńskim podbojom i walkom o zaspokojenie pierwotnych
potrzeb.
Dlatego kompletnie zapomniana plantacja wzbudziła
gniew starca. On uczył się historii i doskonale pamiętał - wielki głód, walkę o
przetrwanie, polowania zabierające większość czasu i nie pozwalające Trąbkom
Trytona na rozwój i rozrywki. Dziś, siedząc wygodnie przed telewizorem słuchał
z rosnącym gniewem o beztrosce własnego rządu. Wyszedł, bo spacer go uspokajał
i pozwalał myślom na większą swobodę. Poruszał się mierzonym krokiem strażnika,
kolebiąc się na boki powoli i bez gorączkowych ruchów. Szedł, jakby znów
wybierał się do pracy, na patrol, podczas którego nie mogło wydarzyć się nic,
czemu nie byłby w stanie zaradzić. Wiatr świstał coś wesołego i gładził muszlę
chłodząc emocje.
- Wnuki! – Mruknął w końcu pogodzony z ignorancją
władzy. – Za tydzień znów się pojawią, bo akurat będą moje urodziny. Trzeba
myśleć o nich, pal sześć zapomniane plantacje. Czas zaplanować wyrafinowane
menu. Młodzież byle czego nie zechce. Może tatar ze świeżej wątróbki? Z
koperkiem i duszonymi brzoskwiniami? Dzieciaki uwielbiają soczyste mięso pełne
słodkiej krwi. A na owoce zawsze mają nieposkromiony apetyt. Zajrzę na farmę,
może uda się po starej znajomości załatwić trochę młodziutkiej wątróbki. Może
nawet móżdżek?
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Prawo rozwoju nie może być złe albo dobre, istnieje poza moralnością."
("Ślimak na zboczu")
Przynajmniej według braci Strugackich:)
Pozdrawiam:)
dziękuję. przymierzałem się do tej lektury, jednak ominęła mnie, pomimo bardzo frapującego tytułu.
UsuńLubię prozę Strugackich.
UsuńZaczęłam od "Strany bagrowych tucz" ("Kraina purpurowych obłoków"), trochę nietypowo, bo większość zaczyna od powieści "Piknik na oboczinie" ("Piknik na skraju drogi"), pewnie trochę ze względu na bum z "Metrem" D. Głuchowskiego:)
"Ulitka na skłonie" ("Ślimak na zboczu") jest dość specyficzna, nawet jak na tych autorów:)
A moją ulubioną pozycją jest "Trudno byt' bogom" ("Trudno być bogiem").
Najpierw czytałam wszystko w oryginale, bo tylko do takiego wariantu miałam dostęp. Potem w tłumaczeniu, i muszę powiedzieć, że powieści nie odbiegają jakoś drastycznie od rosyjskojęzycznej wersji.
Pozdrawiam:)
dziękuję za polecenie - Strugackich zapamiętam i poszukam
Usuń