poniedziałek, 9 września 2024

Obrażona żona obnażona.

 

    Strawiłem marnie letnią kanikułę i za nic mi żale wszelakie. Najwyraźniej utracjuszem jestem wyrafinowanym i cynicznym. Wróciłem do Miasta, a tu żar leje się z nieba, a odbijając od asfaltowych rzek zwielokratnia się i tężeje w lepki syrop. Nie mając zwierciadła wielkiej drgającej kałuży pogrąża się w monotonię pulsującego upału i wszystko zdać się może fatamorganą. Jednak wróże ze służb meteo obiecują, że to już końcowy paroksyzm i za chwilę wiatr i woda wezmą w posiadanie to Miasto spocone i tych mieszkańców ocalałych po przejściu przez pustynię. Już teraz wiatr zaczyna potrząsać koronami drzew, a solarne latarenki drżą na myśl, że koniec okresu dokarmiania bliski. Za to psom i ptakom nieco lżej na duszy i nie muszą dyszeć, by zachować resztki życia.

4 komentarze:

  1. Nęka mnie od dwóch lat jakiś spamer cyrylicą. pod jeden ze starych postów wkleja non stop jakieś bzdury - usuwam regularnie, bo jest tego zatrzęsienie. a dziś, omyłkowo usunąłem komentarz jak niżej - przepraszam.
    No,...wreszcie.
    Jesień ulubiona. Kąpiele w deszczu, wiatry, pioruny i błyskawice nad jeziorem. Gorzej z ognichem, ale kuchenka z felg zdaje egzamin. Zamiana-zwijamy przeciwsłoneczny żagiel na przeciwdeszczowy...i na boso. Coraz mniej dyszę z rana...
    R.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama nie znoszę upałów, ale wolę lato od jesieni i zimy... Najpiękniejszą porą roku jest dla mnie wiosna.

    OdpowiedzUsuń