piątek, 21 marca 2025

Błędnik z błędem pobłądził obłędnie.

 

    Kos pazurkami zdrapywał noc z budzących się gałązek śliwy wiśniowej. Wróbel, tłusty od dobrych snów wyszedł na ganek poprzeciągać się trochę, a pod dachem kokosił się drobiazg, albo bardzo rozszczebiotana małżonka. Wysokim niebem czapla wracała w domowe pielesze, to jest na drzewa przycupnięte nieopodal ogrodu zoologicznego. Pewnie została na noc u chłopaka ze wsi, ale bardzo przekonującego i wartego niejednego grzechu.


    Mała Budda, dziś w kolorach ziemi, studiowała zawartość sieci, a wysiadając ogrzewała duszę dymkiem z cienkiego papieroska. Pani komandos z ochrony osiedla wracająca do domu po nocnej zmianie umilała mi podróż gawędą o rozlicznych idiotyzmach dziejących się w okolicy (dojazdowa droga nasza najmilejsza i nie tylko). Kobiety w minispódniczkach cierpią w milczeniu, bo wiedzą, że już wkrótce wzejdzie słońce.


    Mijając kościół pod wezwaniem św. Wojciecha przypominam sobie nieznanego pochodzenia informację, jakoby Wojciech z Brudzewa, znany podróżnik zmarł na AIDS. W tamtych czasach było to sztuka, gdyż wirus AIDS jest słabiutki i nie wytrzymywał konkurencji z innymi wirusami szerzącymi się wśród brudasów. A, że był czyścioszkiem, to zapadł i zszedł. Lepiej nie pytać, jak zapadł, bo anatema nie śpi. Na klombach pojawiły się hiacynty, a tulipanowe liście rozpychają się, by zrobić miejsce kwiatom. Pani jadącej rowerem ciekło z oczu, pewnie, podobnie jak ja czytała dzisiaj o SI, która nauczyła się kłamać i wyłudzać nagrody w systemie kar/nagród. Ja wiem, to przerażające, ale beztroska naukowców (zostawmy to, bo na razie za mało wiemy, więc niech sobie działa, a my patrzmy i się uczmy) – to dramat.


    Popołudniem, dziewczęta w czerni chłoną ciepło, a dla tych mniej czarnych zostaje już niewiele. W Mieście pojawiają się sukienki i spódniczki krótsze od szortów, a nawet topy kryjące piersiątka nie do końca rozwinięte. Staruszka na rowerze pedałuje z mozołem, a spod kasku wypływają włosy pozbawione barwnika z młodości. W autobusie, z ciekawości, albo z braku wyboru zerkam na murzynkę. Kobieta w ramionach i biodrach rozwinięta szeroko, choć pomiędzy wcięcie ma wyraźne jak ósemka. Powiedzieć o niej kruszyna, to zgrzeszyć jawnie. Zadowolony szczypiorek chudymi palcami usiłuje wydłubać coś z internetu pod czujnym okiem dziewczęcia o twarzy zapełnionej metaloplastyką. Dwie dziewczyny sczepiły się torebkami – jedna usiłowała wysiąść, druga pozostać. Zdążyły się rozplątać zanim autobus pojechał dalej. Kobietka o fioletowych włosach w tiulowej sukience i glanach do kompletu założyła białe rajtuzki, pod którymi tłoczyły się dzieła sztuki – liczne, skomplikowane i wspinające się ku intymności. W przypadku zbliżenia, nie będzie wiadomo, czy należy podziwiać nagość, czy zachwycać się malunkami. Wiem – to nie mój problem. I całe szczęście!

3 komentarze:

  1. Błądził na wielbłądzie
    po pustynnym lądzie.
    Wiele błon przebili,
    ale byli w błędzie
    nic z tego nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiersze inspirowane - może to jakiś pomysł na tytuł zbiorku poezji? pomyśl, nie święci garnki lepią.

      Usuń
  2. Miejskie migotanie myśli, które składa się w mozaikę zdarzeń i postaci – jakby każda chwila była ilustracją do opowieści, ale nikt nie trzymał pióra w jednym kolorze. Czapla wracająca z nocnej eskapady, wojownicza komandoska od osiedlowych absurdów, hiacynty pnące się do światła i dziewczyna w tiulach i glanach – wszystko splata się w obraz dnia, który oddycha własnym rytmem. Błędnik z błędem może pobłądził, ale nie stracił równowagi – za dużo w tym porannej prawdy, popołudniowej ironii i wieczornej refleksji. Można patrzeć i czytać bez końca.

    OdpowiedzUsuń