wtorek, 6 sierpnia 2024

Okazja, aby nakazać okazanie oka.

 

    Przysiadłem na chwilę nad wodą, zwabiony grzbietem zimorodka wypatrującego z suchej gałęzi czegoś jadalnego w leniwym nurcie. Zszedłem na pływający pomost i usiadłem. Zimorodek krzyknął coś raz i drugi, a gdzieś w oddali odpowiedziała mu wielokrotność. Poleciał sprawdzić i znalazł dwa kolejne, które po krótkim namyśle zdecydowały się sprawdzić miejsce, przy którym siedziałem. Dwa kroki ode mnie usiadła parka młodych (chyba) i wypatrywały zaciekle co dzieje się między oczkami rzęsy w pobliżu pływającej platformy.


    Słońce przedzierało się przez sitowie i gęste trawy w metalicznych klombach, przez korony drzew o obszarpanych wiatrem życiorysach. Deptakiem nad moją głową krążyło chwilowe piękno samotnie, w parkach, czy stadach, reklamujące walory własne mniej, bądź bardziej ostentacyjnie. Woda, ubrana w zmarszczki zniekształcała okoliczny pejzaż, jakieś kajaki, rowery, czy hulajnogi mknące mostem podtrzymywanym przez piaskowcowe rzeźby, starszy chłop posilający się seteczką smakowej wódki. Aż grzech było ruszać dalej.


    Na ławce dwie kobiety w seksownej czerni na głos studiowały horoskop dla koziorożca (koziorożycy?), a wróżbę przegryzały gruzińskim pieczywem. W Mieście kobiety ze wszelkich zakątków świata. Zanurzyłem się w cień najpiękniejszej z możliwych katalp, podziwiałem jesionopodobne drzewo o gronach pełnych nasion, pozwalałem słońcu szczypać się po oczach. Żyłem niespiesznie, leniwie, pozwalając sobie na brak powinności i obowiązków.


    Dziewczęta w bieli pachną wszystkim, tylko nie niewinnością, chłopcy prężą wszystko, czym zostali obdarzeni, młoda mama kaleczy czerwień bluzeczki ostrymi sutkami a jej pacholę z zaciętymi ustami wpatruje się w opaloną kostkę mamy. Młody, być może facet, z ostrym makijażem, prowadzi wybrankę, być może kobietę, w sobie tylko znane zakamarki, a ta przegląda się w nim, niczym w lustrze sprawdzając, jak dalece raził ich trądzik. Moda wciąż narusza nienaruszalne i przesuwa granice tego, co wolno i wypada. Cóż. Nagość z mody nie wychodzi i tylko patrzeć, kiedy klimat da przyzwolenie na rezygnację z tekstyliów.


    Nawłociowiska żółkną dojrzewając do rozmnażania, niebo uwalnia się od chmur. Czarnowłosa chudzina czesze się dłonią, blondynka tonie w domniemaniach, rwąc skórki, dziewczyny ukrywają urodę pod tatuażami, brodaci młodzieńcy skrywają pragnienia pod czarnymi szkłami okularów.

7 komentarzy:

  1. I u nas nawłoć rozsiadła się na łąkach i nad wodą, ale i wrotycz śmiało sobie poczyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chwasty tak mają, że atakują niepostrzeżenie, a kiedy już je widać, na ogół jest za późno.

      Usuń
  2. Chwytam oczyma,myślę obrazami.....idę po śladach.
    "Gawedziarze mawiają, że Ci,którzy mają odwagę opowiadać zmieniają świat przez samo jego nazwanie"
    Tak pięknie umiesz się bawić słowem .
    ....."pozwoliłem słońcu szczypac się po oczach"
    .....obszarpane wiatrem życiorysy "
    ....woda ubrana w zmarszki "
    A ja......ja siadam na ławeczce pod katapalta....moja obsypana kwieciem...zapach odurza.
    Dla tej narracji lubię Tu bywać.
    Pozdrawiam z uśmiechem
    Basia



    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło. siedź i rozkoszuj się, skoro słowa pozwalają na taką rozpustę.

      Usuń
  3. diagnoza po okazaniu
    -zmarszczka nakątna
    R.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa jestem, jak to się jeździ kajakiem po moście.

    OdpowiedzUsuń