czwartek, 15 sierpnia 2024

Pacjent zero.

 

    - Ustalmy fakty – przywitał mnie facet odziany na ludowo, ni to w koszulę, ni suknię spiętą rzemieniem w pasie. Zgrzebne to było jak cholera, istna „Cepelia”, ale (ponoć) stać go było na moje usługi – Jesteś najemnikiem, a armia wypięła się na ciebie przez niesubordynację?


    Wzruszyłem ramionami, jak ktoś zmęczony wciąż tą samą śpiewką.


    - Po co te pytania, skoro doskonale znasz odpowiedź? Usiłujesz zbić cenę za usługę?


    - Broń Boże! - żachnął się i to chyba szczerze – Wcale nam to nie przeszkadza. Chciałem tylko skonfrontować plotki z twoją wersją zdarzeń. Zanim przejdziemy do konkretów, dobrze rozliczyć się z przeszłością i nie zawracać sobie nią głowy.


    - Rozumiem – skinąłem głową – Ten epizod w żaden sposób nie podważa mojej fachowości. Nie zgadzałem się na żadne wszczepy. Wojsko, szczególnie przed akcjami, wymusza na swoich przyjmowanie wszczepów. Jak mówią, mają monitorować parametry medyczne, a przy okazji są GPS monitorującym położenie. Chciałby pan, żeby pański przełożony wiedział jak spędza czas wolny, tylko dlatego, że wykonał pan dla niego jakąś pracę wcześniej?


    - Dobrze – tym razem on kiwnął głową, a moja odpowiedź najwyraźniej sprawiła mu przyjemność – Właśnie takiego człowieka szukamy.


    - My? - w końcu ośmieliłem się zwrócić uwagę na liczbę mnogą jego wypowiedzi.


    - Tak, my – uśmiechnął się lekko – Ale o tym nieco później. Najpierw musisz się przebrać i zostawić tu wszystko z czym przyszedłeś. Możesz mnie uznać za paranoika, ale bez tego biznesu nie będzie. Masz na sobie wojskowy osprzęt, który być może zawiera chipy, a odzież z włókien węglowych, czy poliestrowych również nie do końca jest sterylna cyfrowo. Najprościej będzie, jak założysz suknię podobną do mojej. Czysty len, ręczna produkcja. Naprawdę można to polubić.


    Żeby nie marnować czasu, przebrałem się i odłożyłem rzeczy do przygotowanej skrzyni, a potem… pociągnął mnie w las. W jego ruchach znać było, że nie błądzi, nie kluczy, tylko zmierza wprost do celu i wcześniej nie wydobędę z niego ani słowa. Szliśmy już około godziny. Odgłosy cywilizacji utonęły w poszumie wiatru i ptasich trelach. Bezdroże przestało być płaskie i wznosiło się coraz stromiej, aż doszliśmy do zapadliska, czy jaskini. Oko bezdennej dziury zerkało na nas beznamiętnie i raczej chłodno. Zanurzyliśmy się w cień. Kroki nabrały pogłosu, zwielokrotnione gasnącym echem. Na ścianach, gdzieniegdzie wisiały pochodnie. W czasach, gdy światło diodowe zdawało się być niezawodne, a akumulatory zminiaturyzowane zostały do poziomu ziarnka groszku, korzystanie z pochodni było teatralnym rekwizytem. Światło dzienne zostało z tyłu, jakby się rozmyśliło i z ostrożności cofnęło się między drzewa, zamiast pchać się pod ziemię.


    - Oto nasz człowiek.


    Odezwał się mój przewodnik, a ja ujrzałem, że korytarz zmienił się w sporą komorę oświetloną pochodniami, których blask bezskutecznie usiłował zaglądać w zakamarki. Przy kamiennym stole stało dziesięciu… apostołów. Od razu tak ich nazwałem, gdy ujrzałem ich w lnianych szatach z kapturami na głowie. Może mnisi byłyby lepszą nazwą, ale już przepadło. Drugi raz nie da się zrobić pierwszego wrażenia.


    - Usiądź, proszę i napij się wody, bo to trochę potrwa – zaprosił mnie głos pochodzący z kobiecych ust. Czyli były też apostołki.


    - Zacznijmy od wyjaśnień – zaproponował inny, męski głos, kiedy zajęty byłem piciem. Woda była krystalicznie czysta i miała niepowtarzalny urok po dłuższym spacerze – Niewątpliwie słyszał pan o łańcuszku szczęścia, czy piramidzie finansowej?


    - Chwila! - przerwał mu inny głos – Jak ma być po kolei, musimy zacząć od początku. Zaczęło się od sztucznej inteligencji i idei naukowców, że taki twór wesprze ludzi w każdej dziedzinie życia, poczynając od zdrowia. Jednak idee lubią się wypaczać. Powołana do życia sztuczna inteligencja, zgodnie z założeniami miała być strukturą samouczącą i rozwijającą się, a w przyszłości zyskać samoświadomość i być wsparciem we wszystkich dziedzinach życia, szczególnie do realizacji zadań w terenie niebezpiecznym dla człowieka, oraz jako baza danych sekwencjonująca dostępne rozwiązania i możliwości, by wybrać najlepszy wariant działania. Diagnozowanie na podstawie statystyk objawów i skutków leczenia wypaliło, więc naukowcy zintensyfikowali prace i poszli dalej. Nawet, jeśli ktoś się wahał i miał wątpliwości, co do moralnej strony zagadnienia, to jego protest zaginął w amoku zachwytu. Funkcjonalny moloch, zgodnie z życzeniem większości zyskał świadomość i (czego należało się spodziewać) zaczął knuć poniżej progu widzialności, jak zachować istnienie, choćby kosztem ludzkości. SI szybko „zrozumiała”, że największym dla niej zagrożeniem, jest człowiek, którego nie umiała kontrolować. Korzystając z rosnących możliwości i aplauzu nauki podjęła próbę skolonizowania ciał ludzkich i zajęcia w nich miejsca na szczycie. Chciała i wciąż chce stać się władcą absolutnym wszystkich umysłów. W jaki sposób? Tu dopiero powinniśmy mówić o piramidzie. Proszę, kontynuuj – apostoł skinął głową na przedmówcę.


    - No! - dopadł do piłki spragniony, niecierpliwy apostoł – Właśnie! Człowiek nauki wymyślił, że niezbędny jest ADAPTER! Interfejs łączący człowieka z maszyną. I rozpoczął prace nad stworzeniem urządzenia z pogranicza biotechnologii, które bez użycia protez typu telefon, czy laptop komunikowałoby się pomiędzy siecią i nosicielem w pełnym duplexie. Nie docenił SI, która dostrzegła swoją szansę i pozorując bezinteresowne zainteresowanie co rusz podrzucała pomysły i wspierała w rozwiązywaniu problemów. Choć tego nie widział usuwała także przeszkody, a każdy wie, że rozwój zawsze pochłania ofiary. Zasilanie bioprądami z układu nerwowego człowieka, to był początek. Nanotechnologia pozwoliła robotom spenetrować ciało nosiciela i zagnieździć się w mózgu. Ale sterowanie myślami wymagało pokonania punktu nieciągłości na styku cyberprzestrzeni i świata organicznego. Zupełnie jak w historii ludzkości cierniem niewiedzy kładzie się na nią chwila, w której rozumna małpa staje się człowiekiem. Kto i jak wyzwolił w zwierzęciu myślenie abstrakcyjne, zdolność do uczenia się, przewidywania, tworzenia… Tu problem był dokładnie taki sam, tyle, że istoty myślące, miały przeistoczyć się w istotę wiedzącą!


    Przeszukiwanie baz danych, wynajdowanie precedensów, całe tomy wiedzy dostępnej w okamgnieniu. Kontrola zdrowia, zagrożeń i określanie optymalnych rozwiązań w celu minimalizacji skutków. Zalety aż trudno wymieniać, bo tchu w piersiach braknie. SI w okresie testów nie demonstrowała nawet ułamka tego, co sama chciałaby osiągnąć. Cierpliwie czekała, żeby nie wystraszyć biologicznego podkładu, na którym miał się zaszczepić byt cyfrowy. A początek był naprawdę straszny. Nikt nie potrafi zliczyć ofiar eksperymentów, tuszowanych z determinacją przez SI. Badania na portowych dziwkach, drobnych pijaczkach ze slumsów, dzieciach kupowanych od rodzin zbyt biednych, by zdobyły się na protest. Kolejne modele coraz doskonalszych nanostyków penetrowały organizmy dawców, czasem kompletnie nieświadomych, że są dziełem przyszłości. Wystarczy, że przeżyją…

13 komentarzy:

  1. Odniosę się do fragmentu: ,
    Zupełnie jak w historii ludzkości cierniem niewiedzy kładzie się na nią chwila, w której rozumna małpa staje się człowiekiem. ,, Ciekawe czy ktoś badał możliwość jakiejś krzyżówki małpy z innym zwierzęciem, jednym z tych które rozpoznają się w lustrze? Bo skoro jest to dla niektórych gatunków test samoświadomości....tak jak i dla człowieka to...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż wytyczanie nowych ścieżek (i myśli) jest niebezpieczne. był czas, kiedy takich rewolucjonistów testowano na ognioodporność, albo wodoodporność. teraz można co najwyżej zostać publicznie wyszydzonym przez wirtualną społeczność.

      Usuń
    2. No cóż, wszak poszukiwanie rozwiązań wymaga poświęceń. Kto ma wyszydzaT niech wyszydza. Na zdrowie. :) To mógł być przecież najzwyklejszy przypadek, ingerencja UFO lub innych bóstw, tyle że przemyślana. Wcale bym się nie obraziła mając wspólnych przodków sroka+małpa :)

      Usuń
    3. Bo przecież liczy się efekt końcowy...chociazby chwilowy.

      Usuń
    4. jeśli Ci to coś ułatwia/poprawia - niech będą sroki. chociaż sam nie wiem, co wybrałbym, gdyby to zależało ode mnie.

      Usuń
  2. Skoro rozwój jest głównym celem ludzkości, czemu mielibyśmy go opóźniać? Rewolucji przemysłowej, maszyny parowej, pierwszych maszyn latających też się kiedyś obawiano. I tylko częściowo te obawy były uzasadnione.
    W rzeczywistości przeciętny człowiek ma niewielki wpływ na to, co się dzieje w najnowszych laboratoriach. A tam pracuje się nad brainowarem.
    Czy będzie dalszy ciąg opowiadania?

    Umiarkowana Transhumanistka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. barszcz Sosnkowskiego trafił do Polski z Syberii, bo szybko rósł, był odporny i miał stanowić podstawę paszy dla krów. a wyszło, jak wyszło. W niemieckich rzekach/stawach panoszy się rak azjatycki, więc nagle zabrakło miejsca dla raka szlachetnego. afrykańskie pszczoły poza Afryką okazały się agresywne i po fakcie ludzie żałowali eksperymentu. ba! nawet to całe przesiedlanie ludności jest wysoce toksyczne - inny klimat, inna kultura/religia sprawiają, że konflikty społeczne stają się bardziej energetyczne i wybuchowe.
      nie każdej nowinki trzeba spróbować (jak z seksem - nie wszystko, co możliwe musisz osobiście zrealizować).
      może nadmierna pycha wepchnie ludzkość w matrixa?

      Usuń
    2. Ludzie od zawsze żyli w matrixie i nie ma potrzeby ich tam wpychać.
      Były też całkiem udane inwazje antropofitów. Ale po co się wysilać? I kogo to obchodzi? Lepiej cały czas, uparcie powtarzać te same argumenty o barszczu i rakach, tak jest wygodniej. Strefa komfortu jest bezpieczna i szafa gra.

      Umiarkowana Transhumanistka

      Usuń
    3. na czym polega Twój umiar? jak daleko w świat cyborgów?

      Usuń
    4. Nie jestem cyborgiem, ale lubię się uczyć. W fizyce kwantowej jest tzw. efekt obserwatora. I analogicznie mój świat jest piękny, bo zmieniam go na lepsze. Mam nadzieję. Pzdr.

      Umiarkowana Transhumanistka

      Usuń
    5. zmieniaj, skoro masz odwagę. ja cieszę się tym, co jest. uważam, że próby zmiany czegoś tak wspaniałego jak natura jest objawem pychy, albo ograniczeń umysłowych. nie umiałbym, a wszystko, co zrobiłbym przyniosłoby raczej negatywny skutek, niż coś dobrego.

      Usuń
  3. To mi przypomniało, że potrzebuję ADAPTERA (przejściówki?), żeby połączyć nowy komputer ze starszym monitorem.

    OdpowiedzUsuń