piątek, 28 czerwca 2024

Ogary garną się do ogarniania garów.

 

    Kopciuszek z bezpiecznej wysokości szczytu muru obserwował, jak kwiczoł puszy się na podwórku. Tak zaczął się dzień kobiet o włosach w kolorze dobrze wyschniętej słomki – albo słońce spaliło ich włosy podobnie do podstrzyżonych trawników, albo wkroczyła zaawansowana chemia. Kilka rudzielców zaledwie potwierdzało regułę.


    King-kong stanął w drzwiach autobusu i samą swoją kubaturą wyeliminował ruch wejściowy i wyjściowy. Pani, z walizą, kotkiem w klatce i wytatuowanym na nadgarstku pieskiem walczyła o świeże powietrze, jeśli na dworcowym przystanku w ogóle to możliwe. Ledwie się udało. Na świecie królowały sukienki z materiałów tak lekkich, że trzeba je było obciążać czymkolwiek, choć trafiały się pojedynczo bawełniane dresy, czy legginsy przytulone do ciał z zacięciem głodnego kleszcza. Sąsiad, zawodowo zajmujący się antykami, prywatnie odkrywał skarby natury ożywionej i bynajmniej nie zabytkowej.


    Wróżba Na Dzień Dobry pojawiła się w końcu – pięknie opalona, w bielutkiej sukience, której rąbek (rąbki) nieustająco lecz z leciutkim uśmiechem karciła, gdyż rąbek (rąbki) najwyraźniej poczuł ambicje alpinistyczne i wspinał się po pięknych udach, nie bacząc na ryzyko porażki. Aż jaskółki spadły z nieba i krążyły bliżej ziemi pogwizdując z uznaniem – kompletny brak kultury. Wyglądała zjawiskowo i subtelnie, nie tak, jak dama w czerni, eksponująca grację bosmana wracającego z portowej spelunki.


    Gość, w koronie (znaczy w barach) rozrośnięty niczym dorodny, wolnostojący dąb dosiadł roweru i zmolestował go niemal do utraty tchu. Sprzęt ledwie wystawał spod jegomościa, rytmicznie nalegającego na zwiększenie tempa. Strwożonej dziewczynie z czerwonym serduszkiem na policzku aż zaschło w gardle na widok ordynusa, więc kawą spłukała wyschnięte gardło. Kolejny chłop, którego spotykam dość często i za każdym razem wzbudzającym we mnie same negatywne uczucia, szedł z psem i obaj wyglądali ślisko, obrośnięci czymś, do czego wolałem się nie zbliżać.

10 komentarzy:

  1. Co się porobiło. Teraz to piesełom nawet trzeba gotować!
    MasterChef

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli to nawiązanie do tytułu, to piesy powinny stać się kucharzami.

      Usuń
  2. Kwiczoły to moje ulubione ptaszki z podwórka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Swoją drogą, zdecydowanie nie jestem ogarem, sądząc po moich chęciach garnięcia się do garów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba dobrze? znaczy, że nie czujesz się piesko?

      Usuń
    2. i tak trzymaj. uśmiechniętym łatwiej na świecie.

      Usuń